Robert Kudelski: Wzbudzam emocje
05.03.2007 17:59
Zacznijmy od serialu "Na Wspólnej", gdzie grasz Michała. To już ładny kawał twojego życia.
Robert Kudelski: W grudniu minęły cztery lata od kiedy tam jestem. Rzeczywiście długo gram tę postać.
Twój bohater przez ten czas przeszedł niesamowitą metamorfozę, od prawdziwego łajdaka do milusińskiego męża, może czasami nawet fajtłapy...
Robert Kudelski: Na początku był sukinsynem, tak moja postać została skonstruowana przez scenarzystów. Ale wiadomo, że każda postać w serialu zmienia się w miarę tego, co widzowie sugerują, bo to jest serial dla widzów i oni są najważniejsi.
Widzowie mieli dość czarnego charakteru?
Robert Kudelski: Tak, bardzo chcieli mnie zobaczyć w roli takiego misia kochającego żonę, tę biedną, wiecznie płaczącą, Kingę. Ale, co mnie zaskakuje, teraz często słyszę takie słowa: "Boże, co oni z pana zrobili... My chcemy tamtego Michała, twardziela".
Czyli znów jesteś przesłodzony i za grzeczny?
Robert Kudelski: Ludzie oglądają seriale, wkurzają się, bo nie lubią postaci negatywnych, ale z drugiej strony śledzą serial również dla tych postaci. Fajnie, kiedy są jakieś emocje.
Przed udziałem w serialu, byłeś jednym z czołowych aktorów teatralnych u Adama Hanuszkiewicza. Jak wspominasz ten moment twojego życia przed serialem? Czy warto było zmienić deski teatru na okienko w telewizorze?
Robert Kudelski: Warto! Przede wszystkim serial dał mi imię i nazwisko. Przestałem być no namem i zyskałem popularność. "Na Wspólnej" cieszy się uznaniem widzów i wszystkim aktorom dał twarz, nazwisko i pracę. A popularność przekłada się na inne propozycje zawodowe, które otrzymuję - gram w teatrze, mam swoje recitale.
Jak wspominasz swoje pierwsze kroki w telewizji?
Robert Kudelski: Stawiałem je w "Złotopolskich", potem zagrałem jedną z głównych ról w odcinku "Przeprowadzek" Wosiewicza. Moim zdaniem to najfajniejsza rola, jaką zagrałem w telewizji. Kiedy dostałem propozycję udziału w "Na Wspólnej"… nie miałem wątpliwości, że to dobra rola i ciekawa propozycja. Chociaż moja ówczesna agentka przestrzegała mnie, abym nie brał tej roli, bo mnie zaszufladkują. No, kurczę, ale przecież lepiej być w jakiejś szufladce niż w żadnej, prawda?
Czytasz czasami fora internetowe na swój temat?
Robert Kudelski: Już teraz nie. Były takie momenty na początku, że czytałem, ale jak zaczęły się pojawiać jakieś bezczelne, chamskie komentarze... przestałem.
Za bardzo bolały?
Robert Kudelski: Tak, dlatego tego nie czytam, ponieważ człowiek nie lubi być obrażany. A czasami jest to wyłącznie obrażanie. Trzeba się na to uodpornić. Zarówno na te bardzo dobre opinie, które często nie są szczere, jak i na te plugawe. Myślę, że najgorzej jest stracić dystans do siebie. Mamy takie przykłady w Polsce - młody aktor zagra dwie role i w głowie mu się przewraca. Myśli, że to on kreuje rzeczywistość. Ale tak nie jest. Trzeba mieć do siebie dystans i wiedzieć, gdzie jest twoje miejsce.
Jak w takim razie podchodzisz do tych opinii?
Robert Kudelski: Czasami bolą. Nikt przecież nie lubi, kiedy go bezczelnie obrażają. Pierwszy odruch jest taki, żeby odpowiedzieć. Dlatego przestałem je czytać. Pomyślałem - czy dają mi one jakikolwiek konstruktywny kontakt z widzem? Jakiekolwiek podsumowanie mojej pracy? Można też spojrzeć na to z innej strony - skoro komuś chce się wejść na forum, wcisnąć "Robert Kudelski" i wpisać opinię, to nawet jeżeli mnie nienawidzi lub zazdrości mi, to ostatecznie wzbudzam w nim jakieś emocje. A to jest dobre. Najgorzej, jak aktor nie wzbudza żadnych emocji. Wtedy jest letnim aktorem bez wyrazu - niby fajny, a niby nie fajny.
W "Złotopolskich" grałeś seminarzystę. Czy mógłbyś powiedzieć coś o własnej duchowości, jeżeli to nie jest oczywiście zbyt intymne pytanie?
Robert Kudelski: Nie, to nie jest intymne pytanie. Od dziesięciu lat jestem wyznania ewangelickiego.
A twoja rodzina jakiego jest wyznania?
Robert Kudelski: Pochodzę z katolickiej rodziny, która na szczęście ze zrozumieniem przyjęła moją decyzję. Nie wyklęła mnie... Moi bliscy wiedzą o tym, że człowiek nie dostaje Pana Boga w spadku, tylko musi go w sobie poszukać. I ja go znalazłem.
Masz jakieś autorytety?
Robert Kudelski: Mam autorytety w różnych dziedzinach. Jeżeli chodzi o aktorstwo, to najwspanialszym człowiekiem i aktorką zarazem jest Maria Pakulnis. Kobieta o nieprawdopodobnym potencjale, zupełnie niewykorzystana. To nieprawdopodobne, jak się zmienia! Potrafi być młoda, stara, piękna, brzydka... i to wszystko w ułamku sekundy. Ona jest aktorką, potrafi zagrać wszystko!
Cenisz jakiegoś polityka?
Robert Kudelski: Polityka bardzo wkurza, ale jednocześnie bardzo dotyczy, ponieważ jestem świadomym obywatelem. Autorytetem dla mnie jest Leszek Balcerowicz...
Zaskakujesz mnie.
Robert Kudelski: Uważam, że to polityk, od którego wszyscy inni powinni się uczyć jak być mężem stanu. Jak swoją własną pracą, swoim własnym uporem, a jednocześnie swoim autorytetem, wymusić szacunek innych ludzi. Balcerowicz to klasa sama w sobie.
Zdradź mi swoje plany zawodowe.
Robert Kudelski: Razem z Olga Bończyk przygotowałem sztukę, której premiera odbędzie się w lutym w Teatrze Piosenki we Wrocławiu, sztukę reżyseruje Jan Szurmiej. Będą to piosenki Gershwina w tłumaczeniu Andrzeja Ozgi. Fajnie jest pośpiewać takie standardy amerykańskie, z odrobiną teatralności, która tam się pojawi, bo to będzie przedstawienie teatralne.
Rozmawiała Edyta Karczewska-Madej/Akpa