Niespodzianka dla fanów "The Last Of Us". Ashley Johnson zagrała matkę Ellie

W dziewiątym odcinku "The Last Of Us" fanów czekało przyjemne zaskoczenie. Aktorka znana z roli Ellie w grze wideo pojawiła się na ekranie.

Ashley Johnson jako mama Ellie w "The Last Of Us"
Ashley Johnson jako mama Ellie w "The Last Of Us"
Źródło zdjęć: © kadr z "The Last Of Us", HBO

14.03.2023 | aktual.: 14.03.2023 22:45

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Pierwszy sezon serialu HBO za nami. Dylemat, kogo ratować: jednostkę czy świat został krwawo rozwiązany, bo inaczej, jak twierdzi showrunner Craig Mazin, być nie mogło.

"Miłość i mord to były dla nas dwie strony tego samego medalu. Przed nami sezon drugi i okaże się, jak bohaterowie poradzą sobie z tym dysonansem moralnym" - powiedział na konferencji prasowej.

Mazin i Neil Druckmann, jeden z twórców gry, zdradzili też kulisy zatrudnienia Ashley Johnson, która w komputerowej wersji "The Last Of Us" użyczyła głosu Ellie, za co dostała zresztą dwie nagrody BAFTA. W serialu nie mogła zagrać "swojej" postaci z racji wieku, ale twórcy znaleźli dla niej specjalną rolę Anny. To matka Ellie, która pojawia się w retrospekcji w dramatycznej scenie porodu. Johnson nie chciała od razu przyjąć tej propozycji.

- Przed zdjęciami zadzwoniła do mnie, była zdenerwowana i powiedziała: "Nie wiem, jak to zrobić, nie mam punktu zaczepienia, zaczynam panikować. Jeśli tego nie wyreżyserujesz , to nic z tego nie będzie". - wspominał Druckmann, któremu ostatecznie udało się przekonać aktorkę, żeby zaufała filmowcom.

Obsadzenie Johnson w roli matki Ellie nie było czystą fanaberią.

- Kiedy przygotowywaliśmy grę, dyskutowaliśmy o postaciach, rozwijaliśmy historię i nie mam wątpliwości, że Ellie jest dzieckiem Ashley. Ten metaforyczny poród w grze i dosłowny w serialu sprawił, że jej udział w "The Last Of Us" stał się kompletny. Poza tym dzięki niej ta scena w serialu jest poetycka i piękna, chociaż straszliwie smutna - podsumował Neil Druckamann.

Komentarze (0)