Rząd powinien wspierać kulturę w pandemii – szkoda, że algorytmów nie dopracowano [Opinia]

Jak pewnie państwo już gdzieś dziś widzieli, w ramach rządowego Funduszu Wsparcia Kultury zespół disco polo Bayer Full otrzyma ponad pół miliona złotych, Beata Kozidrak 750 tysięcy, jej były mąż reprezentujący zespół Bajm ponad 613 tysięcy, a prowadzona przez jednego z braci Golców Golec Fabryka prawie 1,9 miliona złotych.

Bracia Golec podczas koncertu Gramy dla Europy
Bracia Golec podczas koncertu Gramy dla Europy
Źródło zdjęć: © ONS
Jakub Majmurek

Te kwoty budzą zrozumiałe emocje. Zwłaszcza w sytuacji, gdy brakuje pieniędzy na służbę zdrowia, wiele przymusowo zamkniętych przez obostrzenia sanitarne rządu branż zostało pozostawione same sobie, a miliony Polek i Polaków obawiają się o swoją pracę i dochody. Sądząc po komentarzach w internecie, można odnieść wrażenie, że ludzie wściekli się, że władza, zamiast chronić społeczeństwo przed ekonomiczną zapaścią, funduje w pandemii życie na najwyższej konsumpcyjnej stopie gwiazdom (często trzeciorzędnej jakości), które wcześniej radziły sobie na tyle dobrze, że naprawdę mogły odłożyć na cięższe czasy. Innymi słowy, kolejny program rządu Zjednoczonej Prawicy zakończył się komunikacyjną klęską, zanim na dobre się zaczął.

Tymczasem niezależnie od tego ile dostały zużyte gwiazdy goszczące na każdym telewizyjnym sylwestrze od czasów Kwaśniewskiego, program pandemicznego wsparcia dla kultury był potrzebny i ogólnie trzeba go zapisać po stronie zasług rządu w tym roku. Choć bez wątpienia gabinet, a zwłaszcza resort kultury, położyły komunikacyjną stronę projektu, a algorytm rozdzielania środków należało opracować lepiej.

To nie jest program dla artystów, tylko dla przedsiębiorców kultury

Środki wypłacane są na podstawie ustawy przyjętej przez parlament w sierpniu tego roku. Na pandemiczne wsparcie kultury przeznaczyła ona 400 milionów złotych. Za ustawą głosowali posłowie wszystkich partii. Trudno bowiem się spierać, że kultura była jedną z branż najsilniej uderzonych przez pandemię. Większość aktywności – koncerty, spektakle teatralne, seanse kinowe i festiwale filmowe – została zawieszona przez lockdown na początku roku.

Po zdjęciu ograniczeń kultura nigdy nie wróciła do działania na pełnych obrotach – teatry i kina mogły grać tylko z 50-, a później 25-procentowym obłożeniem. Teraz znów cała branża musiała się zamknąć, lub przenieść do sieci. O ile w przypadku festiwali filmowych – jak kończąca się właśnie pierwsza internetowa edycja festiwalu filmowego Nowe Horyzonty – jakoś to działa, to dla teatru i branży muzycznej przejście do sieci jest o wiele poważniejszym wyzwaniem.

Rządowy program wychodzi z założenia, że kultura to nie tylko dobro narodowe, ale także gałąź gospodarki, gdzie pracuje ponad 300 tysięcy osób. Program rządowy nie jest wsparciem dla artystów, ale dla działających w branży podmiotów gospodarczych. Kryterium przyznania pomocy nie jest jakość artystycznej produkcji. Prawie dwa miliony dla braci Golców nie jest wyrazem tego, że państwo na tyle wycenia ich wkład w muzyczną kulturę Polski.

W ramach programu przedsiębiorcy aktywni w sektorze kultury składali wnioski o rekompensaty strat poniesionych przez tegoroczne przymusowe zamrożenie branży. Wnioski przetwarzały Instytut Teatralny, oraz Instytut Muzyki i Tańca. Z 2246 złożonych wniosków wsparcie otrzymało 2064 instytucji. Wsparcie ma rekompensować do 50% przychodów utraconych w wyniku pandemii. Jako podstawę obliczania tego, ile wyniosły straty przyjmuje się przychody z zeszłego roku. Jeśli artyści – np. wspomniana Beata Kozidrak albo Sławomir Świerzyński z zespołu Bayer Full – otrzymali wsparcie, to nie jako twórcy kultury, ale aktywni w tym obszarze przedsiębiorcy.

Tym instytucjom należało pomóc

Większość decyzji o wsparciu wydaje się sensowna. Najwięcej środków otrzymały teatry muzyczne: warszawska Roma i Teatr Muzyczny w Gdyni (po 4 miliony), oraz wrocławski Capitol (2 miliony). Znaczące wsparcie otrzymały też fundacje prowadzące teatry niepubliczne: Krystyny Jandy (1,8 miliona), oraz Imka Tomasza Karolaka (1,6 miliona). To duże kwoty, ale uzasadnione. Produkcja teatralna, zwłaszcza w przypadku teatru muzycznego, niestety kosztuje. Wszystkie te podmioty zatrudniają cały sztab ludzi: od aktorów, przez reżyserów po pracowników technicznej obsługi sceny. Grając w warunkach pandemicznych obostrzeń często funkcjonowały na granicy opłacalności, lub poniżej niej.

W sumie wsparcie otrzymało kilkaset teatrów i filharmonii. Często publicznych. W warunkach zamrożenia, lub radykalnego ograniczenia przychodów także instytucje dysponujące środkami z budżetu państwa, lub samorządów mogą mieć problem z dotrzymaniem swoich finansowych zobowiązań. A bez wątpienia w interesie publicznym – zarówno gospodarczym, jak i kulturalnym – leży utrzymanie ich ciągłości w pandemii. Tak, by w przyszłym roku, gdy – miejmy nadzieję! – będziemy już mieli szczepionkę, a życie mniej więcej wróci do normy – mogły od razu zacząć normalnie pracować.

Najwięcej podmiotów, które otrzymały wsparcie to przedsiębiorstwa wykonujące prace wsparcia techniczno-scenicznego – w sumie 1166 takich przedsięwzięć. Branża, zatrudniająca wysoko wykwalifikowanych, lecz pozostających w cieniu celebrytów i znanych artystów fachowców, nie może odrobić sobie strat przenosząc działalność do sieci. Jej wykończenie przez kryzys byłoby nie tylko małą katastrofą ekonomiczną, ale także pociągnęłoby w dół cały sektor teatralny i koncertowy.

Tu faktycznie jest problem

No dobrze, ktoś może spytać, ale jak się do tego mają setki tysięcy, a nawet miliony dla twórców takich dzieł jak "Majteczki w kropeczki", czy "Ściernisco"? Tu faktycznie jest problem. Nie tylko komunikacyjny. Widać, że inaczej należało skonstruować algorytm, np. uzależniając wielkość wsparcia nie tylko od przychodów w zeszłym roku, ale także kosztów stałych, czy liczby zatrudnianych przez dany podmiot pracowników. Tak, by nie dopuścić choćby do podejrzenia, że z publicznych środków państwo finansuje życie na wysokiej stopie celebrytów, którzy nawet w pandemii zarabiają przecież na prawach autorskich, kontraktach reklamowych itp.

Po drugie, wsparcie publiczne powinno być obwarowane określonymi warunkami. W pierwszej kolejności powinno trafiać do pracowników otrzymujących pomoc publiczną podmiotów. Niecałe 2 miliony dla Golec Fabryka budziłyby mniejsze emocje, gdyby było wiadomo, że te środki pójdą na zapewnienie dochodów wszystkim pozostającym w cieniu Golców, pracujących na ich sukces ludziom – muzykom sesyjnym, dźwiękowcom, pracownikom technicznym.

Wszelki program wsparcia dla kultury w pandemii musi mieć na względzie dwie kwestie. Po pierwsze, utrzymanie ciągłości kulturalnych instytucji, zarówno publicznych, jak i nie. Po drugie, zapewnienie dochodów pracownikom kultury, tak by ktoś miał po pandemii te instytucje obsługiwać. O ile ten pierwszy cel rządowy program realizuje sensownie, to z drugim jest gorzej. Zabrakło mechanizmu, który zagwarantuje, że środki trafią do pozbawionych możliwości pracy muzyków, inspicjentek, aktorów. W sytuacji, gdy wielkie środki trafiają do celebrytów łatwo może to politycznie pogrzebać w morzu hejtu ogólnie sensowny i potrzebny program.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (763)