Świadectwo końca świata
Trudno jednoznacznie zaklasyfikować "Córkę Mendla". Nie jest to ani typowa powieść graficzna, ani typowa autobiografia. Jej autorem jest Martin Lemelman, jednak to jego matka, Gusta, przemawia do czytelnika. Syn tylko ilustruje jej wspomnienia, decydując się zresztą na oszczędne, nieco szpetne ołówkowe szkice. Dzięki temu "Córka Mendla" to jednocześnie biografia i autobiografia, komiks i ilustrowana książka (nie ma tu ani jednego dymku z dialogiem).
14.06.2013 | aktual.: 29.10.2013 17:22
Opowieść snuta przez Gustę rozpoczyna się w dwudziestoleciu międzywojennym. Żyjąca na dzisiejszej Ukrainie (wtedy były to wschodnie rubieże II Rzeczypospolitej) rodzina dziewczyny była typową żydowską rodziną - utrzymującą się z drobnego handlu, żyjącą według żydowskich zwyczajów, dobrze współżyjącą z Polakami. Ciekawe, że Gusta pamięta ten okres niemal idyllicznie. Nie mówi o antysemityzmie czy nietolerancji, te pojawiają się dopiero później. Tymczasem II RP wydaje się być pięknym, dobrym rajem, zapewniającym Żydom bezpieczeństwo. Gusta mówi przede wszystkim o jedzeniu, wspomina wypieki swojej matki, przepisy, kompoty - te sceny będą do czytelnika powracać, gdy główna bohaterka zacznie mówić o głodzie i przetrwaniu w lesie.
Świat Gusty nie wywraca się do góry nogami w dniu, w którym wybucha wojna. Okupację radziecką bohaterka wspomina całkiem dobrze. Owszem, pamięta też zbrodnie - przykładem jest choćby opowieść o mężczyźnie zesłanym na Syberię przez partyjnego naczelnika, który zagarnia jego dom - ale prawdziwą grozę budzili w niej uciekinierzy z Rumunii, opowiadający o pogromach na Żydach. Prawdziwa tragedia przychodzi do Germanówka 22 czerwca 1941 roku, gdy III Rzesza wypowiada wojnę Związkowi Radzieckiemu. To wtedy zaczynają się prześladowania, morderstwa, grabieże i gwałty. A także getta i wywózki do obozów koncentracyjnych.
Ale Holocaust opisywany przez Gustę nie ma oblicza komór gazowych. Ukrywająca się wraz z rodzeństwem w lesie dziewczyna nigdy nie została złapana, nie wylądowała więc w Auschwitz. Zamiast tego dwa lata przeżyła pod ziemią, w wykopanej kryjówce, którą nazywali grobem.Wychodzili z niej tylko po zmroku, całe dnie spędzali w ciemności. Jedli grzyby, kradli warzywa z pól, największym skarbem była dla nich woda. Ludzi - chrześcijan - unikali, obawiając się donosu.
Proszę się nie bulwersować, "Córka Mendla" nie ma wymowy antypolskiej. Gusta wielokrotnie przypomina chrześcijan, którzy pomagali jej rodzinie. Ale nie zapomina i o tych, którzy zachowali się haniebnie (o Żydach współpracujących z faszystami też nie zapomina). Najgorętszym tematem są oczywiście żydowskie majątki - przejmowane przez "pazernych chrześcijan" mających nadzieję, iż ich prawowici właściciele nie przeżyją wojny. Gdy w 1944 roku Gusta jednak powraca do domu okazuje się, że mieszkający w nim chrześcijanie wcale nie zamierzają się wyprowadzać. Rozczarowani, że właściciele się zjawili przypominają umowę, która pojawiała się w trakcie wojny - przepisanie domu w zamian za chleb - i cynicznie proponują by teraz ją podpisać.
Z końcem wojny znów zresztą wiąże się ciekawostka. Gusta inaczej niż większość z nas nie uważa, iż konflikt skończył się w 1945 roku. Dla niej pokój nastał w "marcu lub kwietniu 1944 roku", gdy z Ukrainy wycofali się Niemcy, a ich miejsce zajęła Armia Czerwona. Oznaczało to koniec głodu i życia w lesie. Koniec codziennego strachu o własne życie. Neutralność, a nawet przychylność, z jaką Gusta mówi o czerwonoarmistach może polskiego czytelnika uwierać,wszak za chwilę zaczną oni walczyć z Armią Krajową, by w końcu umocować w Polsce marionetkowy rząd. Warto jednak pamiętać, że "Córka Mendla" to opowieść bardzo osobista - jej bohaterka mówi o swoim życiu, a dla niej, Żydówki, ucieleśnieniem wszelkiego zła byli faszyści (o Hitlerze mówi, iż "jego imię powinno być wymazane").
Wydawnictwo Komiksowe, polski wydawca "Córki Mendla", nie ukrywa, iż kieruje album przede wszystkim do młodzieży w wieku szkolnym. Na końcu zamieszczono nawet tematy rozmów, które nauczyciel może wykorzystać podczas lekcji. Osobiście nie wierzę w powodzenie takiego projektu. Polska szkoła podchodzi do komiksu z nieufnością. Wśród uczniów, rodziców i nauczycieli wciąż dominuje przeświadczenie, że nie warto o nim mówić (a jeżeli już, to tylko jako o ciekawostce). Jeżeli jednak znaleźliby się pedagodzy zainteresowani takim podejściem, polecałbym sięgnięcie po "Mausa" Arta Spiegelmana. "Córka Mendla" robi wrażenie tylko jako osobiste świadectwo. Mnóstwo jest takich opowieści (lepiej opowiedzianych, pełniejszych) w klasycznym, pomijającym komiksy, spisie lektur. "Maus", również będący opowieścią syna o horrorze rodzica, to dojrzałe arcydzieło. Można przy nim rozmawiać nie tylko o Holocauście, ale i o możliwościach medium komiksowego. A "Córka Mendla" komiksem jest dosyć słabym.