Rozrywka"Projekt Lady 2", odc 11: półfinał jak u Hitchcocka. Na uczestniczki padł blady strach

"Projekt Lady 2", odc 11: półfinał jak u Hitchcocka. Na uczestniczki padł blady strach

W półfinałowym odcinku uczestniczki gościły w Burgundii, gdzie na zamku zjadły kolację z przedstawicielami arystokracji. Podczas wizyty w wyjątkowej posiadłości nie zabrakło dreszczyku grozy. Która z pań poradziła sobie z nowymi wyzwaniami najlepiej, a która odpadła?

"Projekt Lady 2", odc 11: półfinał jak u Hitchcocka. Na uczestniczki padł blady strach
Źródło zdjęć: © TVN
Urszula Korąkiewicz

21.08.2017 | aktual.: 22.08.2017 10:13

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Półfinalistki "Projektu Lady" w ostatnim odcinku miały okazję przebywać w Chateau De Prye, trzynastowiecznym zamku, który Julii Jaroszewskiej od razu skojarzył się z zamkiem Draculi. Uczestniczki z miejsca uznały, że w zamku straszy, zaś jego właściciel, markiz Antoine-Emmanuel du Borg de Bozas od razu nabrał w ich oczach cech wręcz demonicznych. Gdy zapadł zmrok nie umiały się odnaleźć w wielkiej posiadłości, każdy nietypowy dźwięk traktując jako działanie sił nadprzyrodzonych. Gdy w zamku gasły światła, dziewczęta zdążyły się zgubić, zasiać między sobą panikę, a nawet pomodlić się o odpędzenie nieprzyjaznych duchów. Jedno jest pewne, tej wizyty długo nie zapomną.

Za dnia markiza Magdalena du Borg de Bozas oprowadziła uczestniczki po zamku. Traf chciał, że gospodyni zaprowadziła je do tego samego pomieszczenia, do którego zabłądziły poprzedniego wieczora. Okazało się, że w pokoju, który uznały za żywcem wyjęty w horroru, wychowała się przyszła królowa Polski, Marysieńka. - No, po prostu jesteśmy w pokoju, w którym się historia tworzyła - wyznała wzruszona Julia.

Następnie uczestniczki poznały oswojone ptaki właścicieli zamku - sowę, jastrzębie i sokoła, trenowane do polowań. Dziewczęta, ewidentnie podekscytowane spotkaniem ze zwierzętami, próbowały się z nimi oswajać, każda na własny sposób. Zwierzęta wyczuwają w nas wewnętrzny spokój - skomentowała Tatiana Mindewicz-Puacz. - Roksana, kiedy przyszła do programu, była pełna wewnętrznej agresji. A to się teraz stało, pokazało, co się z nią dzieje w środku. Ten jej wewnętrzny krzyk zamienił się w poczucie wewnętrznej mocy – dodała.

Obraz
© TVN

Wyjątkowe przyjęcie

Kluczowym punktem odcinka było, tradycyjnie, przyjęcie dla utytułowanych gości markiza i markizy du Borg de Bozas. Zadaniem uczestniczek było kupienie wina i serów na kolację. Roksana i Karolina zostały zawiezione na kozią farmę, a Julia i Kaja do winnicy.

- To mój ulubiony temat - wyznała Julia.- Wino i to nie byle jakie, tylko prawdziwe francuskie, żyć i nie umierać. Ja odkryłam swoje nowe powołanie, powinnam być sommelierem, mieć swoją winnicę i robić wino z panem Fransem – mówiła.

Tymczasem Karolina narzekała na zapachy. - Otwierają się drzwi do tego sera i taki zapach największego hardkoru. To pachniało jakby skarpety stare, takie parę dni noszone, w butach zostawione - żaliła się obrazowo do kamery. - Mech na tym serze, przecież ja nie dam rady tego zjeść. Boże, pobłogosław te dary. Ja umrę, spleśnieję od środka – komentowała zdegustowana.

Zakupy skończyły się wspólną degustacją wina w kameralnym towarzystwie czterech pozostałych w programie uczestniczek. Finałem wyzwania było dystyngowane przyjęcie.

Do zamku przybyli goście: książę, dwie hrabiny i dwie baronowe. Uczestniczki zostały porozsadzane między utytułowanymi gośćmi. Kai, zgodnie z jej obawami, przypadł książę Sebastien, z którym nie mogła się porozumieć ze względu na barierę językową. Julii przypadła baronowa, która w ogóle nie pije wina, więc nie umiały znaleźć wspólnego języka. Karolina zaś zabawiała rozmową baronową Rummel-Rogerson. Ich poczynaniom na eleganckim przyjęciu przyglądały się trenerki, które dokonały skrupulatnej oceny.

Obraz
© TVN

Podczas rozmów eliminacyjnych Julii oberwało się za brak postępów i nadmierną dbałość o wygląd, Kai za histeryzowanie o duchach, Roksanie za zbytni infantylizm, zaś Karolina została skrytykowana za zanudzanie utytułowanych gości swoimi problemami. Trenerki stanęły przed trudnym wyborem – komu dać szansę na zdobycie nowych umiejętności, a kogo odesłać do domu?

Kto odpadł?

- Eliminacje w przedostatnim odcinku to jest ten moment, kiedy nawet ja nie śpię - wyznała Mindewicz-Puacz. Ostatecznie decyzja o tym, kto ma odpaść tuż przed finałem została podjęta we wzruszającej atmosferze. Z opuszczającą show uczestniczką trudno było się rozstać i koleżankom, i trenerkom.

Z programem pożegnała się Karolina Plachimowicz. - Powiem wam, dziewczyny, jedno. Nie wygrana jest ważna, ale nasza przemiana - powiedziała na zakończenie. Poczekajcie, bo ja tu muszę z klasą wsiąść. Mariuszku, a czy ten pojazd to do Las Vegas jedzie? - zakończyła dowcipnie swój udział w programie. Oglądaliście ten odcinek?

Komentarze (3)