Szef portalu TVP Info uderza w "Wyborczą". "Za chwilę ktoś wyjdzie z nożem i zamorduje Obajtka"
W czasie debaty o granicach wolności słowa Samuel Pereira, szef portalu TVP Info, porównał sytuację Daniela Obajtka do Pawła Adamowicza, zamordowanego prezydenta Gdańska.
Pereira wypowiadał się we wtorek przed sejmową Komisją Kultury i Środków Przekazu. Komentował kwestię wolności słowa w Polsce.
W pewnym momencie zaczął opowiadać o Danielu Obajtku, prezesie PKN Orlen, który jest bohaterem licznych publikacji medialnych, ujawniających m.in. kupienie przez niego atrakcyjnego apartamentu po nierynkowej cenie czy otrzymanie dotacji państwowych na remont prywatnego dworku w Borkowie Lęborskim.
Samuel Pereira powiedział: - Bardzo głośno mówi się o prezesie jednej ze spółek, i tutaj jakoś nie ma problemu, żeby mówić o tych sprawach, mimo, że one nie zostały dla zainteresowanego zamknięte sądowo.
Potem porównał tę sytuację ze sprawą nieżyjącego prezydenta Gdańska, Pawła Adamowicza: - Co więcej, politycy atakują TVP za to, że informowała o nieruchomościach jednego z polityków samorządowych dużego miasta w Polsce. To znana sprawa prezydenta Gdańska. A z kolei kiedy inne media informują o nieruchomościach, o starych sprawach jeszcze sprzed lat, prezesa spółki państwowej, to nikt nie mówi o nękaniu. Nikt nie mówi, że za chwilę ktoś wyjdzie z nożem i zamorduje prezesa Obajtka. I wtedy będziecie mówić, że krew na rękach ma kto? Gazeta Wyborcza?!
Przypomnijmy, że raport firmy Newton Media dla Urzędu Miasta Gdańska wyliczył, że w 2018 roku TVP zajmowała się Pawłem Adamowiczem 1773 razy, czyli średnio prawie 5 razy dziennie. Wiele z tych materiałów miało negatywny, oskarżycielski wydźwięk, np. rzekome zamieszanie prezydenta Gdańska w aferę Amber Gold czy stwarzanie zagrożenia poprzez sprowadzanie do Polski uchodźców.
Z inicjatywy Lichockiej
Debata w komisji sejmowej była burzliwa. Jej inicjatorką była Joanna Lichocka, posłanka PiS. Dotyczyła procesów wytoczonych prawicowym dziennikarzom przez medialny koncern Ringier Axel Springer Polska (RASP). Szwajcarsko-niemiecko-amerykański koncern to wydawca m.in. Onetu, Newsweeka, Faktu, Business Insidera i Przeglądu Sportowego. Lichocka uznała, że to wolność słowa dziennikarzy mediów publicznych i prorządowych jest dziś ograniczana.
Na spotkanie zaproszono Samuela Pereirę, Cezerego Gmyza, Wojciecha Biedronia i Witolda Gadowskiego. To prawicowi publicyści związani z TVP, portalami wSieci czy wPolityce.
W latach 2016-20 użyli oni w felietonach bądź mediach społecznościowych sformułowań takich jak "nazistowski wydawca" czy "niemiecki tabloid".
W przypadku Samuela Pereiry chodzi w sumie o 27 wpisów na Twitterze, w których twierdził m.in., że "linia programowa RASP jest tworzona pod dyktando Niemiec, a prezes wydawnictwa jest niemieckim nadzorcą".
Cezary Gmyz o RASP pisał w 2017 roku na Twitterze, że to "nazistowski wydawca".
Z kolei Witold Gadowski na łamach portalu wPolityce pisał w 2018 r., że: "Niemcy robili mydło z ludzkiego tłuszczu, abażury z ludzkiej skóry, a dziś, kiedy słyszę, że w Axel Springer zasiadali wermachtowcy, SS-mani - to rozumiem skąd ta agresja na Polskę".
Koncern Ringier Axel Springer oskarża ich o naruszenie dóbr i żąda przeprosin oraz wysokiego zadośćuczynienia. W przypadku Pereiry jest to 100 tys. zł.
W ich obronie stanęli politycy PiS.
Joanna Lichocka: - Ściganie dziennikarzy za ich poglądy budzi nasze zaniepokojenie.
Marek Suski: - Państwo polskie ma obowiązek bronić małych obywateli przed wielkimi koncernami.
Suski atakował RASP: - Obce media mają narodowość i realizują linię historyczną swojego kraju. Przypomnę, że Onet wyrażał ubolewanie nad losem niemieckich żołnierzy, którzy palli polskie wsie i dlatego nie mogli obchodzić Wigilii. To, co robimy, jest więc obroną polskiej racji stanu i polskiego honoru.
Gmyz: Axel Springer z licencją od Goebbelsa
Jolanta Hajdasz z Centrum Monitoringu Wolności Prasy SDP powiedziała, że jej zdaniem tacy dziennikarze jak Gmyz, Pereira i Gadowski są "wyciszani i wytłumiani", bo jako publicyści domagają się do Niemiec odszkodowań za II wojnę światową.
Z kolei Cezary Gmyz skarżył się, że RASP żąda od niego i jego kolegów kwoty idącej w setki tysięcy złotych.
Gmyz: - Nie dysponujemy takimi kwotami. To oznacza dla nas bankructwo.
Gmyz tak wytłumaczył swój wpis z 2017 roku: - Napisałem, że "Fakt" ma nazistowskiego wydawcę. To ostre sformułowanie, ale przecież ten wydawca miał licencję na wydawanie w III Rzeszy od samego Josepha Goebbelsa z Ministerstwa Propagandy.
Dziennikarz Wojciech Biedroń, "Sieci": - Mark Dekan, prezes RASP, człowiek, który jest gościem w Polsce, ściga mnie, niezależnego dziennikarza. To jest kolonialne traktowanie mniej majętnych Polaków.
Samuel Pereira, szef tvp.info, argumentował: - Od wykazywania pomyłek czy błędów jest polemika i publicystyka, a nie sąd.
Posłanka Joanna Lichocka z PiS mówiła wręcz o niszczeniu dziennikarzy:
- Czym innym są procesy na drodze cywilnej o sprostowanie, gdy żąda się 10-15 tys. zł, a czym innym używanie wielkiej machiny finansowej, żeby dziennikarza ekonomicznie zniszczyć. Ja staję w obronie dziennikarzy.
Ripostowała jej posłanka Lewicy Joanna Scheuring-Wielgus: - Pan Samuel Pereira rzekomo reprezentuje dziennikarstwo, ale tak naprawdę jest tylko członkiem zespołu medialnego PiS. To nie dziennikarz.
Prokuratura, politycy i służby kontra dziennikarze
Z kolei reprezentanci Towarzystwa Dziennikarskiego, Seweryn Blusztajn i Eva Ivanova (na co dzień dziennikarze "Wyborczej"), przypomnieli, że przeciwko dziennikarzom RASP jest wytoczonych 17 pozwów cywilnych i 5 karnych przez firmy państwowe.
- Te firmy też mają nieograniczone środki. To PKP, Porty Lotnicze, Grupa Azoty czy TVP. To mrożenie pracy dziennikarzy i ich śledztw dziennikarskich przez władze, wielkie firmy, polityków i Ministerstwo Sprawiedliwości – mówił Blumsztajn.
Eva Ivanova z Towarzystwa Dziennikarskiego powiedziała, że dziennikarze "Gazety Wyborczej", "Newsweeka", Oko.press czy "Polityki" są notorycznie pozywani przez państwo.
Ivanova: - Z jednej strony mamy państwo, prokuraturę, służby i polityków, a po drugiej stronie jest dziennikarz. Władze wytoczyły w sumie 172 spraw dziennikarzom. Dziennikarze pozywani są przez PiS-owskie ministerstwa, w tym przede wszystkim Ministerstwo Sprawiedliwości, prokuraturę, polityków PiS, sędziów "dobrej zmiany", spółki Skarbu Państwa i TVP. "Wyborcza" ma obecnie 63 postępowania, a RASP - 41.
Joanna Wielgus z Lewicy wyliczała, że dziennikarze byli i są pozywani m.in. przez Polską Fundację Narodową, TVP, Polską Grupę Zbrojeniową, Skoki, Ministra Zdrowia, Ministra Kultury, Muzeum II Wojny Światowej czy KGHM.