Superbohaterów wojna o Amerykę
Próba opisania sytuacji w świecie Marvela to niełatwe zadanie. Prowadzona wielowątkowo opowieść o fikcyjnej Ameryce pełnej superbohaterów i mutantów rozgrywa się w kilku, jeżeli nie kilkunastu seriach i choć jej najważniejsze momenty wydawane są w osobnych tomach (to tak zwane eventy), to pełny obraz może mieć tylko czytelnik nadążający za wszystkimi seriami wydawnictwa. Spróbujmy jednak...
23.01.2013 | aktual.: 29.10.2013 17:18
Kontekst
U progu XXI wieku Ameryka znajduje się na zakręcie. Po serii dramatycznych wydarzeń zaufanie do superludzi jest rekordowo niskie. Kryzys rozpoczął się w tomie "Tajna wojna", gdy Nick Fury wykorzystał mutanty w tajnej akcji na terenie obcego państwa. W odwecie zaatakowany został Manhattan, zginęło wielu niewinnych Amerykanów.
To jednak nie wszystko - wkrótce dochodzi także do ataku na samych mutantów. W jednym z najtragiczniejszych dni w historii Marvela duża część populacji superbohaterów zostaje unicestwiona ("Ród M"), ci którzy przeżyją borykać się muszą z traumą i rosnącą nieufnością rządu Stanów Zjednoczonych. Tym bardziej, że ostatnim epizodem tragicznego dnia M są narodziny Kolektywu ("New Avengers: Kolektyw"), nieobliczalnego, potężnego herosa, który niszczy wszystko na swej drodze. Jakby tego było mało, znowu odbija Hulkowi - wielkiemu, zielonemu potworowi, którego nikt nie kontroluje. Ofiarą jego furii staje się Las Vegas, znów umierają cywile.
W tym mniej więcej momencie rozpoczyna się "Wojna domowa" szkockiego scenarzysty Marka Millara ("Wanted", "Kick-Ass") i kanadyjskiego rysownika Steve'a McNivena. Społeczeństwo amerykańskie jest już zmęczone poczynaniami superbohaterów i faktem, że nikt nie ma nad nimi władzy. Kroplą przelewającą czarę goryczy jest tragiczny finał akcji grupki młodych superbohaterów z drużyny New Warriors. Walcząc z silniejszym od siebie Nitro prowokują go do wybuchu. Zniszczeniu ulega szkoła pełna uczniów. Ginie około 900 dzieci.
To daje rządowi pretekst, by wprowadzić w życie ustawę o rejestracji superludzi (Superhuman Registration Act, SRA). Zmusza ona wszystkich obdarzonych nadprzyrodzonymi mocami, by ujawnili swoją tożsamość i zaczęli pracować dla rządu. Ci, którzy się nie podporządkują zostaną uznani za przestępców. Po stronie rządu staje Iron Man, renegatami dowodzi Kapitan Ameryka.
Aluzje
Wydany w 2006 roku komiks bardzo łatwo odczytać, jako aluzję do ówczesnych problemów Stanów Zjednoczonych. Neokonserwatysta George W. Bush Jr. niedawno został wybrany na drugą kadencję. Od zamachów na World Trade Center (symbol Manhattanu) minęło pięć lat, ale Bin Laden wciąż był na wolności. Coraz głośniej mówiło się o nadużyciach amerykańskich tajnych służb: torturach i egzekucjach. Wbrew obietnicom wojskowych afgańscy Talibowie wcale nie chcieli się poddać, a sytuacja w Iraku wyglądała coraz gorzej.
W tej interpretacji SRA jest odpowiednikiem kontrowersyjnego PATRIOT Act, ustawy uchwalonej tuż po zamachach z 11 września. Daje ona (mimo iż miała wygasnąć po 5 latach, obowiązuje do dziś) służbom specjalnym i wojsku niezwykle szerokie uprawnienia, ograniczając jednocześnie prawa obywatelskie. To właśnie na podstawie PATRIOT Act możliwe stało się więżenie podejrzanych o terroryzm bez wyroku sądu, ani nawet postawienia zarzutów (SRA umożliwia Iron Manowi wybudowania superwięzienia dla superbohaterów). PATRIOT Act umożliwia także inwigilację grup podejrzanych o terroryzm bez żadnych dowodów.
Politycznej interpretacji nie sprzeciwiał się zresztą sam Mark Millar mówiąc, w artykule "The New York Times", iż dzieci dostaną komiks o walczących superbohaterach, ale uważni czytelnicy zrozumieją aluzje.
Złudzenie równowagi
Z pozoru może się wydawać, że racje obu stron się równoważą. Zależało na tym zresztą Millarowi. W rozmowie z serwisem Comic Book Resources przyznał, że nie podoba mu się przypisywanie poszczególnym stronom łatek "konserwatysta" (w domyśle Republikanin) czy "liberał" (Demokrata). "Nienawidzę dzielić Ameryki na niebieskie i czerwone stany, gdyż wiem, że w czerwonych stanach żyją ludzie o niebieskich poglądach" - mówił scenarzysta. "Jesteśmy o wiele bardziej skomplikowani niż to. Nie da się opisać osoby tylko jednym słowem - liberał lub konserwatysta. (...) Myślę też, że superbohaterowie powinni być ponad to".
Iron Man jest legalistą, uważa, że superbohaterowie powinni przede wszystkim przestrzegać obowiązującego prawa i żadna moc, nie stawia ich ponad nim. Co więcej, całkiem słusznie podnosi argument, iż działania mutantów są po prostu niebezpieczne i tak samo jak działania innych służb porządkowych, powinny być kontrolowane przez rząd. Kapitan Ameryka broni zaś uniwersalnego prawa do wolności. W jego rozumieniu rząd powinien mieć tak mały wpływ na obywateli, jak to tylko możliwe. A już na pewno nie powinien zmuszać nikogo do zatrudnienia się w S.H.I.E.L.D. czy ujawnienia swojej tożsamości (co ciekawe, sam Steve Roger swojej tożsamości nigdy nie ukrywał).
Jednak ta równowaga to tylko pozór, jeżeli przyjrzeć się "Wojnie domowej" uważniej, usprawiedliwia ona poczynania Iron Mana, potępia zaś Kapitana Amerykę. Widać to nie tylko w końcowym wyniku pojedynku, ale i w drobnych szczegółach, które mogą ujść uwadze czytelnikowi.
Owszem, Tony Stark częściej łamie reguły gry, zatrudniając superzłoczyńców, budując tajne więzienie i wprowadzając do akcji sklonowanego Thora, ale przecież po jego stronie stoją Kongres, prezydent, obywatele (kilka razy mówi się o sondażach), a co najważniejsze rodziny zabitych dzieci. W komiksie znalazło się nawet miejsce na łzawą, melodramatyczną scenę z matką jednej z ofiar wyznającą Iron Manowi, że jej syn zawsze był jego oddanym fanem i dziękującą za wszystko, co zrobił. Zresztą niecne postępki zwolenników SRA zostają zrównoważone przez grzechy Kapitana Ameryki - wszak pomimo szczytnych ideałów, toleruje on u swego boku Punishera, uważanego przez superbohaterów za niebezpiecznego psychopatę.
Najważniejsza wydaje się jednak scena z finału, kiedy Kapitan Ameryka ma szansę rozprawić się ostatecznie ze Starkiem. Powstrzymują go przed tym obywatele Nowego Jorku. I to nie zwykli przechodnie, ale policjant, sanitariusze i strażacy. Słysząc ich sprzeciw Steve Rogers dostrzega, jak wiele zła uczynił i oddaje się w ręce policji. Pamiętając, jak wyjątkową pozycję w sercach Amerykanów zapewnili sobie nowojorscy ratownicy po zamachach na WTC (kilkuset z nich zginęło, gdy budynki runęły), trudno wyobrazić sobie, by Millar mógł wyraźniej podkreślić, iż Kapitan Ameryka nie miał racji.
O tym, że tak właśnie Amerykanie odczytywali ten komiks niech świadczy wypowiedź Toma Spurgeona, znanego komiksowego krytyka, autora strony The Comics Reporter. Przyznał on w jednym z artykułów, że: "w chwili w której Kapitan Ameryka zaatakował oddział agentów specjalnych, by udowodnić swoje racje, przestał być dla mnie partnerem w dyskusji". I nieważne, że agenci ci rzucili się na Kapitana Amerykę, gdyż Maria Hill (naczelniczka S.H.I.E.L.D.) kazała im go aresztować.
Post scriptum
Można więc odczytywać "Wojnę domową" jako wyraz poparcia dla poczynań amerykańskich neokonserwatystów. Swego rodzaju usprawiedliwienie różnych "zdecydowanych ruchów" i krytykę tych, którzy w "trudnych czasach" nie chcą poddać się kontroli.
Ale warto pamiętać, jak dalej potoczyły się wydarzenia w świecie Marvela. Aresztowany Kapitan Ameryka stał się ofiarą zamachu. Co gorsza, w wyniku sojuszu jaki Iron Man zawarł ze superzłoczyńcami prominentnym politykiem został Norman Osborn. W pewnym momencie Green Goblin był jednym z najpotężniejszych ludzi w USA, dowódcą elitarnej jednostki H.A.M.M.E.R., następcy S.H.I.E.L.D. Przed odkryciem tożsamości wszystkich superbohaterów powstrzymał go sam Iron Man. Zniszczy on rejestr, który powstał na mocy SRA i o którego stworzenie walczył ze swoimi najbliższymi przyjaciółmi.