''Sami swoi'': Sukces to zasługa świetnych aktorów
''W trakcie realizacji byłem spięty i przerażony''
- Pierwszy film z trylogii robiłem z ogromnym strachem, że nie będzie zabawny – zwierzał się Gazecie Wyborczej Sylwester Chęciński. - Tym bardziej że wcześniej powstało kilka tytułów wiejskich, na których krytycy nie zostawili suchej nitki. W trakcie realizacji byłem spięty i przerażony, miałem świadomość pewnych mankamentów. Byłem potwornie zdenerwowany, mokry ze strachu. Do tego stopnia, że uciekłem z sali i chodziłem po korytarzu w tę i z powrotem, słysząc salwy śmiechu – wspominał premierę. Denerwował się niepotrzebnie.
- Pierwszy film z trylogii robiłem z ogromnym strachem, że nie będzie zabawny – zwierzał się Gazecie Wyborczej Sylwester Chęciński.
- Tym bardziej że wcześniej powstało kilka tytułów wiejskich, na których krytycy nie zostawili suchej nitki. W trakcie realizacji byłem spięty i przerażony, miałem świadomość pewnych mankamentów. Byłem potwornie zdenerwowany, mokry ze strachu. Do tego stopnia, że uciekłem z sali i chodziłem po korytarzu w tę i z powrotem, słysząc salwy śmiechu – wspominał premierę. Denerwował się niepotrzebnie.
"Sami swoi" okazali się prawdziwym kinowym hitem i doczekali się dwóch kontynuacji. Ale Chęciński o sukcesie swojej trylogii opowiada niezbyt chętnie, podkreślając, że to przede wszystkim zasługa doskonałej ekipy filmowej i świetnych aktorów, w tym Władysława Hańczy, czyli Kargula, oraz ekranowego małżeństwa Pawlaków – Wacława Kowalskiego i Marii Zbyszewskiej.