Przemysław Kossakowski dziś jest jak Indiana Jones. Do telewizji trafił... z urzędu pracy
Przed laty nikt by nie pomyślał, że nieznany nowicjusz z tworzącej się telewizji zrobi karierę. Dziś ten nowicjusz inspiruje nietypowymi programami miliony widzów i rozgrzewa opinię publiczną znajomością z Martyną Wojciechowską. - Do mediów nie wchodzi się tak z ulicy i nie na takich wariackich papierach jak ja. A mnie się to udało - wspomina w wywiadach prezenter.
30.05.2018 | aktual.: 30.05.2018 14:55
Człowiek od zadań specjalnych, zwolennik kontaktu bezpośredniego i pracy w terenie. Biuro redakcji nie jest jego naturalnym środowiskiem. Pojawia się tam, gdzie trzeba porozmawiać z ludźmi, którzy patrzą na rzeczywistość w sposób odmienny od ogólnie przyjętego - pisze o prezenterze stacja TTV.
I rzeczywiście, to prawdziwy człowiek do zadań specjalnych. Nie każdy bowiem odważyłby się wejść do zupełnie obcej sobie społeczności czy na własnej skórze przekonać się, jak w praktyce wygląda praca przedstawiciela nietypowego zawodu. Jak odnaleźć się wśród Romów? Jak wygląda życie w pustelni? Bez wahania wchodzi w obce dla siebie środowisko i przechodzi bardzo osobiste doświadczenie. Bo najważniejsze jest dla niego tu i teraz i człowiek, który przedstawia mu historię.
"Gdyby Indiana Jones istniał, Przemek byłby tą postacią"
To jednak nie wszystko. Sam postanowił poznać dokładnie każdy temat i współtworzyć cykl programów zajmujących się medycyną niekonwencjonalną, czyli „Kossakowski. Szósty zmysł”. Testował na sobie nietypowe metody leczenia, przeszedł symulację porodu. Zwiedził Bałkany, Rosję, Ukrainę. Nie da się ukryć, Kossakowski jest wszędzie tam, gdzie są ludzie patrzący na świat w sposób odmienny od ogólnie przyjętego. Dociera tam, gdzie dotarło naprawdę niewielu. I trudno dziś sobie wyobrazić kogoś, kto by się nadawał do tego lepiej. - Przemek jest jak Indiana Jones. Gdyby urodził się archeologiem, a Indiana Jones faktycznie by istniał, to byłby tą postacią - mówi jego przyjaciel, Przemysław Lewandowski.
- Kiedy jestem na planie i wydarza się coś, co mnie fascynuje, a większość rzeczy, które robię, to są doświadczenia fascynujące, to zapominam o obecności kamer. Wchodzę w stan uwiedzenia, te rzeczy się dzieją, cała otoczka związana z produkcją telewizyjną przestaje być dla mnie widoczna - wyjaśnia i dodaje: - Myślę, że jestem telewizyjną osobliwością.
Bo Kossakowski sam jest niemal jak bohaterowie jego programów. A jeszcze przed laty nic nie zapowiadało, że kiedykolwiek zrobi karierę w telewizji. Pochodzi z Częstochowy, tam też dorastał i skończył studia. Nieraz wspominał, że "20 lat temu był tylko szczęśliwym studentem". A już w młodości miał głowę pełną pomysłów i rodzinę wspierającą w realizowaniu pasji. - Po moim ojcu mam spokój i umiejętność porozumiewania się z drugim człowiekiem. Był w tym mistrzem. Po mamie mam rock’n’rolla – mówił w programie "Kulisy sławy".
Z urzędu pracy do telewizji
Początkowo chciał być malarzem i faktycznie, najpierw się z malarstwa utrzymywał (z wykształcenia, jak sam mówi, jest "panem od plastyki"). Później przeprowadził się na Pomorze Zachodnie, ale tam napotykał wciąż na różne niepowodzenia. O pracę też nie było łatwo, a imał się różnych rzeczy, pracował nawet na Zachodzie przy zbiorze warzyw. Ostatecznie znajomi namówili go, by spróbował swoich sił w nowo powstającej telewizji. Odważył się podjąć wyzwanie i… trafił do telewizji prosto z urzędu pracy.
- W tej chwili z przekąsem mówię, że jestem trzecioligowym celebrytą. I może coś w tym jest, a może jestem zbyt krytyczny wobec siebie. Jestem w mediach od trzech lat i przez większość tego czasu wydawało mi się to dosyć dziwaczne. Do mediów nie wchodzi się tak z ulicy i nie na takich wariackich papierach jak ja. A mnie się to udało. Z tego powodu mimo upływu czasu nie do końca traktuję to jako realną rzeczywistość, a bardziej jako dziwną anomalię – mówił trzy lata temu w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Praca przed kamerą szybko stała się jego pasją. Dziś sam nie ukrywa, że nie tylko cieszy go to, co robi, ale też to, że wciąż potrafi zaintrygować widzów i zarazić ich swoją pasją. Dystansu do siebie można mu pozazdrościć. Jednak zamiast zazdrości, zdobywa coraz większą sympatię widzów. Fani cenią go za rzetelność, szczerość, dystans do siebie. On sam przyznaje, że wyszedł na prostą. Praca jest jego pasją, znalazł spokój w wynajmowanym na Podlasiu siedlisku. Ale nawet w wolnych chwilach nie stoi w miejscu. Woli spędzać czas aktywnie, np. trenować brazylijskie ju-jitsu. Na swoją karierę zaś patrzy z przymrużeniem oka.
Zamiast malarza prezenter
- Z Lidką Kazen, szefową TTV, znałem się jeszcze ze starych czasów. Nie wiem, z jakiego powodu wyczuła, że jest we mnie jakiś potencjał, który zrealizuje się w telewizji. Zaczynałem od dokumentacji. Miałem jeździć po Polsce i spotkać się z 30 uzdrowicielami. Traktowałem to jako jednorazową fuchę, miesiąc fajnego życia. Zarobię trochę kasy, pospłacam długi. Miała to być niesamowita przygoda. To, że mogłem za darmo pojeździć sobie po kraju, odwiedzić ludzi, których w życiu bym nie spotkał, było fascynujące. Potem, jak wszystko w moim życiu, wymknęło się to spod kontroli i zaproponowano mi prowadzenie programu "Szósty zmysł" o wszelkich zjawiskach medycyny niekonwencjonalnej. Myślałem, że to żart, ale tak zostało. I tak karierę w telewizji zacząłem jako czterdziestolatek – podsumował w wywiadzie dla "Wyborczej".
Miał być niezależnym artystą-malarzem, mieszkającym na odludziu. Nie wyszło. Został podróżnikiem tropiącym fascynujące historię z różnych zakątków Europy i podbił serca widzów. Malarstwo zostawia na wypadek, gdyby znudziła mu się telewizja. Jego urokowi, jak donosi kolorowa prasa, uległa nawet Martyna Wojciechowska. Mówi się o tym, że się spotykają, a oni sami oficjalnie nie odnoszą się do plotek. Niemniej, słynna podróżniczka wystąpiła w programie o Kossakowskim i nie ukrywała, że jest pod wrażeniem jego dokonań.
- Czy jest moją bratnią duszą? Tak, jesteśmy bratnimi duszami – przyznała w „Kulisach sławy” dziennikarka. - Kobiety tak mają, że jak słyszą mężczyznę, który deklaruje, że jest samotnym wilkiem i będzie podążał tą drogą, to pojawia się taki element - "czy na pewno?" – tłumaczyła. - To jest kompletny wariat i bardzo mi się to podoba – dodała. Kto wie, być może faktycznie na naszych oczach rodzi się nowa, wyjątkowa para polskiego show-biznesu. Nawet jeśli łączy ich tylko przyjaźń, to nie da się ukryć, że to jeden z najbardziej inspirujących duetów.