Sex, drugs & Niezwykli Dżentelmeni
Mimo, iż od pamiętnych wydarzeń z 1910 roku minęło ponad pół wieku, a Liga przestała istnieć jako jednostka rządowa, Mina i jej towarzysze nie składają broni. Trzon grupy stanowi trójka nieśmiertelnych, gdzie obok wspomnianej liderki figuruje Allan Quatermain i hermafrodytyczny Orlando. Grupa wraca do Londynu zmamiona wznowioną aktywnością kultystów z Ordo Templi Terra. Nierozwiązana zagadka apokaliptycznych rewelacji Olivera Haddo wciąż spędza sen z oczu Minie i jej towarzyszom. By rozwikłać intrygę infiltrują społeczność hipisów, rozsmakowując się w rozkoszach wolnej miłości i halucynogenów, ale też jak nigdy dotąd ocierając się o śmierć.
13.03.2012 | aktual.: 29.10.2013 17:08
Już niezwykle pstrokata okładka sugeruje, że zmiana epoki na Erę Wodnika dokonuje się w przypadku tego komiksu w sposób absolutnie dosłowny. Wszystko, począwszy od czcionek, przez styl rysowania, aż po wszechobecną nagość współtworzy nastrój tego komiksu. Przeglądając jego strony, szczególnie w drugiej połowie tomu, ma się nieodparte wrażenie, że O'Neill imituje klasyczne, halucynogenne splashe Victora Moscoso i Ricka Griffina z legendarnego magazynu "Zap". Podobnie jak w "1910" ogromną rolę gra tutaj muzyka. Tyle, że tym razem "Opera za trzy grosze" została wyparta (choć nie całkowicie) przez odwołania do kultowego obrazu "Przedstawienie" Donalda Cammella z 1970 roku. Widzimy to samo domostwo, w którym dzieje się akcja filmu, w środku panuje podobne seksualne nieskrępowanie, zaś gospodarz, niejaki Turner, nosi to samo nazwisko co postać grana w filmie przez Micka Jaggera. Zresztą scena finałowa komiksu, czyli koncert Purple Orchestra w Hyde
Parku ku czci Basila Thomasa, nawiązuje wprost do występu Stonesów zagranego po śmierci Briana Jonesa.
Niestety po świetnie skrojonych dwóch pierwszych tomach Ligi lektura "Stulecia" wywołuje uczucie uporczywego niedosytu. Wcześniej proporcje pomiędzy cytatami z brytyjskiej kultury, a pierwszej klasy akcją były zawsze idealnie wyważone. W "Stuleciu" jednak wątek fabularny, czyli trwające wiek przygotowania na przyjście "Księżycowego Dziecka", zdają się być uzasadnieniem dla budowania barkowej formy pełnej cytatów, smaczków i inspiracji. Cierpi na tym odbiór komiksu, który i tak stracił już wiele ze swojego pierwotnego uroku. Pierwsze tomy "LND" miały to tchnienie superbohaterskiego komiksu Srebrnej Ery. Wielowymiarowi, popadający w częste konflikty i emocjonalne spięcia bohaterowie działali niczym Fantastyczna Czwórka z czasów Lee i Kirby. Również rysunki O'Neilla wydawały się bardziej ekspresyjne i dynamiczne, a przede wszystkim bogatsze w detale.
W miejsce wybornej akcji dostaliśmy wyborną zabawę w odczytywanie literackich, filmowych i muzycznych nawiązań. Moore śmiało eksploruje elementy kultury popularnej typowe dla czasów dzieci kwiatów. Obok wspomnianego kontrkulturowego manifestu, jakim było "Przedstawienie", pojawia się jeszcze jeden hołd złożony kinematografii tego okresu. Okazuje się bowiem, że główna intryga przyciągnęła samozwańczego detektywa, a w rzeczywistości gangstera, którego aparycja łudząco przypomina Michela Caine'a z filmu "Dopaść Cartera" (1971). Postać C. wprowadza wyjątkowy ładunek wulgarności i brutalności do fabuły co odzwierciedla radykalizację nadchodzącej dekady. Oba wspomniane filmy są już kultowe, a odwoływali się do nich tacy twórcy jak Tarantino, Ritchie czy Scott.
Jak ocenić komiks, którego największe zalety mogą być potraktowane jako największe wady?Czy ilość wtrąceń oraz ich czysto brytyjski charakter nie będą przeszkodą dla laika w tym temacie? Sprawy nie rozwiązuje skupienie na głównych bohaterach. Ci pełni są bowiem niedopowiedzeń wynikających z nieopublikowania w naszym kraju "Black Dossier" (zwłaszcza Orlando), komiksu stanowiącego niebagatelny fabularny pomost między pierwszymi dwoma tomami Ligi a "Stuleciem". Dopóki Moore i O'Neill nie odsłonią wszystkich kart trudno o pełną ocenę. Jednak jak na razie komiks jest bardziej inteligentną zabawą formą i żonglerką cytatami popkultury, niż pełnokrwistym superbohaterskim eposem.