"Pytanie na śniadanie" bez tłumacza, Ukrainka zalała się łzami. Co na to widzowie? Szybko ocenili
24.02.2024 14:20, aktual.: 24.02.2024 14:33
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W "Pytaniu na śniadanie" upamiętniono drugą rocznicę wybuchu wojny w Ukrainie. Na kanapie programu śniadaniowego usiadły Ukrainki, które teraz razem ze swoimi dziećmi mieszkają w Polsce. Nie potrafią jeszcze bezproblemowo komunikować się w języku polskim. Jedna z kobiet popłakała się, a widzowie nie rozumieli, co się dzieje.
24 lutego w "Pytaniu na śniadanie" pojawił się materiał dotyczący wojny w Ukrainie. Konflikt zbrojny wywołany przez Rosję trwa już dwa lata. Widzom pokazano ujęcia ze schronów i piwnic, zdjęcia wybuchów i zniszczonych osiedli, z których niewiele zostało, wozy wojskowe z "Z", apele o pomoc, a także sceny pokazujące wzruszające momenty pożegnania dzieci z ojcami, którzy zostali w ojczyźnie, aby walczyć o wolność. Ich partnerki opuściły kraj i razem z pociechami osiedliły się np. w Polsce. Jak sobie radzą?
O koszmarze wojny i sytuacji w Polsce opowiedziały dwie zaproszone do studia kobiety - Julia i Swietłana. Julia wyjaśniła, że w lutym 2022 r. już od dawna pracowała w Polsce, a w Ukrainie czuć było napięcie. Dlatego wzięła syna, który za kilka dni miał świętować urodziny, na wycieczkę do Warszawy. Do Lwowa mieli wrócić w niedzielę. Niestety wybuchła wojna. - Już zostaliśmy tutaj - mówiła.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Pytanie na śniadanie" - zabrakło tłumacza
Julia, choć nie mówiła po polsku idealnie, była w stanie opowiedzieć swoją historię. Druga kobieta miała z tym dużo większy kłopot. Wyznała, że wszystko rozumie po polsku, ale nie mówi za dobrze, dlatego o swoich przeżyciach opowiedziała po ukraińsku. Problem polegał na tym, że TVP nie zapewniła kobiecie tłumacza, więc widzowie mogli części jej dość długiej i emocjonalnej wypowiedzi nie zrozumieć.
Kobieta w studiu pojawiła się z niemowlakiem. Maluch, którego ojciec jest w Ukrainie, urodził się w Warszawie. - Jestem w bezpiecznym miejscu, ale codziennie czekam na wiadomość, czy z moim mężem wszystko dobrze. Wszyscy czekamy na dzień, gdy rodziny znowu będą razem - wyznała po ukraińsku. Nie była w stanie zahamować łez.
Piotr Wojdyło, który prowadził sobotnie wydanie razem z Katarzyną Pakosińską, w pewnym momencie poprosił o pomoc w tłumaczeniu Julię siedzącą obok Swietłany. Ta wypowiedź koleżanki streściła jednym zdaniem: - Każda kobieta z Ukrainy czeka na ten moment, żeby wojna się skończyła, żeby porozmawiać z mężem, żeby rodziny były razem.
Jak brak tłumacza w programie TVP ocenili widzowie?
Zamieszanie z brakiem tłumacza nie umknęło widzom, którzy w sieci surowo ocenili prowadzących oraz TVP.
"Źle się słucha i ogląda ten wywiad z gośćmi z Ukrainy. Długa, czterominutowa wypowiedź gościa w języku ukraińskim, a tłumaczenie w dwóch zdaniach i to przez innego gościa. Poziom prowadzących mocno zjechał w dół po zmianach" - napisał jeden z internautów.
Niektórzy komentujący zwrócili uwagę na coś innego, wykazując się ogromną niewrażliwością - uraziła ich ukraińska flaga pod logo TVP2.
W 50. odcinku podcastu "Clickbait" zachwycamy się serialem (!) "Pan i Pani Smith", przeżywamy transformacje aktorskie w "Braciach ze stali" i bierzemy na warsztat… "Netfliksową zdradę". Żeby dowiedzieć się, czym jest, znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: