"Rodzina zastępcza": Piękna, utalentowana i tajemnicza
Była jedną z najukochańszych polskich aktorek. Śliczna blondynka o pięknym uśmiechu zauroczyła publiczność od pierwszych występów na ekranie. Przedstawiamy mniej znane szczegóły z życia słynnej artystki, którą pokochały miliony.
Gabriela Kownacka - aktorka, której nikt do końca nie poznał
Uważała siebie za średnią aktorkę
Do Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie szła bez większego przekonania. Nie miała jeszcze jasnego planu na przyszłość. Egzaminy zdała śpiewająco jako jedna z najlepszych kandydatek. Wydawało się, że znalazła swoje miejsce.
- W szkole okazało się, że nie jestem pierwsza, że jestem dość słaba i praktycznie studia nie były pasmem jakichś większych moich sukcesów. (...) mój rok był rokiem szczególnym, ponieważ były na nim Krysia Janda, Joanna Szczepkowska, Ewa Ziętek, Sławomira Łozińska, Basia Winiarska - kobiety wyjątkowo ambitne - wspominała w wywiadzie dla Programu III Polskiego Radia.
Trudno było się wybić na tle tak znakomitych artystek. Gabriela miała zresztą wówczas inne priorytety.
- Ze szkoły wyniosłam niewiele, może poza takim wstrętem do tego wszystkiego, co jest konkursem nieustającym. Zresztą zostało mi to do dziś, że staram się nie ścigać z nikim, tylko ze sobą. (...) Myślę, że nikogo z profesorów specjalnie nie zafascynowałam. O mnie opinia taka była, że jestem dość konwencjonalną aktorką czy młodą dziewczyną.
Nienawidziła tej roli
Debiutem ekranowym Kownackiej było "Wesele", w którym aktorka zagrała jeszcze jako studentka. Propozycja występu w filmie utytułowanego reżysera tylko na pozór była wymarzoną rolą.
- Przeszłam gehennę w trakcie tego debiutu, ponieważ kompletnie niczego nie umiałam. Ale to niczego. Nie umiałam wykonać najprostszego zadania, o jakie pan Andrzej Wajda mnie prosił. Nie jest on reżyserem cierpliwym. Niespecjalnie lubi pracować z młodymi ludźmi. W związku z tym przy piątej, szóstej czy siódmej próbie wyciągnięcia ze mnie czegokolwiek, przekazywał mnie swojemu drugiemu reżyserowi Andrzejowi Kotkowskiemu, z którym zresztą przyjaźnię się do dziś, i ten usiłował wyciągnąć ze mnie cokolwiek - mówiła w wywiadzie dla radiowej Trójki.
Teatr był jej życiem
Ważną rolę w zawodowym życiu aktorki odegrała scena i kontakt z publicznością. Występowała w teatrach stołecznych: Kwadracie, Współczesnym, Studio i Narodowym.
Nie lubiła stagnacji. W przerwach między kolejnymi występami pojawiała się w filmach. Nigdy nie przyjmowała każdej roli. Wolała z czegoś zrezygnować, by potem nie żałować swojej decyzji. Tak było chociażby w początkach kariery, kiedy postanowiła odejść z Teatru Kwadrat. Wielu próbowało ją przekonać do zmiany zdania, ona jednak wiedziała, że postępuje słusznie.
- Ściśle ukierunkowany repertuar determinował propozycje pozateatralne. Osiemdziesiąt procent propozycji, jakie otrzymywałam, były komediowymi i troszeczkę się przestraszyłam, że zbyt wcześnie zwiążę się z jednym określonym gatunkiem - przytacza słowa aktorki Roman Dziewoński, autor książki "Gabi. Gabriela Kownacka".
Aktorka epizodyczna?
Lata 70. i 80. były w jej karierze wyjątkowo udane. Kownacką oglądać można było nie tylko w przedstawieniach Teatru Telewizji, ale także licznych kreacjach filmowych. Co ciekawe, to wcale nie główne role cieszyły ją najbardziej.
- Uwielbiam epizody! Z główną rolą łączy się oczywiście większa odpowiedzialność - od tego, jaka będzie ta postać, zależy przedstawienie czy film. Ale aktor grający główną rolę ma więcej czasu na rozłożenie różnych akcentów. W epizodzie pociąga mnie genialna, niezwykle ciekawa i trudna konieczność kondensacji - zapewniała kilka lat temu w wywiadzie dla "Życia Warszawy".
Przestała być naiwną dziewczynką
Obsadzana przeważnie w rolach niewinnych panienek artystka zdecydowała się zerwać ze swoim dotychczasowym wizerunkiem.
- Wydaje mi się, że bardzo istotnym momentem w życiu aktorki jest zdanie sobie sprawy, kiedy należy przestać być naiwną dziewczynką. Gdy występuje w tej roli dojrzała kobieta - jest to żałosne. Jako widz dostaję szału, gdy oglądam dorosłą panią udającą dziewczątko. Dlatego sama postanowiłam unikać podobnej sytuacji - przytacza słowa aktorki Dziewoński.
Gorsze lata
Dziewczęca uroda odejmowała jej lat. Aktorka nigdy nie ingerowała w swój wygląd. Cudownym kuracjom i operacjom plastycznym mówiła nie. Kult młodości był jednak silniejszy od najlepszych chęci.
Początek lat 90. przyniósł jej duże rozczarowanie, związane z brakiem kolejnych zawodowych propozycji. Co prawda wciąż pojawiała się w przedstawieniach telewizyjnych, jednak na filmowe role nie mogła liczyć.
Popularność
Aktorka przypomniała o sobie widzom dzięki występowi w serialu "Matki, żony i kochanki". Przez wiele lat broniła się przed udziałem w tego typu produkcjach. I chociaż początkowo żałowała swojej decyzji o przyjęciu roli, wiedziała, że nie ma innych propozycji.
Seria okazała się hitem, doczekując się dwóch sezonów. Polacy pokochali ekranowe przyjaciółki, a Kownacka na nowo odkryła znaczenie bycia sławnym.
- Ja już tak długo pracuję, że różne miałam stosunki z popularnością. Jak skończyłam szkołę teatralną, ostro weszłam na rynek. Zagrałam w bardzo popularnych filmach i wydawało mi się, że wiem, co to popularność. Wtedy jej nie lubiłam, nie akceptowałam. Potem wiele lat byłam w bardzo elitarnym Teatrze Studio (...) i grałam dużo w teatrach telewizji, ale to jak wiadomo nie przynosi tej najszerszej popularności. (...) Mój stosunek do popularności w tej chwili jest, powiedziałabym, taki głęboko tolerancyjny. (...) To znaczy, jako sama w sobie, nie ma dla mnie wartości w ogóle - mówiła wówczas w rozmowie na antenie Programu I Polskiego Radia.
Wyjątkowy przyjaciel
Po sukcesie serialu Juliusza Machulskiego przyszedł czas na kolejną telewizyjną produkcję. Była nią "Rodzina zastępcza". Na planie Kownacka spotkała się ponownie z Piotrem Fronczewskim, z którym zagrała m.in. w filmach "Trędowata" oraz "Hallo Szpicbródka". Aktor ten zajmował w jej życiu wyjątkowe miejsce nie tylko ze względów zawodowych, ale i prywatnych.
- Gaba w towarzystwie Piotrka czuła się jak pączek w maśle. Może z wyjątkiem momentów, kiedy okazywało się, że jej partner nie miał za wiele czasu na opanowanie tekstu i wszędzie, gdzie było to możliwe, przyczepiał sobie ściągi. (...) Piotr Fronczewski był wprost niezastąpiony. Jego poczucie humoru Gabi uwielbiała, chociaż niejeden raz nie była w stanie kontynuować sceny. Tak jak wszyscy pozostali - zdradza w swojej książce Dziewoński.
Nietypowa rodzina
Mimo że Kownacka zagrała w karierze kilkadziesiąt ról, to właśnie jako Ankę Kwiatkowską widzowie pokochali ją najbardziej. Była utożsamieniem nowej "matki Polki" - ciepłej, kochającej i wyrozumiałej. Nic dziwnego, że także dzieci i młodzież polubiła sympatyczną bohaterkę serialu.
- To jest rzecz zupełnie nadzwyczajna i kapitalna, ponieważ - egoistycznie mówiąc - publiczność będzie mi rosła i mnie pamiętała. (...) Bardzo się z tego cieszę, że dzieci to tak zaakceptowały i nawet młodzież, czyli widz w gruncie rzeczy najtrudniejszy, bo trudno trafić w ich gusta. (...) Często młody, rozwijający się człowiek raczej uważa, że świat jest straszny, okrutny i bliższe jest mu to wszystko, co jest tą ciemną stroną. A tu taki serialik - wydawało mi się, że będzie trudno, aby trafił do młodzieży. A jednak! I to jest bardzo fajne - mówiła aktorka w audycji radiowej Jedynki.
W walce o tolerancję
Kownacka była zdziwiona aż tak pozytywną reakcją ludzi na jej rolę. Niespodziewaną popularność postanowiła wykorzystać w dobrym celu.
- Na początku serial głównie dotykał problemu rodzin zastępczych, im też postanowiłam pomagać. Dziś uważam, że z "Rodziną zastępczą" wiąże się również "Szkoła bez przemocy" (program przeciwdziałania przemocy w polskich szkołach - przyp. red.). Wiele matek w rozmowach przyznaje mi się, że próbuje wykorzystać rozwiązania z serialu we własnych domach - wyjawiła w wywiadzie dla "Gazety Pomorskiej".
Serialowe doświadczenia przeniosła do prawdziwego świata. Zaangażowała się w akcje społeczne związane z nauką dzieci i młodzieży tolerancji. Z cyklem spotkań artystka pojawiła się w wielu szkołach.
Kownacka chciała odejść?
Zaskakujące słowa aktorki przytacza na łamach książki Romana Dziewońskiego jej teatralny partner - Andrzej Fedorowicz. Oboje mieli okazję spotkać się w nietypowych okolicznościach po wielu latach od czasu wspólnej gry na jednej scenie:
- Pewnego razu w Radości, gdzie mieszkam, jestem w sklepie, coś kupuję, nagle patrzę: Gabryśka. - Co tu robisz? Sklep, obrzeża Warszawy, nie spodziewałem się jej. - Nie wiesz? My tu mamy taki plener, gramy tu "Rodzinę zastępczą". Nic nie wiedziałem, że to tu. A Gabryśka - Powiem, ci "Fedor", już mam po dziurki w nosie tego serialu. Ale nie mogę też przestać grać, bo kto będzie to robić, a do tego ludzie fajni.
Wcielanie się przez blisko dekadę w tę samą postać może być męczące. I chociaż w prywatnej rozmowie aktorka przyznała, że chciałaby odejść, wiedziała, że nie może zawieść swoich kolegów z planu i przede wszystkim fanów serialu. Dlatego nawet gdy zmagała się z rakiem, nie zrezygnowała z występów na ekranie.
To ją zmieniło?
Aktorka nigdy nie obnosiła się ze swoimi problemami. Nie rozmawiała na temat wyniszczającej jej organizm choroby, po prostu starała się żyć jak dawniej...
- Jak teraz próbuję sobie przypomnieć ten czas po jej powrocie, po pierwszym ataku choroby, to widzę, że Gapa stała się trochę inna, ale na czym ta odmiana miałaby polegać, nie potrafię powiedzieć. Może to było nasze, inne spojrzenie na Gapę, pełne niepokoju i troski, czy coś się znowu nie wydarzy. Może byliśmy wobec niej bardziej wyczuleni, ostrożni, delikatni. Tylko tak potrafiłbym to określić - zdradził na łamach książki Dziewońskiego Piotr Fronczewski, który jako jedyny mógł nazywać żartobliwie Kownacką - Gapą.
Walczyła do końca
Kownacka walczyła do końca. Po operacji w Hanowerze wróciła do Polski. Liczyła, że jeszcze wszystko będzie dobrze.
Rehabilitacja, refundacje, wizyty, naświetlania. Gabi słabła. Nielicznym pozwoliła na odwiedziny w szpitalu... - czytamy w książce.
Artystka zmarła 30 listopada 2010 roku po 6 latach walki z chorobą nowotworową. W ostatnich chwilach byli przy niej najbliżsi - mama, syn oraz mąż.
Chciała to opisać. Nie zdążyła...
Marzeniem artystki było opisanie rodzinnych historii, które sama poznała dopiero po latach. Zależało jej zwłaszcza na przedstawieniu dramatycznych losów swojego wujka, który był żołnierzem Armii Krajowej. Po wojnie został aresztowany pod zarzutem zdrady na podstawie sfingowanych dowodów i skazany na śmierć. Na szczęście do egzekucji nie doszło.
Chociaż aktorka nie miała szansy poznać osobiście swojego krewniaka, jego losy bardzo ją poruszyły. Niestety, nie zdążyła wydać książki, na której tak bardzo jej zależało...
Za to pokochały ją miliony
Gabriela Kownacka, z domu Kwasz, dla przyjaciół Gabi, Gaba, Gabryśka. Piękna, utalentowana i tajemnicza aktorka na zawsze zapisała się w pamięci widzów.
Chociaż mogła zrobić wielką karierę, wolała iść swoją drogą.
- Gabi chciała czegoś więcej. Zdecydowanie więcej. Bez "liźnięcia masowej popularności". I wbrew temu pędowi do polizania, (...) Gabriela Kownacka zdobyła ogromną popularność opartą na sympatii, którą obdarzyli ją widzowie za rolę Anki w "Rodzinie zastępczej". I zachowała siebie. (...) Gabi tak to sobie wymyśliła i konsekwentnie, szanując widzów, skłoniła do uszanowania jej prywatności, bez umizgiwania się do masowej widowni. Po prostu Lady Gabi - czytamy w książce Dziewońskiego.