Rosjanie lamentują, że "ich chłopcy" w USA nie zmiażdżyli Demokratów w wyborach

Miało być tsunami, które zmiecie Demokratów, ale to się nie udało. Rosyjska propaganda żałuje, że wybory do Kongresu USA nie poszły tak, jak zakładali na Kremlu.

Sołowiow to jeden z naczelnych propagandystów Kremla
Sołowiow to jeden z naczelnych propagandystów Kremla
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

Władimir Sołowiow, wiodący propagandysta kanału Rossija 1, swój wtorkowy program zaczął od czegoś, co w jego mniemaniu było dowcipem: - Drodzy widzowie, życzę wam Szczęśliwego Dnia Mieszania Się w Wybory w USA!

Dowcip się spodobał, zwłaszcza, że Jewgenij Prigożyn, milioner, prezes militarnej Grupy Najemników Wagnera, którego firma dostarcza catering na Kreml, wcześniej chwalił się publicznie, że Rosja także przed wyborami do Kongresu USA tradycyjnie wpływała na nie za pomocą fabryk trolli, fałszywych kont i fejków rozprzestrzenianych w mediach społecznościowych. Fejki te są później chętnie podejmowane przez amerykańską prawicę, zwolenników Republikanów.

Prigożyn mówił: - Ingerowaliśmy, ingerujemy i nadal będziemy ingerować. Ostrożnie, dokładnie, chirurgicznie i po swojemu, tak jak umiemy to robić. Podczas naszych precyzyjnych operacji usuwamy jednocześnie nerki i wątrobę.

Jednak tym razem ruskie trolle miały mniejszy wpływ na wynik wyborów niż wcześniej. "Nasi chłopcy w USA, Republikanie" - jak pieszczotliwie określiła ich inna propagandystka, Olga Skabiejewa - mieli zalać USA "czerwoną falą" (czerwony to kolor Republikanów, niebieski – demokratów). Tak się nie stało. Obie partie idą łeb w łeb, z nieznaczną tylko przewagą Republikanów (207:189 w Izbie Reprezentantów oraz 49:48 w Senacie). Liczenie głosów trwa.

Miała być wielka fala czy wręcz republikańskie tsunami, ale się nie udało. Rosjanie chętnie podchwycili więc tezę eks-prezydenta Donalda Trumpa, który po wyborach oświadczył, że trzeba będzie sprawdzić, czy nie doszło do dorzucania głosów i manipulacji w ich liczeniu.

Skabiejewa wezwała Amerykanów w swoim programie: - Wychodźcie na ulice! Okłamują was!

Jednocześnie ruscy propagandyści pochwalili swoją "przewidującą" armię, że ta rzekomo czekała z decyzją o wycofaniu się z Chersonia do 9 listopada, czyli dzień po wyborach w USA.

Gdybyśmy zaczęli wycofywać się wcześniej, to dałoby to dodatkowego kopa Demokratom – mówił Sołowiow. – Dlatego celowo czekaliśmy do dnia po wyborach.

Ogólnie wycofanie się Rosjan z Chersonia sprzedawane jest tam jako celowy, przemyślany manewr, na który Rosja może sobie pozwolić. To rzekomo wynik ogromnej troski Putina i Szojgu o życie żołnierzy i cywilów. "To odwrót strategiczny, ale Rosja zawsze wraca po swoje" - twierdzą rosyjskie media.

Wracając do wyborów w USA: rosyjscy komentatorzy, którzy mieli nadzieję, że tryumf Republikanów zmieni politykę Waszyngtonu wobec wojny w Ukrainie, raczej porzucili taką nadzieję. Przyznają, że w obecnej sytuacji Biały Dom nie zmieni polityki wspierania Kijowa przeciw Moskwie, politycznie, finansowo i militarnie.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Nadziei szukają gdzie indziej. Rosyjska agencja prasowa RIA Novosti tuż po amerykańskich wyborach stwierdziła, że USA grozi… rozpad na mniejsze stany.

Agencja cytuje deputowanego do Dumy Michaiła Szeremeta, który mówi, że Stanom grozi wewnętrzny konflikt polityczny i gospodarczy, a w konsekwencji rozpad na mniejsze państwa. Zdaniem Rosjanina Stany Zjednoczone przestały być respektowane na świecie, bo ich polityka przynosi tylko "wojnę, śmierć i spustoszenie".

Inny nagłówek z RIA Novosti informuje, że do Izby Reprezentantów wybrano dwójkę... zmarłych Demokratów.

To akurat prawda. Stało się tak m.in. w przypadku Demokraty Anthony'ego "Tony" DeLuca z Pensylwanii, który zmarł na raka 9 października. Jednak według amerykańskiego prawa wyborczego było już za późno, by usunąć jego nazwisko z karty do głosowania.

Zgodnie z amerykańskim prawem odbędzie się teraz dogrywka, w której będzie startował żyjący kandydat. Mając wybór między zmarłym Demokratą a żyjącym przedstawicielem innej partii, wyborcy... postawili na zmarłego. Oznacza to, że wolą dodatkowe wybory od rządów kontrkandydatów.

Sebastian Łupak, dziennikarz Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie