Sara Mannei u Wojewódzkiego: "Jestem zamożna dzięki mężowi i ubieram się za jego pieniądze"
None
1
W tym tygodniu gośćmi Kuby Wojewódzkiego byli piękni, sławni i bogaci. Pojawili się: jeden z najbardziej znanych na świecie polskich piłkarzy - Artur Boruc oraz jego żona, Sara Mannei - blogerka modowa, która zdążyła już zasłynąć w rodzimym show biznesie. O nowej żonie Boruca zrobiło się głośno już podczas jej lipcowego ślubu z zawodnikiem AFC Bournmeouth. To właśnie wtedy wybuchła tzw. "afera sweterkowa", która sprawiła, że o Sarze usłyszał już niemal każdy. Blogerka nigdy nie ukrywała, że wydaje krocie na swoje stylizacje. Chwali się, że kupuje w najdroższych butikach w Mediolanie i nie zwraca uwagi na ceny.
- Moja słabość? Buty! I to wszystko przez Artura. Zawsze jak popełnię jakiś błąd zakupowy i stwierdzę, że żałuję, bo jednak to mi się nie podoba albo wydałam za dużo pieniędzy, to wina Artura. To przez Artura czasem wydam ten majątek. Mówi mi: "Weź to, to jest śliczne, będziesz w tym wyglądała super". Oczywiście na ten moment uważam, że to mi jest potrzebne, a potem w domu bywa różnie. Każda kobieta marzy o takim mężu. Naprawdę mam cudownego męża, godnego podziwu. Panie mają mi czego zazdrościć - powiedziała w rozmowie z "Faktem".
Jej specyficzne podejście do życia w luksusach dostrzegli twórcy nowego programu o robieniu zakupów i tak Sara trafiła do telewizji. Od razu otrzymała posadę prowadzącej "Shopping Queen" i... błyskawicznie podpadła wielu Polkom wyznaniem, że: "900 złotych na zakupy to nie jest dużo pieniążków" oraz, że "żony piłkarzy dbają o siebie bardziej niż przeciętne kobiety".
Co jedno z najsłynniejszych małżeństw w kraju zdradziło u Kuby Wojewódzkiego? Będziecie zaskoczeni!
AR/AOS
Wie, że popularność i pieniądze zyskała dzięki mężowi
Sara Mannei dla większości Polaków figuruje w show biznesie jako żona popularnego piłkarza i bogata blogerka, której każda wypowiedź jest szeroko komentowana w mediach. Rzadko chwalona - częściej krytykowana. Ona sama nie przejmuje się negatywnymi komentarzami na swój temat i zapewnia, że gdyby była obcokrajowcem byłaby podziwiana i szanowana za to, kim jest.
- Stałaś się trochę dla części mediów takim wrogiem publicznym, bo jesteś szczęśliwa, młoda, zamożna i lubisz styl - zaczął Kuba.
- Jak jesteś z zagranicy, to jest fajnie. Możesz cycki pokazywać, możesz dupę pokazywać, możesz się wylansować na porno filmie i wszyscy cię lubią. Dużo jest takich, co robią tak karierę. Ja nie chcę. Nie wiem, o co jest to wielkie halo. (...) Wiesz, jak to jest na ramówce. Nie wiedziałam, że będę musiała udzielić 150 wywiadów, a dziennikarze będą się pytać w kółko o to samo. Jeśli słyszysz czterdziesty raz to samo... Czy oni nie mogą ruszyć głową i zadać jakiegoś innego pytania? Bo oni mówią, że jestem pusta i odpowiadam ciągle tak samo. Jak ja dostaję te same pytania o idiotyczne 900 złotych, to co mam odpowiedzieć?! (...) Doskonale wiem, że jestem zamożna dzięki mężowi - zbulwersowała się blogerka.
Zdementowała plotki
Jakiś czas temu media obiegła informacja, że Artur Boruc chciałby wrócić z emigracji. Niestety, na jego drodze do szczęścia stanęła żona, która nie pozwala mu ziścić tego marzenia. Dlaczego? Otóż jej głównym argumentem miał być fakt, że nie lubi Polski.
- Ostatnio przeczytałam, że wydałam na spódniczkę 17,5 tysiąca. Rzeczywiście, jeśli ktoś to przeczyta, to pomyśli: kretynka! Polskie media uwielbiają podkręcać. Gdyby mój jeden wywiad był puszczony w całości, to nigdy by nie padły słowa, że nie lubię Polski. Bo nigdy czegoś takiego nie powiedziałam. Powiedz mi, czy mam się sądzić z jakąś kretynką za przeproszeniem?! Mi było szkoda tej pani. Przyszła do mnie z podkulonym ogonem, starsza pani. Powiedziałam jej: "niech się pani nie stresuje, to ja powinnam się denerwować". I później przychodzi do mnie moja babcia i mówi: "przyszedł do mnie znajomy i wszystkim strasznie podpadłaś, bo powiedziałaś, że nie lubisz Polski". A ja tego nie powiedziałam! Stwierdziłam tylko, za co nie lubię Polaków: że uwielbiają krytykować i że tym się żywią. Często słyszę, że mi się łatwo mówi, bo mam pieniądze i nie muszę się niczym martwić. A przecież pieniądze to nie wszystko! - broniła się Mannei.
- Ale pieniądze to najlepsza metoda, żeby nie żyć w ubóstwie! - szybko wtrącił Wojewódzki.
Wypożyczanie ubrań nie wchodzi w grę
Nie od dziś wiadomo, że gwiazdy bardzo rzadko kupują drogie kreacje od projektantów. Zamiast tego wypożyczają je z butików, aby po imprezie zwrócić szybko do sklepu. Wychodzą z założenia, że skoro i tak nie mogą pojawić się kilkukrotnie w tej samej sukience, to nie opłaca im się wydawać np. kilku tysięcy na kreację z metką słynnego domu mody. Mannei uważa, że tego typu zachowania gwiazd i celebrytów powinny być surowo zakazane.
- Byłam tylko na dwóch imprezach, bo Artur był zobowiązany na nich być. Ja nie lubię patrzeć na gwiazdy ubrane w wypożyczone rzeczy. Pozują i robią sobie w nich zdjęcia na ściankach, a mnie zarzucają, że obnoszę się z drogimi rzeczami, a oni ubierają się w coś, czego sami nie kupili. To jest słabe! Ich stać, żeby sobie kupili, a normalnej osoby już nie. Wiem, bo sama dostaję milion takich propozycji, ale wtedy pytam się: "dlaczego pani do mnie dzwoni, skoro mam swoje rzeczy. Po co mi wasze?". Za pożyczenie mam sobie zdjęcie zrobić na ściance i później oddać. I co, przyjdzie normalny człowiek i ma sobie kupić te rzeczy, bo oni je potem sprzedają?! To jest obrzydliwe! Ja ubieram się za pieniądze mojego męża, niech będzie, a oni ubierają się w nieswoje rzeczy, które ktoś wcześniej miał na sobie. No to kto jest fajniejszy? - spytała na koniec.
Wstydliwa pamiątka
Aby ostudzić nieco emocje oburzonej blogerki, do studia zaproszono drugiego gościa - Artura Boruca. Małżonek Mannei był znacznie mniej rozmowny i wylewny, ale mimo to zdradził kilka szczegółów ze swojego piłkarskiego życia. Przyznał m.in., że początki jego kariery poza granicami naszego kraju wcale nie należą do najprzyjemniejszych wspomnień. Przez rok usiłował nauczyć się szkockiego akcentu, choć wcześniej wydawało mu się, że z językiem angielskim nie będzie miał żadnego problemu.
Oprócz tego opowiedział o nowym tatuażu. Przypomnijmy, że kilka lat temu Boruc występował jeszcze w Celticu Glasgow. Pewnego dnia wpadł na nietypowy pomysł wytatuowania sobie na brzuchu małpy z napisem "Rangers". Jakby tego było mało, w miejscu pępka bramkarza była... pupa wypiętego zwierzaka.
- Na początku było śmiesznie - wspominał golkiper u Wojewódzkiego.
- Wcale nie! On całą noc spał na brzuchu. Jak rano wstał, to nie było mu do śmiechu, bo na materacu odbiła się małpa, która widnieje tam do teraz - przerwała mu Sara.
Na szczęście dziś po tym wybryku na ciele sportowca nie ma już śladu. Miejsce niefortunnego tatuażu zajął inny, który Artur opisał jako "wielka czarna dziura". Fani zawodnika mogli się już przypatrzeć ciemnej plamie na jego skórze na kilku zdjęciach opublikowanych na Instagramie przez jego żonę.
Jak wam się podobał ostatni odcinek "Kuby Wojewódzkiego"?
AR/AOS