Romantyzm metalu
"Doomboy" to licealne love story z wątkami fantastycznymi. Id, melancholijny nastolatek, spędzający większość wolnego czasu na popijaniu piwa i szwendaniu się z przyjaciółmi, dowiaduje się o śmierci swojej sympatii - Anny. By dać wyraz rozpaczy gra dla oceanu na gitarze elektrycznej. Niezwykłe koncerty rejestruje jego przyjaciel i posyła je w eter. Dzięki tym audycjom Doomboy staje się lokalną sławą i ściąga na siebie poważne kłopoty.
05.04.2013 | aktual.: 29.10.2013 17:20
Fani metalu rzadko bywają posądzani o romantyzm czy sentymentalizm. Jednak doom metal, bo bardzo specyficzny podgatunek. Nie rezygnując z ciężkich gitarowych brzmień i specyficznego wokalu, autorzy doom metalowych utworów kładą nacisk przede wszystkim na teksty. Depresyjne, melancholijne utwory często opowiadają o stracie, cierpieniu czy śmierci. Bywa też, że pełnią rolę terapeutyczną, skupiając się na osobistych przeżyciach muzyków. A i dzikie metalowe riffy są w doom metalu jakby bardziej stonowane.
Taki też jest album Sandovala. "Doomboy" nie zaskakuje scenariuszem, ale podejściem do tematu. To historia skupiająca się na emocjach, ubierająca banalną historię o złamanym sercu w oryginalne szaty.* Sandoval nie pospiesza wydarzeń, daje sobie czas by odpowiednio przybliżyć bohaterów, a mówiąc o nich pozostaje urzekająco subtelny.* Doskonale widać to chociażby w wątku Spaghettiego, wielkiego, groźnego typa, tragicznie zakochanego w Trevorze, typowym metalu z długimi włosami. Ich romans przełamuje konwencję i dowodzi, że dla Sandovala ważniejsi od stereotypów są ciekawi bohaterowie. Umiejętnie rozwiązany zostaje także wątek główny. Wykorzystując niedopowiedzenia Sandoval daje czytelnikowi pole do domysłów i sprytnie unika kiczowatych oczywistości.
Doom metal cechują także nawiązania do literatury, nie dziwi więc, że "Doomboy" odwołuje się do twórczości Lovecrafta. Podwodne, mackowate potwory nie po raz pierwszy pojawiają się w albumach Sandovala ("Wybryki Xinophixeroxa" poświęcone są w zasadzie tylko nim), tym razem nie są jednak zwiastunem zagłady, ale logicznym uzupełnieniem historii. Podobnie rzecz ma się z zasugerowanym (raz jeszcze, zaskakująco subtelnie) wątkiem fantastycznym.
Ze scenariuszem świetnie współgrają rysunki. Styl Sandovala się nie zmienił, każdy kto cenił wcześniejsze prace meksykańskiego artysty, poczuje się jak w domu. Ale chyba po raz pierwszy cienkopisowa kreska, uproszczona mimika postaci, puste,"krajobrazowe" kadry i stonowana kolorystyka, tak trafnie współgrają z emocjami budzonymi w czytelników.
Lektura 80-stronicowego "Doomboy'a" zajmuje około 20 minut. Nie dajcie sobie jednak wmówić, że to za mało. Tony Sandoval miesza zgrane elementy licealnych romansideł z podmorskimi koszmarami i ciężkim metalem, konstruując jeden z najciekawszych komiksów ostatnich miesięcy. To prosta opowieść, która pozostaje w pamięci dłużej, niż można by się spodziewać.