Serial TVP o "terytorialsach": WOT jako katolicki survival
Nowy serial dokumentalny TVP o Wojskach Obrony Terytorialnej nie ma szansy stać się drugą "Kawalerią powietrzną". Wygląda raczej jak reklamówka na zamówienie, która ma namówić znudzonych cywilów, żeby przyjechali postrzelać w lesie.
17.12.2021 10:47
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
WOT, jak wynika z nowej telenoweli dokumentalnej TVP, to taki katolicki survival. Trochę biegania po lesie, czołgania się, rzucania granatem, a na koniec msza polowa. Poza tym zaprawa poranna, walka z wyimaginowanym wrogiem, dużo słów o Polsce i patriotyzmie.
Obejrzałem nowy serial dokumentalny TVP pt. "Zawsze gotowi. Zawsze blisko" poświęcony osobom, które wstąpiły do Wojsk Obrony Terytorialnej i przeszły tzw. "szesnastkę", czyli 16 dni szkolenia.
Nie jestem zachwycony. Podstawowy problem z tym dokumentem polega na tym, że bardziej przypomina on materiał reklamowy niż dokument. Nie ma tu ludzkich dramatów, nie ma wyrazistych postaci, historie nie są fascynujące, a pewnie mogłyby być, gdyby reżyser nie tak powierzchownie potraktował bohaterów i bohaterki. A tak? Ot, ktoś strzela na strzelnicy, ktoś pastuje wojskowe buty, ktoś biega czy robi pompki, ktoś goli się na jeża u wojskowego fryzjera. Pytanie: co z tego wynika?
Bohaterowie i bohaterki (do WOT wstępują też panie) mówią, że wstaje się tu o 5.30, dużo ćwiczy i wykonuje rozkazy. Nic nowego. Ktoś w cywilu jest taksówkarzem, leśniczym czy księdzem, ale chciał trochę postrzelać w ładnym mundurze, pobiegać po poligonie, pomodlić się przy ołtarzu polowym. Przygoda dla pasjonatów. Jedni wstępują do grup rekonstrukcyjnych, inni do terytorialsów - nie kwestionuję ich zamiłowań.
Straszono nas, że Macierewicz, kiedy był jeszcze szefem MON, powołał WOT do życia jako potencjalne bojówki PiS, których partia użyje – jeśli zajdzie potrzeba – przeciwko własnemu narodowi. Ani Macierewicza, ani jego protegowanego Bartłomieja Misiewicza, już w MON nie ma. Tymczasem jego chłopaki i dziewczyny dalej biegają po lasach z bronią w rękach. Co tam szykują?
Serial Bartosza Paducha (wcześniej był drugim reżyserem na planie filmu "Smoleńsk) ucieka od polityki: mówi raczej o sporcie i zmęczeniu po trzecim kółku na bieżni. Pokazuje terytorialsów jako ciekawą opcję dla znudzonych życiem w cywilu, a takich nie brakuje.
Oczywiście, mógł pewnie powstać serial o wiele ciekawszy, ale pewnie nie w TVP. Odziały WOT są teraz, obok Wojska Polskiego, policji i Straży Granicznej, w puszczy przy granicy z Białorusią. Jak są wyposażone, czy mają sprzęt i odpowiedni ubiór na chłód? Co sądzą o uchodźcach i wolontariuszkach z Grupy Granica? Jak odnoszą się do prowokacji Łukaszenki, ale i dramatu kurdyjskich kobiet i dzieci? To byłaby opowieść o ważnej dla Polaków sprawie z ciekawej perspektywy. Niestety, dostajemy opowieść o tym, czy ktoś może czy nie przebiec 3 km na zawodach w biegach przełajowych. Co nas to obchodzi?
Nie dziwię się, że serial Paducha pokazywany jest w czwartkowe wieczory w niszowej TVP Dokument. Nie ma bowiem szansy stać się drugą "Kawalerią powietrzną". Pamiętacie tamtą produkcję? Tam już w pierwszym odcinku kandydaci do polskiej Legii Cudzoziemskiej, wojsk powietrzno-desantowych, szczerze wyznawali na komisji, że piją, palą, nie mają matury, mają ze sobą problemy, "nie mogą się zebrać". Młode wojsko dostało tam ostro po tyłku, czołgając się po betonie wśród wyzwisk kaprala.
Tamten dokument był brutalny – ten o WOT jest miły. W tamtym czuć było autentyczne, zwykłe życie. Tymczasem po prostu nudny serial "Zawsze gotowi. Zawsze blisko" (blisko kogo? gotowi na co?) jest laurką dla WOT: ot, pobiegamy, pośpiewamy piosenki i pomodlimy się z kapelanem na polance. Ciężko z niego wywnioskować, po co właściwie WOT powstał, jak się sprawdza, czy realizuje swoje cele i ile nas, podatników, ta zabawa kosztuje (zarówno sam WOT, jak i ten pseudodokument).