Raz blondynka, raz brunetka. Mateusz Damięcki na planie serialu musi mieć się na baczności
Serial "W rytmie serca", w którym gra doktora Adama Żmudę, jest hitem jesieni w Polsacie. Mateusz Damięcki zdradza kulisy jego powstawania. Opowiada m.in. o wąsach kolegi z planu, zdjęciach w Kazimierzu, podjadaniu orzeszków i o tym, że podczas pocałunków przed kamerą musi uważać... na uzębienie.
24.11.2017 | aktual.: 24.11.2017 17:02
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Kuba Zajkowski: Blondynka czy brunetka?
Mateusz Damięcki: Nie mam zielonego pojęcia; nie jestem scenarzystą serialu "W rytmie serca". Basia Kurdej-Szatan (gra blondynkę Marię – przyp. aut.) i Marysia Dębska (gra brunetkę Weronikę – przyp. aut.) mają niesamowite, zupełnie różne osobowości i temperamenty. Są fantastyczne, a gdy nałoży się na nie filtr postaci, które grają, robi się jeszcze ciekawiej. Są momenty, gdy Adamowi jest bliżej do jednej, innym razem do drugiej. Wiem, to bardzo samolubne podejście, ale mój bohater jest rozbity, a serce nie sługa. Z jednej strony chce być blisko Marysi, czyli matki swojego dziecka, z którą łączy go przeszłość, z drugiej intryguje go Weronika, którą niedawno poznał. A w życiu? Chyba każdy facet przyzna, że nie da się zdefiniować, czy woli blondynki, czy brunetki. Wszystko zależy nie od koloru włosów, tylko od osobowości i charakteru, czegoś nieuchwytnego, co nas przyciąga.
Czyli widzowie muszą uzbroić się w cierpliwość, bo twój bohater w najbliższych odcinkach nie zdeklaruje się uczuciowo?
Wydaje mi się, że magia tego serialu polega na tym, że w każdym odcinku jest rozwiązanie. Nie zawieszamy historii, dajemy konkrety, co nie przeszkadza temu, że w kolejnym sytuacja może diametralnie się zmienić. Myślę, że potrafimy zaskakiwać widzów. Najlepszym sposobem na to, by dowiedzieć się, w jakim momencie życia jest mój bohater, jest oglądanie każdego kolejnego odcinka w "W rytmie serca". Biegnijmy za tym serialem, bo nic nie trwa wiecznie.
Która z twoich serialowych partnerek lepiej całuje?
To kwestia temperamentów oraz bagażu doświadczeń, które mają moje koleżanki z pracy. Należy dodać do tego relacje, jakie łączą naszych bohaterów. Znajomość Adama i Weroniki jest dzika, impulsywna i dynamiczna. Ich pocałunki są specyficzne; gdy do siebie biegną, omal nie łamią sobie zębów. Trzeba uważać, żeby nie wyszczerbić jedynek (śmiech). Marysia Dębska jest wysportowana, co cały czas pokazuje w naszym serialu. Adam musi być ciągle czujny i naprawdę uważać. Z kolei serialowa Marysia jest czuła i delikatna, w związku z czym jej pocałunek jest zupełnie inny. Dużo bardziej romantyczny, spokojny, w stylu: chciałabym, ale się boję. Jest zakazanym owocem, bo przecież bohaterka Basi Kurdej-Szatan ma partnera. Ten pocałunek jest symbolem tego, co było, i silnej więzi, jaka ich łączy.
W tej opowieści o pocałunkach i kobietach, które wzbudzają zainteresowanie mojego bohatera, kryje się paradoks. Pamiętajmy, że zazwyczaj kobiety, które sprawiają wrażenie silnych, nastawionych bojowo, czyli takie jak Weronika, w głębi duszy są zupełnie inne. To działa również w drugą stronę. Marysia jest delikatna, ale gdzieś głęboko siedzi w niej Kurdej-Szatan (śmiech).
Jak sobie radzisz ze scenami intymnymi – pocałunkami i nagością przed kamerą?
To raczej pytanie do mojej życiowej partnerki. Paulina (Andrzejewska – przyp. aut.) – jako że sama jest artystką, realizatorką, tancerką, choreografką, od lat związaną z polskim kinem, teatrem i szkołami artystycznymi - doskonale wie, na czym polega moja praca i pozwala mi wykonywać ją w spokoju. Stresuję się i denerwuję wyłącznie na własne konto, nie muszę się martwić o jej reakcje, pytania, nie muszę się z niczego tłumaczyć. To wielki komfort.
W dotyku, pocałunku czy goliźnie w filmie lub serialu najczęściej chodzi o coś więcej, niż sam mechaniczny akt. Poprzez takie sceny pokazywane są relacje i emocje bohaterów; to symbol. Podchodzę do nich jak do każdej innej czynności, którą mam wykonać przed kamerą. Za każdym razem jest minimalny stres związany z tym, czy ta druga osoba jest na to przygotowana, ale akurat na planie "W rytmie serca" nie muszę się o to martwić. Jesteśmy profesjonalistami i dajemy radę. Najfajniej jest przy trzynastym dublu (śmiech).
*Część zdjęć do serialu powstaje w Kazimierzu Dolnym. Czy takie wspólne wyjazdy do pracy pozwalają się wam lepiej zintegrować? *
Gdy na planie w Warszawie lub okolicach pada ostatni klaps, rozjeżdżamy się do domów i swoich obowiązków. Inaczej jest podczas pracy poza miejscem zamieszkania; takie wyjazdy są dla ekipy trochę jak szkoła przetrwania. W Kazimierzu możemy po pracy spotkać się prywatnie, pozwolić sobie na rozluźnienie. Dzięki temu jesteśmy na planie bardziej zgrani, a przez to lepiej razem pracujemy. Jestem szalenie zadowolony, że mogę przy okazji zdjęć do "W rytmie serca" spędzać czas w Kazimierzu, bo świetnie czuję się w tym miejscu. To miasto ma gigantyczny potencjał, który wykorzystujemy zarówno zawodowo, jak i prywatnie. Wydaje mi się, że przenosimy jego klimat do naszego serialu. Kazimierz jest pełnoprawnym bohaterem w "W rytmie serca" .
Co takiego urzeka cię w Kazimierzu?
Kazimierz jest bardzo przyzwyczajony do filmowców, bo od wielu lat odbywa się tam Festiwal Filmu i Sztuki Dwa Brzegi. Na dwa miesiące to miejsce staje się areną święta filmu. Mieszka i pracuje tam wielu artystów, którzy malują i tworzą grafiki, jest piękny kościół z jednymi z najstarszych organów w Polsce. Są ruiny zamku, które zostały okiełznane i przystosowane dla potrzeb turystów, wspaniała architektura, klimatyczne kawiarnie i restauracje, na przykład U Fryzjera, gdzie można bardzo dobrze zjeść. Na środku kazimierskiego rynku znajduje się studnia, z którą związane są różne legendy. Na każdym kroku czuć tam historię i wyjątkową aurę. To wszystko sprawia, że Kazimierz Dolny ma niepowtarzalny urok.
Czy spotkały was na planie jakieś nietypowe, zaskakujące sytuacje?
Spędzamy ze sobą dużo czasu, więc siłą rzeczy na planie dochodzi do różnych mniej i bardziej zabawnych sytuacji. Od początku intrygują mnie wąsy Darka Toczka, który gra w serialu sympatycznego posterunkowego Szarka. Za każdym razem gdy go widzę, zastanawiam się, czy są prawdziwe, czy sztuczne. Żeby nie mieć wątpliwości, pociągam za nie, co może się kiedyś źle skończyć dla mojego kolegi (śmiech).
Trudne przejścia ma z nami Dawid, który na planie serialu odpowiada za rekwizyty. Gdy mamy sceny w barze, musi nam dostarczać piwo, wino i różne przekąski. Bardzo go lubię, bo nigdy nie miał pretensji, że podjadamy orzeszki i paluszki, mimo że to dla niego niekomfortowa sytuacja. Nic nie mówi, jest czujny i co chwilę uzupełnia braki. Swoim spokojem wymusza w nas pewnego razu orzeszkową wstrzemięźliwkość i konsekwencję.
Niesamowity jest Piotr Fronczewski, który – mimo że jest bardzo sympatyczny i nie stara się wywołać takiego efektu – swoją obecnością stawia całą ekipę do pionu. Gdy przychodzi na plan, nagle wszyscy są w miejscu, w którym powinni być, przestajemy prywatnie rozmawiać i jesteśmy gotowi do pracy.
Jakie docierają do ciebie opinie na temat serialu "W rytmie serca"?
Rodzice, siostra i bliska rodzina są zadowoleni, że serial jest wartki i atrakcyjny, że dużo się w nim dzieje. Z kolei mój przyjaciel, który jest bardzo wymagający, zna moje ambicje i chciałby, żebym grał w sensacyjnych, mrocznych filmach, powiedział, że serial jest dobry i że będzie dalej oglądał. Z jego ust to wielki komplement.
Z uwagą śledzę opinie, którymi dzielą się ze mną ludzie na moich profilach w mediach społecznościowych. To miejsce, w którym mogę uzyskać bardzo cenne informacje. Widzom podoba się w naszym serialu bardzo dużo, a nie podoba się niewiele. Ostatni odcinek serialu oglądało trzy miliony osób, co w przypadku nowości jest świetnym wynikiem. Poprzednie też miały doskonałą oglądalność. Cieszy nas to, ale nie spoczywamy na laurach. Jesteśmy zwarci i gotowi, bo chcemy, żeby było jeszcze lepiej!