"Stawka większa niż życie": Nie żyje Stanisław Mikulski. Takiego go zapamiętamy
Stanisław Mikulski zmarł nad ranem 27 listopada. Widzowie zapamiętają go jako sympatycznego człowieka o wielkim sercu, ale przede wszystkim jako świetnego aktora. Przypominamy najważniejsze role w karierze artysty. On nie był tylko serialowym Hansem Klossem!
Był człowiekiem pełnym sekretów
Stanisław Mikulski zagrał w karierze kilkadziesiąt ról filmowych i telewizyjnych. Przełomowa okazała się kreacja Hansa Klossa w serialu "Stawka większa niż życie". Po zakończeniu realizacji produkcji desperacko próbował uciec od jego wizerunku. Bezskutecznie. Chociaż odnosił sukcesy zawodowe, nie zawsze było kolorowo. - Tam, gdzie powinienem w pełni cieszyć się z tego, co osiągnąłem, zawsze musiało być coś, co sprowadzało mnie na ziemię, i to boleśnie - wyznał z żalem w autobiografii "Niechętnie o sobie". Przez długi czas nie wypowiadał się na temat swojego życia prywatnego. Dopiero niedawno przerwał milczenie w sprawie osobistego dramatu sprzed lat. Bolesne wydarzenia starał się ukryć przed światem. Niespodziewana śmierć serialowej gwiazdy jest ogromnym ciosem dla fanów. Stanisław Mikulski zmarł nad ranem 27 listopada. Widzowie zapamiętają go jako sympatycznego człowieka o wielkim sercu, ale przede wszystkim jako świetnego aktora. Przypominamy najważniejsze role w karierze artysty. On nie był tylko
serialowym Hansem Klossem! Rozpoznalibyście go na zdjęciach sprzed lat? KJ/AOS
Trudne początki
Studia aktorskie ukończył eksternistycznie. Swoje pierwsze kroki w zawodzie stawiał występując na teatralnych scenach. Nie było mu łatwo. Początkowo nie miał swojego lokum. Musiał sobie radzić na różne sposoby.
- Zamieszkałem w garderobie męskiej. (...) Koledzy szli do siebie, a ja rozkładałem małą kanapę i zaczynałem capstrzyk. Zasypiałem około północy; trochę to trwało, nim ostatni aktor się rozcharakteryzował, garderobiany wszystko posprzątał, a ja się oporządziłem. Wstawać musiałem rano, o ósmej; garderobiany już pukał, żeby przygotować pomieszczenia na normalny dzień pracy: "Już pan jest, tak wcześnie?". (...) Ale teatr w nocy nie jest specjalnie ciekawy. Nawet odrobinę przerażający - zdradził w autobiografii.
Aktorstwo było mu pisane
W 1955 roku Mikulski zagrał w filmie sensacyjnym "Godziny nadziei" Jana Rybkowskiego. Po raz pierwszy wcielił się wówczas w rolę żołnierza SS. Następnie pojawił się jako Blondyn w "Cieniu" (1956) Jerzego Kawalerowicza.
Mikulski był ceniony nie tylko przez reżyserów, ale także kolegów po fachu.
- Gdyby Staś urodził się pod inną szerokością geograficzną, to z jego talentem, urodą i pracowitością byłby gwiazdą światowego formatu - wyznała w jednym z wywiadów Ewa Wiśniewska.
Zanim został Klossem
Grał zarówno w produkcjach filmowych, jak i telewizyjnych. Przed kamerami zawsze dawał z siebie wszystko. Na planie serialu "Samochodzik i templariusze" aktor przeżył mrożące krew w żyłach zdarzenie, którego omal nie przypłacił życiem!
- Należało dokręcić krótką scenkę filmu - amfibia wjeżdża do wody, aby zawieźć Tomasza i resztę ekipy do skarbu templeriuszy. (...) Chłopcy wskakują do środka, wypływamy na jezioro i nagle jeden z nich mówi podenerwowany: "U nas pełno wody! Toniemy!". Nie zdążyłem nawet spojrzeć pod nogi i... samochód zatonął. Przeżyłem grozę, bo młodzież nie pływała. A pod nami trzy metry zielonkawego mazurskiego jeziora. Jednego chłopca uratowało oparcie fotela, które wypłynęło na powierzchnię. Dwóch pozostałych chwyciło się plecaka pływającego na powierzchni; rekwizytor napchał do niego, co tylko się dało - gazety, szmaty, i to dało wyporność. (...) I tak czekaliśmy na pomoc. Pamiętam to poruszenie, a nawet przerażenie, które opanowały ekipę na brzegu, gdy zobaczyli, co się dzieje.
Fikcja mieszała się z rzeczywistością
Jak możemy dowiedzieć się z autobiografii Mikulskiego, tematyka niektórych produkcji, w których wystąpił, była w pewnym stopniu bliska wydarzeniom z jego życia prywatnego. Tak było chociażby w przypadku filmu "Opętanie", przedstawiającego losy małżeństwa, które nie może mieć dzieci.
Mikulski przez dziesięć lat przeżywał osobisty dramat. Starał się utrzymać wszystko w tajemnicy. O problemach widziała tylko rodzina i przyjaciele.
- Jestem im wdzięczny za to, że zachowali dyskrecję; przerywam milczenie, aby odciążyć ich i moją pamięć. Moja żona Jadwiga zaczęła chorować właśnie wtedy, w połowie lat siedemdziesiątych. Nie mogła urodzić zdrowych dzieci. (...) O samej chorobie dowiedzieliśmy się później, łącząc ją z wydarzeniami z porodówki. Nazywała się ziarnica. Jest rzadka, częściej dopada mężczyzn, a obecnie - uleczalna. Wtedy jednak mówiono, że to kwestia trzech lat i... koniec.
Ukrywał, że przeżywa dramat
- Przez większość czasu musiałem łączyć pracę z opieką nad żoną, nie mogłem inaczej. Biegłem jak najpóźniej do teatru, a po przedstawieniu jak najszybciej wracałem do domu, do niej. Czekała na mnie. Choroba postępowała, przecież to się widzi. Czasem dopadały mnie momenty słabości. Właściwie to było nie do opanowania... W garderobie, kiedy byłem sam...
Żona aktora przegrała walkę z chorobą w styczniu 1985 roku. Jak wspomina Mikulski, przez blisko rok, nie umiał znaleźć sobie miejsca. Całe dnie przesiadywał na cmentarzu.
Mało kto o tym wiedział
Jadwiga nie była jednak pierwszą żoną aktora (ani ostatnią!). Mikulski rzadko wspomina o tym związku.
- Rozwód z Wandą otrzymaliśmy bez orzeczenia o winie w 1966 roku. Małżeństwo trwało oficjalnie dwanaście lat. Nie wiem, może to moja wina, może Wandy. Nie chcę w to wnikać. Tak się układają losy.
Owocem jego pierwszego małżeństwa jest syn - Piotr. Jak wyznał serialowy gwiazdor, przez całe życie żałował jednego - że nie poświęcał swojemu dziecku tyle uwagi, ile powinien. Nie umiał jednak wówczas docenić tego, co miał.
- Żal mi trochę tamtych lat, których nikt mi już nie odda. Z rodziny, życia osobistego człowiek zrezygnował na rzecz profesji. A to nie wpływało dobrze na dom, na atmosferę w rodzinie. Patrząc z perspektywy lat myślę, że gra nie była warta świeczki - czytamy w autobiografii artysty.
Ta rola przyniosła mu niesamowitą popularność
Przełomowa w karierze Mikulskiego okazała się rola Hansa Klossa w serialu "Stawka większa niż życie". Po zakończeniu realizacji produkcji aktor desperacko próbował uciec od jego wizerunku. Podziwiać go można było na deskach teatrów. Jego role zbierały świetne recenzje, jednak wielu fanów serialu praktycznie o nim zapomniało. Przez kilka lat był na ustach wszystkich, z czasem nastawienie ludzi znacząco się zmieniło, o czym Mikulski boleśnie przekonał się na jednej z warszawskich ulic.
- Autobus, który za mną jechał, nie wyhamował do końca i stuknął lekko mój samochód. Nie robiłem z tego większych ceregieli; z kierowcą autobusu zjechaliśmy na przystanek, aby spisać oświadczenie do ubezpieczenia. Ale wtedy podnieśli się z siedzeń pasażerowie i wyszli z autobusu: "Czemu nie jedziemy dalej?". "Co? Takie wgniecenie? O to cała afera?". "Widzicie go, jaki ważny! Pan już przestał być idolem!". (...) Mnie tam obrażano, czułem się dotknięty.
Sławny nie tylko w naszym kraju
Przez długi czas Klossa kochali nie tylko Polacy. Serial zrobił furorę w Rumunii, Bułgarii, Jugosławii, ZSRR czy NRD. Jednak dopiero na Węgrzech aktor przekonał się, jak bardzo widzowie utożsamiają go z granym przez siebie bohaterem. Podczas spotkania na jednym ze stadionów, na widok aktora kilkuset tysięczny tłum wpadł w euforię.
- Zajechaliśmy przed trybunę honorową. Postawiono mi pod usta mikrofon. "Co ja mam teraz zrobić?" - zapytałem moich węgierskich przyjaciół. "Powiedz coś do nich". "Ale w jakim języku?". Nie musiałem nawet czekać na tłumaczenie, bo po minach rozmówców wiedziałem, że uknuli tu intrygę. Ukryty w kwiatach mój filmowy dubler już zaczynał krótkie przemówienie; wystarczyło tylko otwierać usta.
Polski James Bond
"Stawka większa niż życie" okazała się też popularnym serialem w Szwecji - w pierwszym kapitalistycznym kraju, w którym pokazywano ją oficjalnie.
- Nazywany polskim Jamesem Bondem, stałem się sensacją sezonu 1970. Kapitan Kloss przebił oglądalnością transmisje z odbywających się w tym czasie mistrzostw świata w hokeju. To już był ewenement. (...) W ten sposób zasłużył sobie na tytuł "Najlepszego programu szwedzkiej telewizji w 1970". Moja postać była tam porównywana z przygodami Simona Templera, "Świętego", nawet okresowo go przewyższając w ocenach, co nadmieniam z przyczyn ambicjonalnych. O skali zainteresowania "Stawką większą niż życie" w Szwecji niech świadczy to, że tylko jednego wieczora rozdałem chyba dwa i pół tysiąca autografów!
Musiał walczyć o swoje
Mimo że "Stawka większa niż życie" wielokrotnie emitowana była zarówno w polskiej, jak i zagranicznych telewizjach, Mikulski przez długi czas nie otrzymywał wynagrodzenia związanego z prawami autorskimi. Dopiero niedawno przyznano mu pieniądze z tego tytułu. Ile zarabiał na swojej dawnej roli?
- Różnie. Za jeden odcinek mam trzysta złotych, za inny sto dwadzieścia, za kolejny osiemdziesiąt. Z początku byłem zdumiony, skąd biorą się takie różnice. Wyjaśniono mi, że jest to uzależnione od mojego "przebywania" na ekranie.
Wszechstronny artysta
Od 1995 roku prowadził popularny teleturniej "Koło fortuny", a w 2000 roku magazyn "Supergliny" przedstawiający pracę polskiej policji. Nadal grał w serialach. Telewidzowie mogli go oglądać w produkcjach takich jak "Złotopolscy", "Samo życie" czy "Kryminalni".
Ani przez chwilę nie zrezygnował z wyuczonego zawodu, co rusz pojawiając się na ekranie w kreacjach filmowych i telewizyjnych. Przez długi czas podziwiać go też można było na deskach stołecznych teatrów.
Występował do samego końca
Po latach powrócił na ekran w roli Klossa w filmie "Hans Kloss. Stawka większa niż śmierć". Mimo sędziwego wieku, aktor nie liczył na żadną taryfę ulgową podczas kręcenia zdjęć. Występ przypłacił kontuzją ramienia. Nie żałował jednak, że wystąpił w produkcji.
- Niestety, ponad osiemdziesiąt lat na karku to nie jest wiek na długie wiszenie za ręce w scenach tortur. Zagrałem tam kilka bardzo efektownych scen, które robiłem bez kaskadera i bez dublera. W kurzu, hałasie, dymie. Szkoda, że nie znalazły się w filmie, bo był to dla mnie ogromny wysiłek. (...) Miałem świadomość, że w moim przypadku tworzy się coś więcej niż tylko postać starszego pana, który w latach siedemdziesiątych zostaje wplatany w poszukiwania hitlerowskiego skarbu. Historia Klossa nabrała kolejnego, nowoczesnego wymiaru.
Dzięki trzeciej żonie na nowo odnalazł sens w życiu
Przystojny aktor nie mógł narzekać na brak powodzenia u kobiet. Przez lata łamał niewieście serca, w rezultacie aż trzykrotnie stawał na ślubnym kobiercu.
W 1988 roku Mikulski otrzymał propozycję wyjazdu do Moskwy. To tam poznał swoją trzecią ukochaną - Małgorzatę. Przyszła żona uczyła muzyki w polskiej szkole przy ambasadzie, jednocześnie samotnie wychowując trzyletnią córkę - Kasię.
- I to jest największy mój życiowy sukces. Żadne ośrodki, seriale, nic. Ona jest dla mnie nagrodą za wszelkie przykrości i nieprzyjemności, które zesłał mi los. (...) My po prostu rozumiemy się, pomimo że dzieli nas sporo. Dwadzieścia trzy lata.
Ostatnio nie brakowało mu zmartwień
Ostatnio Mikulski uskarżał się na silne bóle pleców. Jak mogliśmy dowiedzieć się z kolorowej prasy, jego kręgosłup nie był w najlepszej formie. Sprawa była na tyle poważna, że podczas jednego ze spotkań z fanami, trafił nawet do szpitala. Chorym opiekowała się jego żona i rehabilitant.
Mimo dolegliwości serialowy Kloss nie chciał zwalniać tempa...
- Czuję, że mnie boli tu i ówdzie, ale mam 84 lata, więc nic dziwnego. Ma prawo. Mój kolega mawiał, że jak mężczyzna kończy 50 lat, budzi się rano i nic go nie boli, to znaczy, że umarł. Ja mam podobnie. Jak się budzę i nic mnie nie boli, to się zastanawiam, czy żyję, czy nie żyję. To normalna rzecz, żadna sensacja - uspokajał w rozmowie z "Super Expressem".
Aktywny do końca
Aktor nieco bagatelizował swoje dolegliwości, bo wciąż chciał występować przed publicznością i na ekranie. Jednocześnie przyznał, że dobrze wie, co wpłynęło na jego pogarszający się stan zdrowia. Jak zdradził na łamach "Super Expressu", za błędy przeszłości słono zapłacił.
- To, że mnie pobolewa, to grzechy młodości. Zawsze byłem bardzo czynny. Rozumiałem, że trzeba pracować po to, żeby być w dobrej kondycji. Cztery chałupy budowałem i to prawie sam, więc boli mnie od roboty - żartował.
Wydawało się, że Mikulski pokonał zdrowotne problemy. W kwietniu kanał TVP Seriale zorganizował uroczyste spotkanie z okazji 85. urodzin aktora. Na spotkaniu, oprócz samego jubilata, pojawiła się m.in. Ewa Szykulska i Ewa Wiśniewska.
Jego nagła śmierć jest niepowetowaną stratą
Aktor aktywnie brał udział w promocji swojej książki. Po raz ostatni spotkać go można było podczas Targów Książki w Warszawie w maju tego roku.
O śmierci artysty poinformował Krzysztof Genczelewski - wydawca jego biografii.
- Staszek Mikulski był w bardzo dobrej formie. Co prawda, od tygodnia był w szpitalu... no i po prostu po lekkiej chorobie zmarł - powiedział w rozmowie z RMF FM.
Stanisław Mikulski miał 85 lat.