Robią cię w balona na twoich oczach. Restauracje od lat stosują te same proste triki
Płacisz tylko raz i jesz, ile chcesz. Złoty interes? Tak, ale nie dla klienta. Opowiada o tym serial dokumentalny "Wielkie żarcie" emitowany w Telewizji WP. Zobacz, jakie niewygodne tajemnice skrywają restauratorzy.
Z każdym rokiem, również w Polsce, przybywa restauracji typu "jesz, ile chcesz". Zasada jest prosta: klient płaci z góry ustaloną kwotę i napycha sobie brzuch do nieprzytomności. Jak to możliwe, że komuś się to opłaca?
Pomysł na biznes narodził się w USA. To tam w latach 70. i 80. jak grzyby po deszczu zaczęły powstawać bary oferujące w teorii nieskończoną ilość jedzenia za relatywnie małą kwotę. Restauracje "All You Can Eat" stały się szczególnie popularne wśród rodzin z dziećmi. W ich menu nie ma alkoholu. Dominuje za to zdrowe domowe jedzenie obfitujące w warzywa i dania sezonowe. No właśnie, ale czy na pewno takie zdrowe?
W rozmowie z "Business Insider" analityczka rynku gastronomicznego Bonnie Rigs wzięła pod lupę bary typu "jesz, ile chcesz". Jej zdaniem ich klienci od lat są robieni w konia. Amerykanka zdradziła triki najczęściej stosowane przez restauracje. Dzięki nim to od lat złoty biznes.
ZOBACZ, CZEMU RESTAURACJE "JESZ, ILE CHCESZ" TO KIEPSKI INTERES DLA KLIENTA:
Po pierwsze knajpy typu "jesz, ile chcesz" nie potrzebują licznego personelu. Większość jego obowiązków wykonują sami klienci. To oni idę po jedzenie i przynoszą je do stolika. To również oni nalewają sobie napoje. Z uwagi na rodzaj potraw, które można przygotować wcześniej i na masową skalę, knajpy nie muszą zatrudniać wykwalifikowanych szefów kuchni.
Po drugie talerze. Są znacznie mniejsze niż standardowe, przez co nie da się nałożyć na nie zbyt wiele jedzenia. To samo tyczy się sztućców do nakładania dań. Łyżki do ziemniaków czy ryżu są wielkie, a widelce do mięs znacznie mniejsze.
Po trzecie wielkie kubki do napojów. W knajpach "jesz, ile chcesz" dominują te gazowane, najbardziej "zapychające" żołądek. Opity klient zje przecież mniej.
Po czwarte ułożenie jedzenia na tacach i paterach. Na froncie zawsze układa się produkty zawierające skrobię, czyli zapychacze typu ryż czy ziemniaki lub zawiesiste sosy. Bardziej wartościowe kąski lądują na samym końcu. Droższe mięsa, np. wołowina, cięte są na mniejsze kawałki. Zdrowy rozsądek podpowiada, że klient weźmie dwa fragmenty steku, zamiast jednego. Jednak w praktyce kierujemy się niepisaną zasadą społeczną, gdzie łapczywość jest źle odbierana. Wstydzimy się i zazwyczaj sięgamy po jeden kawałek.
Po piąte oszczędzanie na produktach. W rozmowie z "Business Insider" Bonnie Rigs tłumaczy, że w menu tego typu restauracji dominują tańsze gatunki mięs i ryb, a także podroby. Pojawiają się też niedrogie produkty sezonowe. Restauratorzy kupują je w ilościach hurtowych, co jeszcze bardziej zbija ich cenę. A klient ma poczucie, że spożywa zdrowe i pełnowartościowe danie. Być może, ale za bardzo wygórowaną cenę.
Po szóste napoje. W niektórych restauracjach "jesz, ile chcesz" trzeba za nie dodatkowo zapłacić. A nie zapominajmy, że ich ceny są zwykle o 90 proc. wyższe niż w sklepie. Złoty interes.
Kolejny odcinek serialu dokumentalnego "Wielkie żarcie" zdradzający tajemnice restauratorów do obejrzenia w Telewizji WP w piątek 17 maja o 18:30. Stacja dostępna jest naziemnie na ósmym multipleksie (MUX8), na platformie NC+ (kanał: 73) oraz w najlepszych sieciach kablowych, w tym m.in.: UPC (kanał 116/158), Vectra (128), Multimedia (38), Netia (30), Inea (28), Toya (25) oraz wielu innych.