Serbia jako stan umysłu
"Pozdrowienia z Serbii" zaczęły powstawać w latach 90., jeszcze podczas wojny jugosłowiańskiej, a przed kryzysem kosowskim. Zograf (a właściwie Saša Rekezic), undergroundowy serbski rysownik, wykorzystał swoje amerykańskie kontakty, by publikować krótkie sprawozdania z kraju objętego międzynarodowym embargiem. I to nie byle gdzie, bo w słynnej oficynie Fantagraphics Books wydającej takie tuzy światowego komiksu jak Chris Ware, Daniel Clowes czy Joe Sacco.
01.07.2011 | aktual.: 29.10.2013 16:49
To komiks bardzo osobisty, skupiający się raczej na wewnętrznych przeżyciach Zografa niż koszmarze wojny. Rysownik, mieszkający daleko za linią frontu, konflikt pomiędzy jugosłowiańskimi republikami postrzega nie jako krwawą wymianę ognia, ale coś w miarę odległego, o czym dowiaduje się z wiadomości telewizyjnych. Dlatego opowiadana przez niego codzienność nie jest szczególnie przerażająca, a w obrazkach które prezentuje łatwo odnaleźć się Polakom pamiętającym stan wojenny. Serbia widziana oczami artysty jest przede wszystkim przygnębiająco szara i apatyczna. Zograf zadaje sobie pytanie, co się stało, że ludzie, którzy kiedyś mieszkali koło siebie nagle postanowili zacząć się zabijać i, co jeszcze dziwniejsze, jak mogą zabijać się postacie tak zniechęcone i pospolite, jak te, które mija na ulicy. Przypomina pierwsze oznaki konfliktu, drobne incydenty graniczne, głupie hasła, słowa rzucane na wiatr i obietnice populistycznych polityków.* "Wszyscy mieli swoje własne powody - pisze w pewnym momencie - każda
strona miała i nie miała racji jednoczenie. Ale kiedy rozprzestrzeniła się przemoc przyczyny przestały być już ważne. Wszystko skończyło się bezmyślną orgią zniszczenia."*
Nie rozumiejący otaczającego go rzeczywistości Zograf skupia się na sobie i swoich wewnętrznych przemyśleniach. Dużo tu opisów snów, oderwanych refleksji, relacji z zagranicznych wyjazdów. Porównując wykreowaną przez Zografa Serbię do państw jakie znamy z reportaży wojennych można wręcz odnieść wrażenie, że w nękanym natowskimi bombardowaniami kraju żyje się całkiem nieźle, skoro głównym zmartwieniem rysownika jest embargo kulturalne, przez które z kraju emigrują bohaterowie Disneya. Jednak ta osobista perspektywa to chyba najmocniejsza strona "Pozdrowień z Serbii" - czytelnik ma rzadką okazję zagłębić się w głowie świadka wydarzeń, który nie udaje, iż najważniejsze są dla niego trupy i bomby, tylko po prostu opowiada o swojej codzienności.
Ten subiektywizm podkreśla jeszcze undergroundowa stylistyka komiksu - Zograf wspierając się dokonaniami Roberta Crumba i Maxa Anderssona (odwołania do obu artystów padają zresztą w komiksie) rysuje świat zniekształcony, zamieszkany przez własne fantazje i wyobrażenia. Inaczej niż w klasycznych komiksowych reportażach serbski artysta nie używa rysunków jako swego rodzaju fotografii dokumentujących, to co widzi, ale wyraża w nich osobiste lęki. Dlatego "Pozdrowienia z Serbii" to przede wszystkim dokument o artyście uwięzionym w autorytarnym państwie toczącym ze wszystkimi wojny, niż o samej Serbii.
Z historii wiemy, że ta opowieść ma swój happy end. Interwencja NATO, mimo krótkowzroczności dowodzących sojuszem, odniosła skutek, Kosowo zyskało niepodległość, Serbowie obalili Miloševića i przekazali go międzynarodowemu sądowi. Zograf nie kończy swojej opowieści z chwilą, gdy ostatnie natowskie bomby spadają na jego kraj, lecz ciągnie ją jeszcze przez kilka miesięcy, pokazując jak powoli Serbia odzyskuje kolory. Nie jest to proces szybki i wciąż czuć wiszące w powietrzu niebezpieczeństwa ("to, co nadeszło nazywało się <> a nie rewolucją, o której marzyliśmy od tak dawna (niektórzy z nas wciąż mają nadzieję, że ona się jeszcze wydarzy)" - cytuje swojego przyjaciela rysownik), ale skądinąd wiemy, że wszystko będzie dobrze. Przeczuwa to chyba także Zograf, bo w ostatnich kadrach tego trudnego i dołującego komiksu dzieli się starą prawdą, że dobrze jest żyć.