Retro telewizja: Alicja Resich-Modlińska - dziennikarka, która za swoje błędy zapłaciła wysoką cenę
None
1
Przez lata jej piękny uśmiech i ciepłe spojrzenie królowało na antenie Telewizji Polskiej. Alicja Resich-Modlińska, która szczyt popularności zdobyła za sprawą programu "Wieczór z Alicją", jest córką zmarłego w styczniu 1989 roku prawnika, członka Komisji Praw Człowieka ONZ, Zbigniewa Resicha.
Jak większość prezenterów, zaczynała swoją przygodę od parzenia kawy w redakcji, asystowania wielkim gwiazdom z Woronicza, aż w końcu sama znalazła się w dziennikarskiej czołówce.
- Pewnego popołudnia na rodzinnym obiadku zobaczyłam Studio 2: Bożenę Walter, Tadeusza Sznuka i Edwarda Mikołajczyka. To był zupełnie inny świat. Wtedy nastąpiło to kliknięcie: "Ale fajna praca, też bym tak chciała" - powiedziała w "Gali".
I wtedy wszystko się zaczęło... Po latach jedno nieprzemyślane zdanie, które wypowiedziała na antenie, podważyło jej dobre imię i mogło przekreślić dalszą karierę. Jak sama przyznała, haniebna wpadka stała się przyczyną depresji, lecz jeszcze bardziej dotkliwa od wyrzutów sumienia była "publiczna egzekucja", której doświadczyła. Jej profesjonalizm został również podważony, gdy okazało się, że naruszyła Zasady etyki dziennikarstwa w Telewizji Polskiej. Ale to nie koniec "przygód" prezenterki. Niewiele osób wie, że Resich-Modlińska miała... kilku psychofanów.
- Jeden nawet czekał na mnie w bloku F na Woronicza. Przyjechał ze Śląska, z dwójką dzieci. Tego psychofana było mi żal, szczególnie tych targanych dzieci. Zwykle jednak to są osoby trochę zaburzone. Niektórzy pisali listy pięknym pismem. W tych listach było coraz więcej uczuć, a litery były coraz bardziej pochyłe... Miałam też "wielbiciela", który znalazł numer telefonu do reżyserki i jak miałam wejścia na żywo na antenę, to dzwonił i prosił mnie do telefonu. Miałam też jednego, który wystawał pod domem. Wtedy jednak skorzystałam z pomocy policji. Oni mu wytłumaczyli, że jednak nie chcę się z nim spotykać - wyznała na łamach "Gali".
Czego jeszcze nie wiecie o życiu jednej z najbardziej cenionych polskich dziennikarek?
AR/AOS
Trudne początki
Do telewizji trafiła na początku lat 70. Będąc studentką filologii angielskiej na Uniwersytecie Warszawskim, poszukiwała dorywczej pracy. Jedna z koleżanek podsunęła jej pewien pomysł, który okazał się strzałem w dziesiątkę. Telewizja Polska poszukiwała chętnych osób do przygotowywania tłumaczeń filmów. Wizja zarobku i pracy w tak prestiżowym miejscu była bardzo kusząca, więc nic dziwnego, że Resich-Modlińska zgłosiła się na ochotniczkę.
- Dla młodych ludzi to była po prostu kraina marzeń. Pracę tutaj traktowano jak wielkie wyróżnienie. Pewnie dlatego spekulowano, że wiele osób znajduje się tu dzięki wysoko postanowionym ciotkom i wujkom - powiedziała w jednym z wywiadów.
Dzięki pomocy koleżanki, redakcja przyjęła ją pod swoje skrzydła. Początkowo zadaniem ambitnej studentki były tłumaczenia trudnych filmów wojennych i przyrodniczych. Swoje pierwsze redakcyjne szlify zdobyła dzięki kilkuletniej współpracy z tygodnikiem satyrycznym "Szpilki". Młodą Alicję przydzielono później do realizacji humorystycznego programu "Wykrzyknik" z Janem Kobuszewskim i Janem Kociniakiem,
- Głównie chodziłam za tymi wybitnymi aktorami, nosząc herbatę i pliki dokumentów. W tym kontekście, stosując karykaturalny autodystans, "wychodziłam" sobie pierwszy program - wspominała.
Królowa polskiej telewizji
Drogę do wielkiej kariery w telewizji otworzył jej program "Wieczór z Alicją" - jeden z pierwszych talk-show w polskiej telewizji. Choć wcześniej istniał program "Tele-echo", prowadzony przez Irenę Dziedzic oraz "Na każdy temat" autorstwa Andrzeja Wojciechowskiego, to właśnie audycja Resich-Modlińskiej była pierwszym formatem czysto rozrywkowym.
- "Wieczór z Alicją" pozwalał mi łączyć moje zamiłowania satyryczne z poważnym dziennikarstwem. (...) Show również był ciekawym sprawdzianem, nową sytuacją dla polskich gwiazd filmu i teatru. Niektóre miały problem z dystansem do siebie, obawiały się, że jak nie będzie poważnie "ą" i "ę", tylko zabawnie to stracą dobry wizerunek. A było wręcz odwrotnie. Publiczność pokochała ten format - mówiła.
Później w zapomnianej już telewizji RTL7 prowadziła (wraz z Wojciechem Cejrowskim) program "Piękna i bestia". Dla Polsatu przygotowywała również program "Zerwane więzi", a w TVP2 widzowie mogli oglądać ją w "Na wyłączność". Pracowała też dla Polskiego Radia, Radia ZET i Radia PiN. Pisała felietony dla takich czasopism jak: "Elle", "Sukces", "Antena" i "Uroda". Przez pewien czas pełniła funkcję redaktor naczelnej magazynu "Gala". Choć lista sukcesów dziennikarki jest naprawdę imponująca, to nawet tak doświadczonej i lubianej perfekcjonistce zdarzały się bolesne w skutkach błędy.
Skompromitowała się w programach na żywo
W latach 2007-2012 kierowała porannym programem "Pytanie na śniadanie". W styczniu 2009 Komisja Etyki TVP stwierdziła, że w jednym z wydań programu z listopada 2008 (dotyczącego "Masturbacji kobiet: dlaczego małżonki kochają się nie z mężem"), za który odpowiadała Alicja Resich-Modlińska, zostały naruszone Zasady etyki dziennikarstwa w Telewizji Polskiej S.A. Ale to niejedyna wpadka na koncie dziennikarki.
Jedna niefortunna wypowiedź mogła przekreślić jej dalszą karierę w mediach. Podczas audycji na antenie radia PiN wyśmiała ogolonych na łyso dziennikarzy TVN - Marcina Pawłowskiego i Kamila Durczoka. Nie miała pojęcia, że zabawne jej zdaniem fryzury, nie były wynikiem kaprysu, a ciężkiej choroby prezenterów. Obydwaj zmagali się wówczas z nowotworem. Choć za karygodny żart dziennikarka przeprosiła, zapłaciła za niego wysoka cenę.
- Minuta na antenie radia na kilka lat zniszczyła moje życie. W imię obrony praw chorych wykonano na mnie publiczną egzekucję. Wpadłam w głęboką depresję - wspominała na łamach tygodnika "Na Żywo".
Na szczęście widzowie wybaczyli Resich-Modlińskiej wszystkie kompromitujące zdarzenia. Nie oznacza to jednak, że od tej pory już żadne wpadki nie miały miejsca. Wprost przeciwnie!
Nie uniknęła wpadek na antenie
Nie jest tajemnicą, że praca na planie programów telewizyjnych realizowanych na żywo, to niezwykle trudne przedsięwzięcie. Wszyscy muszą być skupieni i przygotowani na każdą ewentualność. Przynajmniej tak powinno być w teorii. W praktyce bywało z tym różnie.
- Uwielbiałam awarie techniczne w czasie wejść na żywo. W sobotniej "Telewizji śniadaniowej" za każdym razem, kiedy pojawiał się słynny astrolog Leszek Weres, wysiadała jedna lampa, z trzaskiem, sykiem i iskrami. (...) Przypomniałam sobie Studio Dwójki, które prowadziłam z Wojciechem Mannem i Krzysztofem Materną. Panowie ciągle robili mi psikusy - taka była nasza radosna zasada. Kiedyś zaczęli mi strasznie przeszkadzać w pełnieniu funkcji spikerskiej, przy czytaniu programu, i polali mi kartkę wodą, a ja z kamienną twarzą czytałam dalej. I wtedy dyrektor, który nie zrozumiał tego dowcipu ani konwencji, zwolnił ich. Bo - jak stwierdził - zhańbili antenę. A mnie oszczędził, że dzielnie wypełniałam obowiązki - śmiała się na łamach "Gali".
Ale nie tylko współpracownicy naprzykrzali się Resich-Modlińskiej. Gwiazdy goszczące w studiu również nie ułatwiały jej pracy.
- Kiedyś dali mi popalić Linda i Perepeczko. Zmówili się i postanowili nie odpowiedzieć na żadne pytanie ustalone wcześniej w scenariuszu. Po programie byłam spocona jak mysz i podobno dobitnie wyraziłam swoje pretensje. Dziś myślę, że oni tymi żartami okazali mi zaufanie, że się dowcipnie wybronię. Nie muszę dodawać, że program znakomicie się obejrzał - dodała w tym samym wywiadzie.
Obecnie Resich-Modlińska jest właścicielką firmy producenckiej "Studio A", która przygotowuje liczne seriale i programy telewizyjne na zlecenie polskich stacji. Choć dziennikarka od zawsze powtarza, że praca jest dla niej bardzo ważna, to nigdy nie zaniedbywała życia prywatnego. Jej pierwszym mężem był Stanisław Modliński, z którym ma córkę, Katarzynę oraz syna, Rafała. Niestety, para rozwiodła się. W 2007 roku wyszła za mąż za Krzysztofa Jordana. Wybranek prezenterki handluje nieruchomościami i organizuje turnieje tenisowe.
AR/AOS