"Ranczo": Cezary Żak o dniu, który zmienił jego życie
Odkąd zagrał w sitcomie "Miodowe lata" i takich serialach jak "Ranczo" czy "Ludzie Chudego", wszyscy nieustannie kojarzą go z komediowymi rolami i permanentnym uśmiechem na twarzy. I choć na scenie i przed kamerami aktor rzeczywiście tryska dobrym humorem, to w życiu prywatnym uważa się za zamkniętego w sobie ponuraka.
Jaki aktor jest prywatnie?
Długo czekał, by zaistnieć
Cezary Żak nigdy nie ukrywał, że bardzo późno poczuł, co to znaczy rozpoznawalność i uwielbienie w oczach widzów. Dopiero gdy przekroczył 37. rok życia i wystąpił w sitcomie "Miodowe lata", stał się dla publiczności idolem.
Życie aktora wywróciło się wówczas do góry nogami, a jego nazwisko przestało być anonimowe. I choć popularność spadła na niego z dnia na dzień, nigdy nie czuł się gwiazdą. Nie zaprzecza jednak, że rola w produkcji Polsatu otworzyła mu drzwi do kariery.
Sława i kłopoty
Wraz z rolą sympatycznego motorniczego w "Miodowych latach" przyszła ogromna popularność i... poczucie, że życie ucieka aktorowi między palcami.
- Z serialu zapamiętałem trzymiesięczny casting. Na początku była nas setka. A potem kilkuletni kołowrót: rano próba w Powszechnym, po południu próba "Miodowych lat", wieczorem spektakl w Powszechnym. Co poniedziałek nagranie na żywo z publicznością. Za mało czasu z córkami, pewnych etapów ich rozwoju nie pamiętam - powiedział na łamach "Twojego Stylu".
Ucieczka od pierwowzoru
Co ciekawe, choć w czasie emisji "Miodowych lat" przed telewizorami zasiadały miliony zadowolonych widzów, początkowo władze stacji nie podzielały entuzjazmu publiczności.
- Nagrania nie podobały się polsatowskiej wierchuszce. Bo za mało podobne do amerykańskiego oryginału. Był okropny, grubo grany: Krawczyk co chwilę lał Norka i żonę. Amerykanów to śmieszyło, ale u nas Maciej Wojtyszko zaparł się, żeby było subtelniej - zaznaczył Żak.
Aktor nie tęskni za Krawczykiem
Choć postać serialowego Karola Krawczyka bawiła widzów do łez, aktor nie czuje do granego przez siebie bohatera sentymentu.
- On nie był najbystrzejszym facetem, więc mam nadzieję, że nic z niego nie przejąłem. Ja się w ogóle odcinam od ról, nie zostawiają we mnie prawie niczego. (…) Nie znam stanów, o których mówią koledzy, że po spektaklu przez dwie godziny nie mogą dojść do siebie. Ja kwadrans później jestem prywatnym Cezarym Żakiem - wyznał w rozmowie z "Twoim Stylem".
Po przerwie wrócił na ekrany
Gdy zakończyła się praca na planie "Miodowych lat", słuch o Żaku zaginął. Owszem, co jakiś czas pojawiał się na szklanym ekranie, jednak żadna kolejna produkcja z jego udziałem nie powtórzyła takiego sukcesu jak sitcom Polsatu. Do czasu.
W 2006 roku aktor dołączył do obsady "Rancza" i znów zrobiło się o nim głośno. Wszystko dlatego, że widzowie pokochali losy mieszkańców wsi Wilkowyje, a serial do dziś bije rekordy oglądalności.
- Nie spodziewaliśmy się takiego sukcesu, zresztą przyszedł dopiero po czwartej serii. Ale gram tam tylko cztery miesiące w roku. Przez osiem jestem w teatrze. (...) Moje córki twierdzą, że najwięcej mnie jest w roli księdza. Być może, on też jest trochę taki refleksyjny, ponurak, zasiedziały. Ale wójt śmieszy mnie o wiele bardziej. Uwielbiam go grać! - przyznał aktor.
Wystarczyła jedna chwila
Jak się okazuje, na planie "Rancza" panuje nie tylko przyjemna i rodzinna atmosfera. W dalszej części wywiadu Żak zdradził, że zdarzają się również chwile niezwykle nostalgiczne i poważne. Jedna z nich na zawsze zmieniła życie aktora.
- Podczas dziewiątej serii zadzwonił do mnie kapitan WP zajmujący się żołnierzami poszkodowanymi w misjach - Afganistan, Irak. Że ich marzeniem jest odwiedzić plan. Oczywiście, zapraszamy. Grałem akurat biskupa i nagle na plebanii pojawiło się sześciu facetów w mundurach, bez nóg, rąk. Ścisk w gardle, łzy. Bo z naszego udawactwa weszliśmy w prawdziwe życie. W trakcie "Rancza" nie przeżyłem chyba mocniejszego momentu - podsumował na łamach "Twojego Stylu".