"Szkoła życia": Tak wygląda "misyjność" według TVP
Krytycy zarzucają, że szefowie stacji tracą pieniądze z abonamentu na produkcje, które odpowiadają najniższym gustom. Czy rzeczywiście "Szkoła życia" nie uczy niczego dobrego?
Na to przeznaczane są pieniądze z abonamentu?
Polacy pokochali współczesne paradokumenty. *"Pamiętniki z wakacji", "Dlaczego ja?" i "Trudne sprawy" czy "Ukryta prawda" cieszą się niesłabnącą popularnością. Na fali zainteresowania stacje zaczęły prześcigać się w pomysłach na nowe serie. Do walki o widza dołączyła nawet Telewizja Publiczna. Niedawno na antenie Dwójki zadebiutował nowy serial fabularyzowany - "Szkoła życia". Jak zapewniają twórcy, ich dzieło różni się od emitowanych przez stacje komercyjne serii tym, że ma "misję". Jaką? Po obejrzeniu pierwszych odcinków trudno powiedzieć. Krytycy zarzucają TVP, że traci pieniądze z abonamentu na produkcje, które odpowiadają najniższym
gustom. Czy rzeczywiście "Szkoła życia" nie uczy niczego dobrego? KJ/AOS*
Problemy współczesnej szkoły
Twórcy serialu postanowili w atrakcyjny, ich zdaniem, sposób zaprezentować losy uczniów, którzy borykają się z różnego rodzaju kłopotami. Każdy odcinek opowiada zamkniętą historię i dotyka innego problemu dręczącego współczesną szkołę.
Jak czytamy w komunikacie prasowym, obok pozornie błahych kwestii (np. trudności w nauce czy braku umiejętnością porozumienia się uczniów z nauczycielami), bohaterowie "Szkoły życia" mierzą się m.in. z narkomanią, sponsoringiem czy niechcianą ciążą.
Seks, ciąża, gwałt i aboracja
Już w pierwszym epizodzie widzowie byli świadkami historii 17-letniej Moniki, która spotyka się z dwukrotnie starszym biznesmenem. Zauroczona mężczyzną dziewczyna rozstała się ze swoim dotychczasowym chłopakiem. Kochanek zapewniał ją, że jest zakochany po uszy i dla niej ma zamiar rozwieść się z żoną.
Widzimy, jak Monika coraz gorzej radzi sobie w szkole. Szybko okazuje się, że nierozsądna bohaterka zachodzi w ciążę z bogatym kochankiem. Ten jednak wypiera się ojcostwa. Dziewczyna poważnie myśli o aborcji. Za namową koleżanki postanawia upozorować gwałt, którego miał dokonać jej były chłopak, Sebastian.
Pomoc psychologa
To, jak uczniowie, nauczyciele i rodzice radzą sobie z problemami, za każdym razem poddane zostaje ocenie psychologa, który podsumowuje przedstawione wydarzenia, wskazuje błędy każdej ze stron oraz sugeruje inne, bardziej prawidłowe reakcje i zachowania.
Zabieg wprowadzenia do produkcji eksperta wydaje się jednak mało udanym pomysłem. Psycholog jest bowiem jednym z bohaterów serialu, który pod koniec odcinka wypowiada się na temat zaprezentowanych sytuacji.
Ciężko jednak brać na poważnie jego dobre rady, kiedy trudno określić, czy rzeczywiście naszym oczom ukazuje się specjalista w swojej dziedzinie, czy jedynie kolejny pseudoaktor, wypowiadający wymyślone przez scenarzystów kwestie.
Działania prospołeczne
W założeniu serial promować ma działania prospołeczne, wśród których mają znaleźć się m.in. budowanie świadomości zagrożeń, edukacja społeczna oraz popularyzacja wiedzy o możliwościach wychodzenia z sytuacji kryzysowych.
Produkcja "Szkoły życia" to głos Telewizji Publicznej w trwającej od lat dyskusji na temat kondycji polskiej szkoły i tym samym próba pozytywnego oddziaływania na rzeczywistość, co jest wpisane w misyjną działalność TVP - czytamy w komunikacje prasowym.
Antyspołeczny i antypolski?
Krytycy zarzucają jednak produkcji propagowanie zachowań antyspołecznych, a nawet antypolskich.
- Reżyserzy serialu nie omieszkali podmienić misyjności na mini-propagandę. Otóż, kiedy jedna z dziewczyn zachodzi w ciążę, druga 17-latka wyraża swoje oburzenie i niechęć do kraju, w którym mieszka, ponieważ… aborcję można przeprowadzić tylko, gdy kobietę się zgwałci. Podkreśla również, że to chory kraj i następnie proponuje koleżance upozorowanie gwałtu - czytamy wypowiedź jednego z blogerów na stronie "Frondy".
Brak autentyzmu?
To jednak nie koniec negatywnych opinii. Serialowi zarzuca się zupełne oderwanie od rzeczywistości. Chociaż na ekranie nie pojawiają się profesjonalni aktorzy, a miejscem wydarzeń są zazwyczaj ogólnie dostępne miejsca publiczne, trudno nie odnieść wrażenia, że przedstawione sytuacje są jedynie wymysłem scenarzystów, nie mającym nic wspólnego z prawdziwym życiem.
Twórcy zapewniają jednak, że nawet najbardziej niewiarygodne sytuacje nie są "wyssane z palca".
- Wszystkie historie przedstawiane w "Szkole życia" mają swoje źródła w autentycznych wydarzeniach. Przed uruchomieniem produkcji zebraliśmy opowieści nastolatków z naszych rodzin, znajomych. W tym sensie każdy temat jest autentyczny, wydarzył się naprawdę - mówi Łukasz Kłuskiewicz, kierownik redakcji filmu fabularnego i seriali w TVP 2, w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Niska oglądalność
Zapewnienia producentów, jak i sam serial, najwyraźniej nie przekonały widzów. Oglądalność "Szkoły życia" jest rozczarowująca. Jak podają wirtualnemedia.pl, po trzech pierwszych odcinkach seria gromadzi przed telewizorami średnio 524 tys. osób.
W czasie jej emisji Dwójka przegrywa z konkurencją - stacją TVN, na antenie której oglądać można paradokument "Szpital" oraz Polsatem i kolejnym serialem fabularnym - "Dlaczego ja?".
Trudno na razie powiedzieć, jaka będzie przyszłość pierwszej fabularyzowanej serii z misją. Niskie koszty produkcji zapewne nie rujnują budżetu Telewizji Publicznej. Wiele osób widziałoby jednak inny sposób zagospodarowania tych pieniędzy...