"Ptaki ciernistych krzewów": serial, który wywołał zachwyt i oburzenie
Przed telewizorami zasiadało ponad 31 milionów widzów na całym świecie, aby przyglądać się historii miłości księdza do dziewczyny oddanej mu na wychowanie. Pamiętacie jeszcze "Ptaki ciernistych krzewów"? Dlaczego wywoływał tyle kontrowersji? Jak wyglądały kulisy pracy na planie produkcji?
Co się stało z parą ekranowych kochanków?
Serial "Ptaki ciernistych krzewów" przedstawiał historię miłości księdza katolickiego do dziewczyny oddanej mu na wychowanie. Przez lata między bohaterami rodziło się uczucie. Zakazana miłość zmieniła na zawsze ich życie. Produkcja została oparta na powieści o tym samym tytule, która przez czytelników została okrzyknięta mianem australijskiego "Przeminęło z wiatrem". Grzeszne i zawiłe losy Ralpha de Bricassarta i Meggie Cleary nie były jedynym powodem, dla którego czytelnicy zasiedli później przed ekranami telewizorów. Kulisy powstania książki były równie emocjonujące, co sama historia kochanków. Jak po latach przyznała autorka publikacji, zdarzenia, które opisała, powstały na podstawie wspomnień jej nieszczęśliwego dzieciństwa. - Matka poślubiła ojca, by uciec przed rodziną. A on potrzebował niewolnicy. Nienawidzili się. Matka bardziej kochała mojego brata. Na niej wzorowałam Meggie i nie znosiłam jej. (...) Była wszystkim, czym gardziłam w kobietach. Bardzo cierpiała i jednocześnie była z tego zadowolona
- zdradziła pisarka, Colleen McCullough. To wystarczyło, aby przed telewizorami zasiadało ponad 31 milionów widzów na całym świecie. Pamiętacie jeszcze ten serial? Dlaczego wywoływał tyle kontrowersji? Jak wyglądały kulisy pracy na planie produkcji? AR/KJ
Na historię natrafiono przypadkiem
W latach 80. miniseriale przeżywały prawdziwy renesans. Producenci prześcigali się w wymyślaniu nowych historii i ekranizacji tych już istniejących. Gdy jeden z filmowych twórców, David Wolper zorientował się, że losy kochanków z powieści "Ptaki ciernistych krzewów" wciąż nie doczekały się adaptacji, nie mógł dłużej zwlekać. Od razu sprzedał pomysł stacji ABC, która po akceptacji scenariusza, przystąpiła do realizacji serialu.
Długa lista kandydatów
Po tym, jak stworzono zarys wszystkich wątków, rozpoczęły się poszukiwania odtwórców głównych ról. Początkowo w serialowego księdza miał wcielić się Robert Redford, jednak z uwagi na niekończące się poprawki do scenariusza, zmuszony był odrzucić propozycję. Na liście kandydatów znaleźli się również: Tristan Rogers, Peter Strauss i Christopher Reeve oraz Richard Chamberlain. I to właśnie opinia autorki powieści przesądziła o wyborze tego ostatniego.
Wygrała z Jane Seymour
Przed znacznie trudniejszym zadaniem twórcy stanęli, gdy przyszło im wybierać serialową odtwórczynię Meggie Cleary. O tę rolę ubiegały się m.in. takie gwiazdy jak: Kim Basinger, Olivia Newton-John i Michelle Pfeiffer.
- Przyjrzeliśmy się chyba większości młodych aktorek w wieku 25-35 lat. To były niekończące się przesłuchania i dyskusje - opowiadał producent, Stan Margulies.
Po kilku castingach wyłoniono dwie kandydatki: Rachel Ward i Jane Seymour.
- Przygotowaliśmy dla nich trzy sceny i kazaliśmy je opracować. Pierwsze przesłuchanie Rachel było bardzo słabe, ale kiedy drugi raz wróciła z tym samym materiałem, zagrała zupełnie inaczej. Zrobiliśmy próbne zdjęcia Jane Seymour i Rachel. Chociaż ta pierwsza miała doskonały warsztat, to brakowało nam pewnej wrażliwości. Jane miała silną osobowość, a Rachel była krucha, jakby za chwilę miała się rozpaść. Na tym nam zależało - dodał.
Zamiast Australii - bliższa Kalifornia
Gdy twórcom udało się skompletować całą obsadę, pojawiły się kolejne problemy. Ekipa nie była w stanie przenieść planu filmowego na ranczo w Australii (do miejsca, gdzie według książki, rozgrywała się cała akcja), więc musiano wybudować specjalną halę w Kalifornii. Pozostałe sceny nakręcono w Los Angeles, Watykanie i na Hawajach.
Stacja ABC, aby zrealizować serial składający się jedynie z dziewięciu odcinków, zainwestowała aż 21 milionów dolarów. Szybko jednak odetchnięto z ulgą, bowiem okazało się, że wszelkie starania nie poszły na marne. Produkcja przyciągnęła przed telewizory 31 milionów widzów, którzy z wypiekami na twarzach śledzili romans katolickiego księdza i młodej dziewczyny.
Sceny bliskości sprawiały problemy
Fani serialu "Ptaki ciernistych krzewów" przez lata zachwycali się uczuciem dwojga głównych bohaterów, nie mając pojęcia, przed jak trudnym zadaniem stanęli wówczas aktorzy. Choć, jak przyznał Chamberlain, między nim a jego ekranową partnerką iskrzyło, praca nad takim efektem nie należała do najłatwiejszych.
- Bardzo często się całowaliśmy, pieściliśmy itp. Czułem, że naprawdę mamy do siebie zaufanie, co zdarza się rzadko. (...) Proszę sobie jednak wyobrazić sytuację, w której mam mikrofon przyklejony pod pachą, drugi ukryty w prześcieradle. Martwimy się o cień, kąt kamery, pod jakim nas kręcą. Ramiona zaczynają mi drętwieć, bo od trzech godzin pochylam się nad moją partnerką opierając się na jednym łokciu. Staram się nie rozmazać jej szminki i myślę o tym, by nie mlaskać, kiedy się całujemy. Cóż, sceny miłosne są trudne - narzekał w wywiadzie w 1983 roku.
Nie były to jednak jedyne niedogodności, z jakimi na planie borykał się gwiazdor.
Niezwykłe kulisy produkcji
- Nie zapomnę sceny, w której przemoczony Ralph rozbierał się na werandzie domu. Stałem więc kompletnie nagi. Podeszła do mnie Barbara Stanwyck i zaczęła mówić. Nagle przerwała. Wszyscy zamarliśmy, bo nigdy nie miała problemu z zapamiętaniem tekstu, a ona powiedziała: "Przepraszam, tak dawno nie stałam obok nagiego mężczyzny". Potraktowałem to jako komplement. To bardzo miłe. Cieszę się też z naszego spotkania. Wspaniale, że serial nadal porusza widzów - opowiadał po latach.
Jego serialowa ukochana, Meggie, również nie miała łatwo.
- Pamiętam, jak męczyliśmy się nad jedną sceną. Ralph miał odjeżdżać i wsiadał do samochodu. Ja miałam krzyknąć: "Jedź! Jedź do tego swojego Boga, ale wrócisz do mnie, bo tylko ja cię kocham". Nakręciliśmy z dziewięćdziesiąt ujęć. Musieliśmy wracać, bo byliśmy niezadowoleni. Wtedy Daryl Duke, reżyser, powiedział do mnie: "Rachel, jesteś jak mały ptaszek ze złamanym skrzydełkiem. Czy to pomoże?". Trafił w sedno. Udało się od razu. Nigdy nie zapomnę tej kwestii. Powtarzałam ją zbyt wiele razy - wspominała Rachel Ward.
Richard Chamberlain obecnie
Dzięki serialowi odtwórca roli Ralpha, Richard Chamberlain, potwierdził miano serialowego amanta, łamiąc liczne serca fanek, zasiadających przed telewizorami.
- Po emisji podchodziły do mnie kobiety i mówiły, że swoje córki nazwały Megan - śmiał się aktor.
Jakże zaskoczone musiały być jego wielbicielki, gdy po latach okazało się, że obiekt ich westchnień gustuje w... mężczyznach. O swojej orientacji opowiedział dopiero w 2003 roku, gdy zakończył 33-letni związek z ówczesnym partnerem, Martinem Rabbettem. Wyznanie nie przeszkodziło mu jednak w kontynuowaniu kariery. Gwiazdor nieprzerwanie występuje w filmach i serialach, a jego półka zapełnia się prestiżowymi nagrodami. Największą dumę czuje, gdy spogląda na trzy lśniące statuetki Złotych Globów.
A jak potoczyły się dalsze losy Rachel Ward?
Nie wierzyła w swój talent
Aktorka, w przeciwieństwie do Richarda Chamberlaina, nie odcinała kuponów od zdobytej w latach 80. popularności. Uważała nawet, że jej udział w serialu w żaden sposób nie przyczynił się do jego międzynarodowego triumfu.
- W pewien sposób mogę rozliczyć się moimi demonami. Po "Ptakach..." czułam się okropnie. Zawiodłam zespół i siebie. Już pierwszego dnia prawie wyleciałam z pracy. Byłam przerażona. Pojawiła się plotka, że sprawdzali, czy Jane Seymour jest wolna i może mnie zastąpić. (...) Z jednej strony odnieśliśmy ogromny sukces, a z drugiej to nie moja zasługa. Serial zdobył popularność mimo mojej gry. Możesz być na szczycie, a kilka ważnych aczkolwiek bardzo negatywnych recenzji sprawia, że jesteś zawiedziony. Zapadają w pamięć w okropny sposób i nie pomagają w karierze. Unikasz czytania recenzji. Nie chcesz wiedzieć, a potem popadasz w paranoję. Nie rozmawiano o serialu w mojej obecności. Nie chcieli mnie ranić. Naprawdę nieprzyjemne doświadczenie - mówiła z żalem.
Rachel Ward obecnie
Gwiazda potraktowała wszelkie krytyczne uwagi bardzo osobiście. Poczuła się zraniona i pokrzywdzona. W pewnym momencie doszła nawet do wniosku, że powinna rzucić aktorstwo i odpocząć od głośnego świata Hollywood. Znacznie lepiej odnajdywała się po drugiej stronie kamery.
- Wyjechałam do Australii. (...) Zagrałam kilka małych ról, ale nigdy nie odzyskałam pewności siebie - stwierdziła.
W 2001 roku, już jako reżyser, Rachel Ward odebrała nagrodę AACTA (Australian Academy of Cinema and Television Arts Awards) za "The Big House" w kategorii "Najlepszy fikcyjny film krótkometrażowy". Osiem lat później została ponownie nominowana do tej statuetki - tym razem za produkcję "Piękna Kate".
16 kwietnia 1983 roku gwiazda wyszła za mąż za Bryana Browna (który wcielił się w rolę Luke'a O'Neilla w "Ptakach ciernistych krzewów"). Wkrótce na świecie pojawiły się pociechy pary: Rosie, Matilda i Joe.
- Moje dzieci nie widziały serialu, bo im zabroniłam. Jednak córka Matilda obejrzała go i powiedziała mi, że byłam wspaniała. To najważniejsza odpowiedź, jaką kiedykolwiek usłyszałam - cieszyła się.
Ostra krytyka pisarki
Widzowie do dziś wspominają losy serialowych kochanków i emocjonują się każdą nową wzmianką na ich temat. Do tego grona z pewnością nie zalicza się autorka powieści "Ptaki ciernistych krzewów", która nieoczekiwanie skrytykowała powstałą ekranizację.
- Chce mi się wymiotować, kiedy sobie przypominam o tym "dziele". Ward nie potrafiłaby zagrać nawet papierowej torby, a mokry Chamberlain szwendał się w kadrze i patrzył tymi szeroko otwartymi oczami. Kręcili na Hawajach, tam był tylko jeden kangur. Na domiar złego wszyscy, oprócz Bryana Browna, mówili z amerykańskim akcentem - oburzyła się w wywiadzie, którego udzieliła kilka lat temu.
A wy, pamiętacie jeszcze tę produkcję? Jak ją oceniacie?