"Stawka większa niż życie": zawiłe losy Stanisława Mikulskiego
Artysta nigdy nie wypowiadał się na temat swojego życia prywatnego. Chronił rodzinę przed blaskiem fleszy i zainteresowaniem mediów. Dopiero niedawno przerwał milczenie w sprawie osobistego dramatu sprzed lat. Utrata syna, rozwód, śmierć żony i choroba - te bolesne wydarzenia odcisnęły piętno na jego późniejszym życiu.
W jego życiu nie brakowało tragedii
Widzowie za nim szaleją
Od połowy lat 60., kiedy wcielił się w postać agenta J-23, który w mundurze oficera Abwehry pracuje na rzecz wywiadu radzieckiego, aż do teraz cieszy się wielką popularnością i jest kojarzony przede wszystkim z tą rolą.
- Gdyby Staś urodził się pod inną szerokością geograficzną, to z jego talentem, urodą i pracowitością byłby gwiazdą światowego formatu - powiedziała Ewa Wiśniewska.
Podobnego zdania są niemal wszyscy Polacy, którzy pokochali Hansa Klossa.
Pokochały go miliony
Mikulski nigdy nie ukrywał, że rola szpiega przyniosła mu ogromną popularność i uwielbienie milionów fanów.
- Aktorzy, nie tylko ci, którzy grali w "Stawce większej niż życie", byli w tamtych czasach traktowani wręcz jak królowie. To były zupełnie inne czasy niż teraz. W Polsce były tylko trzy szkoły aktorskie, a ich absolwentów było stosunkowo niewielu. Teraz jest inaczej. Do gry w serialach i filmach często wybierane są osoby z łapanki, bez odpowiedniego warsztatu. Oczywiście zdarzają się też prawdziwe talenty, ale czasy są już zupełnie inne – powiedział.
A jak wyglądały pierwsze sceniczne kroki aktora?
Trudne początki
Początkowo Mikulski nie miał nawet swojego lokum. Próbował więc zaradzić temu na różne sposoby. Jednym z nich było nocowanie w męskiej garderobie.
- Koledzy szli do siebie, a ja rozkładałem małą kanapę i zaczynałem capstrzyk. Zasypiałem około północy. Trochę to trwało, nim ostatni aktor się rozcharakteryzował, garderobiany wszystko posprzątały, a ja się oporządziłem. Wstawać musiałem rano, o ósmej. Garderobiany już pukały, żeby przygotować pomieszczenia na normalny dzień pracy: "Już pan jest, tak wcześnie?". (...) Ale teatr w nocy nie jest specjalnie ciekawy. Nawet odrobinę przerażający.
Zdarzały się nieprzyjemne incydenty
Przełomowa w karierze Mikulskiego okazała się rola Hansa Klossa w serialu "Stawka większa niż życie". Przez kilka lat był na ustach wszystkich. Widzowie z wypiekami na twarzy śledzili losy ekranowego bohatera.
Co ciekawe, z czasem nastawienie ludzi znacząco się zmieniło, o czym aktor boleśnie przekonał się na jednej z warszawskich ulic.
- Autobus, który za mną jechał, nie wyhamował do końca i stuknął lekko mój samochód. Nie robiłem z tego większych ceregieli. Z kierowcą autobusu zjechaliśmy na przystanek, aby spisać oświadczenie do ubezpieczenia. Ale wtedy podnieśli się z siedzeń pasażerowie i wyszli z autobusu: "Czemu nie jedziemy dalej?", "Co? Takie wgniecenie? O to cała afera?", "Widzicie go, jaki ważny! Pan już przestał być idolem!". (...) Mnie tam obrażano, czułem się dotknięty – wspominał.
Polski James Bond
Popularność Hansa Klossa przeszła wszelkie oczekiwania. Serial podbił serca widzów nie tylko w Polsce, ale także w Rumunii, Jugosławii, Bułgarii, Szwecji, NRD, a nawet ZSRR.
- Nazywany polskim Jamesem Bondem, stałem się sensacją sezonu 1970. Kapitan Kloss przebił oglądalnością transmisję z odbywających się w tym czasie mistrzostw świata w hokeju. To już był ewenement. (...) W ten sposób zasłużył sobie na tytuł "Najlepszego programu szwedzkiej telewizji w 1970". Moja postać była tam porównywana z przygodami Simona Templera, "Świętego", nawet okresowo go przewyższając w ocenach, co nadmieniam z przyczyn ambicjonalnych. O skali zainteresowania "Stawką większą niż życie" w Szwecji niech świadczy to, że tylko jednego wieczora rozdałem chyba dwa i pół tysiąca autografów – śmiał się Mikulski.
Kobiety mdlały na jego widok
Przystojny aktor nie mógł narzekać na brak powodzenia u kobiet. Przez lata łamał niewieście serca, w rezultacie aż trzykrotnie stawał na ślubnym kobiercu. Pierwszą żonę Wandę poznał, gdy pracował w teatrze w Lublinie. On miał wówczas 25 lat, a ona zaledwie 19.
Chociaż początkowo byli zakochani w sobie do szaleństwa, z czasem zaczęli coraz bardziej się od siebie oddalać. Ratunkiem miały być narodziny syna Piotra. Dziecko miało scalić ich związek. Tak się jednak nie stało. Po 12 latach małżeństwa para rozwiodła się.
- Rozwód z Wandą otrzymaliśmy bez orzeczenia o winie w 1966 roku. (...) Nie wiem, może to moja wina, może Wandy. Nie chcę w to wnikać. Tak się układają losy - powiedział.
Nagła śmierć syna
Ten, kto myślał, że Mikulski skazał się na samotność, był w wielkim błędzie. Swoją drugą żonę Jadwigę spotkał na planie "Stawki większej niż życie".
To właśnie ona dbała o kostiumy w serialu. Aktor poczuł, że tylko u jej boku będzie prawdziwie szczęśliwy. Wówczas jeszcze nie wiedział, że nie będzie mu dane długo cieszyć się tą miłością.
Podczas pobytu w Jugosławii, gdzie promował najsłynniejszą produkcję ze swoim udziałem, dotarły do niego dramatyczne wiadomości z Polski.
- Nie wiem, jak to ustalili moi gospodarze, ale w pewnym momencie mówią mi, że zostałem ojcem! Co za radość i szczęście! Kilka godzin później już sam rozmawiałem z Polską. Nikt nie odważył się na przekazanie innej wieści. Mój synek zmarł kilka godzin po porodzie. Chcę, aby państwo wiedzieli, że w moim życiorysie, równolegle do okresu niespotykanej sławy, biegła inna, dotychczas nieujawniona historia... Sprowadzało mnie na ziemię i to boleśnie – napisał w książce "Niechętnie o sobie".
Niestety, nie był to jednak koniec tragedii w jego życiu.
Śmiertelna choroba żony
Po latach aktor przyznał, że tematyka niektórych produkcji, w których wystąpił, była niemal inspirowana jego życiem prywatnym. Tak było chociażby w przypadku filmu "Opętanie", przedstawiającego losy małżeństwa, które nie może mieć dzieci.
Mikulski przez dziesięć lat przeżywał osobisty dramat. Starał się utrzymać wszystko w tajemnicy. O problemach wiedziała tylko rodzina i najbliżsi przyjaciele.
- Jestem im wdzięczny za to, że zachowali dyskrecję. Przerywam milczenie, aby odciążyć ich i moją pamięć. Moja żona Jadwiga zaczęła chorować właśnie wtedy, w połowie lat siedemdziesiątych. Nie mogła urodzić zdrowych dzieci. (...) O samej chorobie dowiedzieliśmy się później, łącząc ją z wydarzeniami z porodówki. Nazywała się ziarnica. Jest rzadka, częściej dopada mężczyzn, a obecnie - uleczalna. Wtedy jednak mówiono, że to kwestia trzech lat i... koniec.
Nie mógł pogodzić się z jej stratą
- Przez większość czasu musiałem łączyć pracę z opieką nad żoną, nie mogłem inaczej. Biegłem jak najpóźniej do teatru, a po przedstawieniu jak najszybciej wracałem do domu, do niej. Czekała na mnie. Choroba postępowała, przecież to się widzi. Czasem dopadały mnie momenty słabości. Właściwie to było nie do opanowania... W garderobie, kiedy byłem sam... – wspominał łamiącym się głosem.
Ukochana Jadwiga przegrała walkę z chorobą w styczniu 1985 roku. Jak wspomina Mikulski, przez blisko rok, nie umiał znaleźć sobie miejsca. Jego domem stał się cmentarz.
Szczęście odnalazł u boku Małgorzaty
W 1988 roku Mikulski otrzymał propozycję wyjazdu do Moskwy. To właśnie tam poznał swoja trzecią żonę – Małgorzatę, która samotnie wychowywała trzyletnią córkę Kasię.
- I to jest największy mój życiowy sukces. Żadne ośrodki, seriale, nic. Ona jest dla mnie nagrodą za wszelkie przykrości i nieprzyjemności, które zesłał mi los. (...) My po prostu rozumiemy się, pomimo że dzieli nas sporo, bo aż dwadzieścia trzy lata.
Mimo tak dużej różnicy wieku, para wiedzie szczęśliwe życie. Wspólnie rozpieszczają wnuka Kubę.
Nie zamierza wycofać się z życia publicznego
Choć aktor niedawno skończył 85 lat, nie zamierza zwalniać tempa. Nie przeszkadzają mu w tym również silne bóle pleców i kręgosłupa. Po kilkudniowej rehabilitacji w szpitalu, Mikulski wrócił do domu.
- Czuję, że mnie boli tu i ówdzie, ale mam 85 lat, więc nic dziwnego. Ma prawo. Mój kolega mawiał, że jak mężczyzna kończy 50 lat, budzi się rano i nic go nie boli, to znaczy, że umarł. Ja mam podobnie. Jak się budzę i nic mnie nie boli, to się zastanawiam, czy żyję, czy nie żyję. To normalna rzecz, żadna sensacja. Na tamten świat się jeszcze nie wybieram - tłumaczył w rozmowie z "Super Expressem".
Aktor stara się jednak szybko zapominać o wszystkich bolesnych wydarzeniach i porażkach.
- Los mnie nie skrzywdził, tylko doświadczał. Po prostu takie jest życie...