Syn Kasi Nosowskiej o współpracy z mamą: "Korzystam z kart rozdanych przez los"
Rodzinny duet Katarzyny Nosowskiej i Mikołaja Krajewskiego zelektryzował fanów wokalistki. Oboje opowiadają o współpracy w samych superlatywach.
15.11.2018 | aktual.: 15.11.2018 19:46
Mikołaj Krajewski zaśpiewał gościnnie na płycie "Basta" swojej mamy (jako Miki). Pojawił się też na jej koncertach. Obecność syna wokalistki wywołała spore poruszenie wśród fanów. Sama zainteresowana przyznała, że zaproszenie Mikołaja na scenę było jej pomysłem. Choć początkowo miał pojawić się tylko na płycie, ostatecznie towarzyszy mamie podczas występów na żywo.
- Pierwotnie zależało mi na tym, żeby pojawił się w tej piosence. Miałam wrażenie, że kiedy w niej będzie, to jakoś się w niej pokajam. Bo tekst dotyczy sytuacji, w której otrzymujemy pewien przekaz od rodziców. I chociaż bardzo tego nie chciałam, to sama też pewien zestaw mu przekazałam, w dodatku bardzo podobny do tego, który sama słyszałam. Jest bardzo powszechny. Myślę, że wszyscy słyszeli podobne sformułowania, kiedy byli młodzi – mówiła o swoim pomyśle Nosowska w najnowszym wywiadzie w "Dzień Dobry TVN".
I gdy tylko syn pojawił się u jej boku na scenie, okazało się, że pomysł na wspólny występ był strzałem w dziesiątkę. - Zagraliśmy kilka koncertów. Ale wzruszenie jest za każdym razem tak samo intensywne. I jakoś wciąż nie mogę się nadziwić. Mówię za każdym razem ten sam tekst, że nie zdążyłam jeszcze schudnąć po ciąży, a on już tak wyrósł. Jest już dorosłym mężczyzną, a ja wciąż pamiętam, jak był oseskiem – dodała z nieskrywaną dumą.
Krajewski zaś nie ukrywa, że to właśnie mama jest dla niego autorytetem i że to ona nauczyła go, jak być dobrym człowiekiem. Pozwoliła mu kroczyć własną ścieżką, nie narzucając własnej wizji. Długo nie myślał o tym, by iść w jej ślady. Dopiero niedawno dojrzał do tego, by spróbować odważniej funkcjonować w show-biznesie. I choć Nosowska sama przyznała, że zdaje sobie sprawę, że słynne nazwisko rodzica często sprawia problemy, jej syn ma nieco inne zdanie.
- Miałem farta, że mama zawsze trzymała mnie z daleka od tego świata. Dla moich kolegów nie byłem Mikołajem Krajewskim, synem Kasi, tylko po prostu Mikołajem. I przyznam szczerze, że bardzo mi to odpowiadało, bo miałem szansę wykreowania wizerunku wśród osób, na których naprawdę mi zależy. Teraz, dla osób, które chciałyby mnie posłuchać, też chciałbym pokazać siebie, a nie tylko z perspektywy mamy – mówił w rozmowie z "Dzień Dobry TVN".
Teraz Mikołaj, zmotywowany sukcesem koncertów, ma jeszcze więcej zapału, by próbować swoich sił w muzyce. Jak donosi kolorowa prasa, pracuje nad debiutancką rapową płytą. - Zawsze się bałem, że ludzie zaczną mnie oczerniać, że jadę na plecach mamy. Ale stwierdziłem, że jest mnóstwo osób, które dałyby się pokroić za taką szansę. Więc uważam, że hejtowanie osoby za to, że korzysta z kart, które mu rozdał los jest bezsensowne. Każdy z nas chciałby mieć takie karty. Ja swoich nie mam zamiaru marnować – dodał w telewizyjnym wywiadzie.