"Rosyjskie fejki są żałosne". Jak kremlowska propaganda usprawiedliwia wojnę
22.02.2022 15:29, aktual.: 22.02.2022 18:45
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dr Wojciech Siegeń, znawca Rosji, mówi WP: - Rosyjska propaganda jest robiona na szybko. Dźwięk nie zgadza się z obrazem. Realizatorzy improwizują, próbując spreparować wojnę, której nie ma.
Podstawowy problem z rosyjską telewizją: nie wiadomo, co w niej jest prawdą, a co zmyśleniem. Rosyjska machina propagandowa pracuje pełną parą, by usprawiedliwić atak na Ukrainę. Tymczasem redakcje i specjaliści na całym świecie próbują rozszyfrować, czy to, co pokazują rosyjskie media, rzeczywiście się dzieje "na żywo", czy jest wyreżyserowanym kłamstwem.
Pozornie Rosjanie mają bardzo dobre scenariusze. Weźmy newsa z telewizji Rossija24: trzech ukraińskich dywersantów weszło na teren Donieckiej Republiki Ludowej. Ich zadanie: wysadzić fabrykę chemiczną w miejscowości Horliwka (pol. Gorłówka). Separatyści prorosyjscy zabili jednak dwóch dywersantów, a trzeciego ranili i pojmali. Odzyskali także kamerkę, którą ranny Ukrainiec miał zainstalowaną na hełmie.
Specjaliści od odczytywania rosyjskich fejków ustalili jednak, że rzekome dźwięki z wideo kamery ukraińskiego dywersanta pochodzą z filmu z … 2010 roku z ćwiczeń wojskowych na poligonie w Finlandii! Rosjanie do starych dźwięków dograli swoje wideo.
Ukraina zaprzecza, jakoby wysyłała dywersantów czy ostrzeliwała rosyjskie punkty graniczne. Tymczasem, jeśli wierzyć Rosji, Ukraińcy przygotowują ataki dywersyjne na Donbas i samą Rosję, podkładają bomby i prowadzą ostrzał artyleryjski, co rzekomo wywołało w Donbasie kryzys humanitarny czy wręcz ludobójstwo, jak twierdzi Putin. Dlatego zarządzono tam ewakuację ludności cywilnej.
Wszystko to dało Putinowi pretekst, by wysłać do Doniecka i Ługańska swoje "pokojowe" siły, bratnią pomoc, która powstrzyma rzekomą eksterminację rosyjskojęzycznej ludności.
Poniżej rozmowa z ekspertem ds. Europy Wschodniej, która pokazuje na konkretnych przykładach, jak działa rosyjska propaganda.
Sebastian Łupak: Ogląda pan rosyjską telewizję na bieżąco. Jak wygląda teraz oficjalna narracja Kremla?
Dr Wojciech Siegień, Uniwersytet Gdański: Wygląda żałośnie. Rosyjska propaganda jest preparowana na szybko. To jest zrobione niestarannie, jak mówią Rosjanie na skoruju ruku, na szybką rękę, czyli po naszemu - na kolanie. Dźwięk nie zgadza się z obrazem. Słychać świst kul, jakieś wybuchy, ale ich nie widać. Coś leci, ale nie wiadomo, co i gdzie. Kamera się zbliża i oddala.
Realizatorzy improwizują, próbują spreparować wojnę, której nie ma. Po prostu brak im materiału. Łączą się na żywo z reporterem, a ten mówi, że jeszcze przed chwilą słuchać było ostrzał, ale teraz to już tylko wyją syreny.
Pojawiają się błędy. Jednego dnia pewien budynek jest odbijany przez prorosyjskich separatystów z rąk ukraińskich dywersantów, a dwa dni później ten sam budynek występuje w innym materiale, tym razem jako dom miejscowej ludności bombardowany przez Ukraińców.
I za pomocą tych obrazów media rosyjskie chcą udowodnić, że są ofiarami agresji Ukrainy na Donieck, Ługańsk i terytorium Rosji?
Tak. Ma to wyglądać tak, że tam toczą się zaciekłe walki, że ostrzeliwane są centra miast, że Ukraińcy zaraz wedrą się do Rosji.
Jakimi sposobami rosyjskie media to osiągają?
Bardzo prymitywnymi. Na przykład mówią, jakoby Ukraińcy trafili w budkę graniczną na granicy Ukrainy z Rosją, w rostowskim obwodzie. Pokazują jakąś rozwaloną budkę, kiosk, coś co równie dobrze mogłoby stać w ogródku działkowym, a stoi w szczerym stepie. To rzekomo ma być punkt kontroli granicznej, a nie wygląda jak infrastruktura graniczna. Czysta konfabulacja.
Albo pokazują, że Ukraińcy w rzekomym zamachu terrorystycznym wysadzili samochód zastępcy komendanta milicji ludowej w Doniecku. Widzimy więc centrum miasta, serce Doniecka i całkowicie pusty parking przed magistratem. I na tym parkingu stoi rozwalony sowiecki UAZ – taki stary samochód terenowo-wojskowy. Na tym UAZ-ie są widoczne numery rejestracyjne: DT O101. Ktoś sprawdził, że kilka miesięcy temu te same numery jeździły na luksusowym SUV-ie tegoż milicjanta. Widocznie szkoda im było wysadzać to lepsze auto, więc przełożyli te numery na stary samochód wojskowy.
To są tanie, mało wyrafinowane fejki.
Fińscy i brytyjscy dziennikarze piszą, że rzekoma akcja dywersyjna trójki Ukraińców na fabrykę chemiczną w Horliwce też była zmyślona.
Rosjanie mają problem, bo technika poszła do przodu i jest wiele sposobów weryfikacji ich fejków. Zajmują się tym zachodnie służby, profesjonalne redakcje, ale i grupy internatów, którzy tworzą zespoły weryfikujące dezinformację rosyjską. Rosjanom jest więc coraz trudniej.
W przypadku tej rzekomo udaremnionej dywersji na fabrykę chemiczną w Horliwce pojawił się też wątek polski.
Jaki?
W programie "60 minut" na kanale Rossija24 prowadząca Olga Skabjejewa powiedziała, że kilka dni wcześniej, przed tą akcją dywersyjną, rosyjskie służby wywiadowcze przechwyciły rozmowy w języku polskim.
Czyli Skabjejewa sugeruje, że polskie służby współpracują z Ukraińcami, że Polacy rzekomo maczali w tym palce. Jest sugestia, niewypowiedziana wprost, że pewnie Polacy szkolą czy nadzorują te grupy. To są niedopowiedzenia. Jeśli chodzi o tworzenie wroga, to Polak im dobrze pasuje.
Rosjanie pokazują też masową ewakuację ludności Doniecka. Ona jednak naprawdę się dzieje.
Ta ewakuacja jest robiona pod kamery. Pokazują szefa milicji, który stoi na tle grupy dzieci. I ten milicjant mówi: my bronimy dzieci, które są największym pokrzywdzonym w tym konflikcie.
Wiemy, co się dzieje z ewakuowanymi ludźmi?
Tak. Mamy niezależne źródła. Ci ludzie są wywożeni do rostowskiej obłasti, obwodu rostowskiego w Rosji. Tym ludziom obiecano, że Rosja ich przygarnie i się nimi zajmie. Putin zagwarantował im po 10 tysięcy rubli na głowę.
Tymczasem z niezależnych źródeł wiemy, że ci ludzie śpią po salach gimnastycznych, że lepsze ośrodki turbazy, czyli bazy turystycznej, są dla nich pozamykane. Ludzie są odsyłani, nie ma dla nich miejsc. Rosjanie wcale na nich nie czekają, bo sami nie mają pieniędzy. A tymczasem przyjezdnym obiecuje się po 10 tysięcy rubli. Są nagrania zrozpaczonych matek, które mają tego wszystkiego dość, bo coś innego im w Rosji obiecano.
Czy ta propaganda wciąż działa na masowego odbiorcę w Rosji?
Nie dziwmy się, że oni w to wierzą. Są przecież takie miejsca w Polce, gdzie dociera tylko obraz TVP Info i tam to działa, bo ludzie nie weryfikują tych informacji. A co dopiero w wielkiej Rosji, gdzie jest 140 mln ludzi rozsianych po ogromnym terytorium. Nie każdy mieszka w Moskwie i ma możliwość weryfikacji tego, co podają główne kanały rosyjskiej telewizji. Propaganda działa, zwłaszcza na starszych ludzi z prowincji.
Zresztą o weryfikację będzie coraz trudniej. Władze Ługańskiej Republiki Ludowej ogłosiły właśnie, że większość specjalistów zajmujących się dotąd obsługą internetu zgłosiła się na ochotnika do wojska, więc internet i telefonia komórkowa zostaną wkrótce odłączone. Nie będzie w Ługańsku jak sprawdzić, co jest prawdą, a co nie, bo zostanie tylko oficjalna telewizja. Absurd goni absurd.
Dr Wojciech Siegień – pracownik Wydziału Nauk Społecznych Uniwersytetu Gdańskiego, absolwent MISH UW, z wykształcenia psycholog, etnolog i pedagog. Ekspert ds. Europy Środkowej i Wschodniej, szczególnie Rosji i Ukrainy. Od 2016 r. prowadzi badania terenowe w ukraińskim Donbasie, skoncentrowane na procesach militaryzacji.