Seks, aborcja i komiksy kobiece
Paradoksalnie bowiem historie sprzed dwudziestu lat, napisane i narysowane przez amerykańską artystkę Robertę Gregory, opowiadające o życiu w USA pięćdziesiąt lat temu, mówią więcej o młodych Polkach niż większość współczesnych seriali telewizyjnych i lifestylowych pisemek.
27.11.2012 | aktual.: 29.10.2013 17:16
Dzieje się tak dlatego, że postać stworzona przez Gregory pochodzi z domu, rodziny, środowiska, które wypełnia opis statystycznego domu rodzinnego trzydziestoletniej Polki.
Midge McCracken pochodzi z rodziny, w której ojciec nie wrzeszczy tylko wtedy gdy wygłasza rasistowskie manifesty. Gdzie matka jest zdominowana przez ojca, pozbawiona własnego zdania i całkowicie bezwolna. Wychowuje się w środowisku katolickim z całym bagażem religijnej moralności. Brzmi znajomo prawda?
Czytając ten komiks przejdziemy wspólnie z nią przez prawdziwe piekło. Przez zestaw zdarzeń, które w normalnym świecie nie powinny mieć miejsca (a w każdym razie bardzo bym sobie tego życzył). Te ekstremalne sytuacje, w których znajduje się tytułowa Bitch, choć same w sobie potworne, nabierają właściwego znaczenia dopiero wtedy gdy zderzą się z rzeczywistością w jakiej bohaterka dorasta.
Nikt nie rodzi się wściekłym na świat, pozbawionym złudzeń co do ludzkiej moralności i z absolutnym brakiem nadziei na szczęście. Midge dochodzi do takiego stanu z wielu powodów. Jako kilkuletnia dziewczynka bohaterka tego albumu spędza wakacje u swojego wujostwa. Zwykłe wakacje nic szczególnego, poza tymi chwilami gdy troskliwy wujek rozbiera, kąpie, ubiera, dotyka małą Midge.
Brzmi to równie źle jak wygląda.
Gregory nie tylko idzie w dosłowność, opisując pedofilię, robi coś dużo mocniejszego. Nie widzimy samego aktu seksualnej przemocy. Nie musimy bo wujek, niewinnie i z troską opowiada nam co zaraz zrobi, a to co widzimy to mała przerażona dziewczynka wpatrująca się w nas wprost z kadru.
To nie koniec. Bohaterka tej historii pozostaje z tym horrorem zupełnie sama. Nie ma do kogo uciec bo przecież nie do ojca, który wrzeszczy i zmusza ją do całowania i przytulania troskliwego wujka na spotkaniu rodzinnym. U matki tez próżno szukać pomocy, jest zbyt zajęta czesaniem i ubieraniem żywej laleczki, jaką jest dla niej córka.
Gregory kończy opowieść o dzieciństwie swojej bohaterki mówiąc czytelnikowi, że Midge została skrzywdzona i nikt i nic tego nie zmieni.
Mija kilka lat panna McCracken to już nastolatka, poznająca muzykę, narkotyki i szukająca miłości. Banalna historia, potrzeba nastoletniego buntu, okazja, przypadkowy nieznajomy i Midge traci dziewictwo. Jak wszystko u Gregory tak i ta scena jest mieszanką groteski, czarnego humoru i paskudnego naturalizmu. Jej pierwszy, raz może nie jest tak przerażający jak "opiekuńczy" wujek, ale na pewno upokarzający, bolesny i wzbudzający w niej wstręt.
Autorka nie pozwala nam ani na chwilę zapomnieć skąd pochodzi jej bohaterka, która chwile po utracie dziewictwa jest pełna odrazy do samej siebie i tego co zrobiła. Rodzi się w niej nawet poczucie winy i grzechu.
To uczucie będzie narastać i osiągnie apogeum w momencie gdy bohaterka dowie się, że jest w ciąży. Jedynym dla niej wyjściem z sytuacji jest aborcja. Problem w tym, że zabieg jest jeszcze nielegalny. Do tego kosztowny, a Midge nie może liczyć na rodziców w końcu to oni zabierają ją co tydzień do kościoła, gdzie słyszy sporo na temat tego co czeka w piekle tych, którzy zabijają nienarodzone dzieci.
Tak, Midge przerywa ciążę. Zabiegu dokonuje w obskurnej budzie obcy facet, bez jakiejkolwiek wiedzy medycznej. Wymowa tych "aborcyjnych" scen jest jednoznacznie proaborcyjna i jest ostrym policzkiem wymierzonym męskim obrońcom życia. Gregory zdaje się mówić: "Nie masz prawa decydować za kobietę skoro nie wiesz co oznacza ból, upokorzenie i cierpienie związane z usunięciem ciąży".
Inna sprawą jest, że autorka nie ideologizuje tematu. Prezentuje go od każdej strony, także tej moralnej i religijnej. Midge ma wyrzuty sumienia, tak przed jak i po czuje, że podejmuje decyzję, po której nie ma odwrotu, mało tego ona ma świadomość, że nie usuwa płodu, ale zabija dziecko!
I po raz kolejny zostaje z tym sama.
Te wydarzenia na zawsze określą relację pomiędzy nią a jej matką. Relacje te już zawsze będą mieszanką zwiedzionych nadziei, złości i wyrzutów sumienia.
Album Roberty Greogory to komiks kobiecy sensu stricto. Stworzony przez kobietę, opisujący kobiecy temat z punktu widzenia kobiety i w sposób niedostępny dla mężczyzny.
Ciekawe jest też to, że historie w nim zebrane powstały na długo przed modą na komiks autobiograficzny. Opowieści Gregory to fikcja, Midge nigdy nie istniała, a wydaje się równie prawdziwa co postaci z autobiografii.