Prezenter TV sugerował szubienicę. Wstrząsająca śmierć białoruskiego opozycjonisty
Wstrząsające obrazki w reżimowej telewizji na Białorusi przerodziły się w prawdziwą tragedię. Nawoływanie do wieszania przeciwników Łukaszenki niestety przyniosło oczekiwany skutek. Co stało się w kijowskim parku i kto jeszcze musi się obawiać? - Nie ma żadnych wątpliwości, że to działania kierowane bezpośrednio z góry – mówi WP Pawieł Łatiuszka, jeden z wytypowanych do wieszania.
W kijowskim parku znaleziono ciało Witala Szyszoua, białoruskiego opozycjonisty, jednego z liderów społeczności białoruskiej na Ukrainie, szefa Domu Białoruskiego. Wygląda to na samobójstwo - działacz był powieszony. Ukraińska policja, prowadząca śledztwo w tej sprawie, nie wyklucza jednak, że mogło to być zabójstwo upozorowane na samobójstwo. Ewentualni sprawcy są na razie nieznani, ale wielu komentatorów zwraca uwagę na znamienny, symboliczny fakt: Szyszou został powieszony, a w białoruskiej telewizji państwowej od dawna "wiesza" się opozycjonistki i opozycjonistów.
Pawieł Łatuszka to były minister kultury Białorusi i ambasador tego kraju w Polsce, dziś - aktywny uczestnik opozycji demokratycznej. Opowiedział nam o programie emitowanym na oficjalnym kanale białoruskiej telewizji, w którym w taki sposób traktuje się przeciwniczki i przeciwników reżimu. Był jednym z pierwszych, którzy zostali "powieszeni" na wizji.
Przemek Gulda: W internecie pojawiły się ostatnio screeny z białoruskiego programu telewizyjnego, w którym "wiesza" się opozycjonistów i opozycjonistki. Co to za pomysł?
Pawieł Łatuszka: To żadna nowość. To się dzieje już od wielu miesięcy. Zaczęło się we wrześniu ubiegłego roku, kiedy ludzie na Białorusi wyszli na ulice protestować przeciwko ograniczeniom wolności i łamaniu praw człowieka. Byłem bohaterem jednego z pierwszych programów.
Jak to wyglądało?
To zawsze wygląda podobnie: na ekranie było moje zdjęcie i pętla z szubienicą w tle. Komunikat jest jasny: pokazywana osoba jest przestępcą i zasługuje na powieszenie.
Kto to wymyślił? Kto wybiera - kogo "powiesić"?
Ludzie z administracji Łukaszenki. Nie ma żadnych wątpliwości, że to działania kierowane bezpośrednio z góry. To element szerszej kampanii, która oparta jest na dwóch elementach. Z jednej strony rząd stara się za wszelką cenę utrudniać pracę wszelkim niezależnym mediom, a wręcz zupełnie je likwidować. W ciągu kilku ostatnich miesięcy zamkniętych zostało kilka popularnych gazet czy portali internetowych.
A drugi element?
Jest nim propaganda, przekazywana w oficjalnych mediach. Propaganda bardzo brutalna, wymierzona we wszystkich przeciwników i przeciwniczki reżimu. Mówi się o nich wprost, że są przestępcami i chcą doprowadzić kraj do ruiny. Ale pokazywanie ich na tle szubienicy nie jest jeszcze najgorsze.
A co?
Najbardziej doświadczeni są ci opozycjoniści i opozycjonistki, którzy trafiają do więzień, są tam torturowani, a potem zmuszani do występów w telewizji.
Występów? Co tam robią?
Pod presją muszą przyznać się publicznie do winy i prosić o wybaczenie. To bardzo ponure widowiska. Tym bardziej, że wyraźnie widać na ekranie, że wcześniej poddawani byli torturom: często mają siniaki, podbite oczy, rozbite łuki brwiowe. W ostatnim czasie bohaterami tych smutnych widowisk byli m.in.: dziennikarz Roman Protasiewicz i mistrz sztuk walki Alaksej Kudzin.
Czy opozycja próbuje jakoś reagować na takie sytuacje?
Oczywiście. Złożyliśmy wniosek o wykluczenie białoruskiej telewizji państwowej z Europejskiej Unii Nadawców. Udało się, europejscy urzędnicy zgodzili się z nami, że telewizja nie może współuczestniczyć w przestępstwach, w torturach i prześladowaniu przeciwniczek i przeciwników reżimu.
Jaka jest realna siła białoruskiej telewizji? Ile osób ją ogląda?
Na szczęście oglądalność nie jest zbyt wysoka. Sięga, według niezależnych szacunków, około 25, góra 30 proc. Większość ludzi na Białorusi stara się czerpać informacje z niezależnych źródeł: kanałów na YouTube czy Telegramie. Dlatego rząd tak zaciekle je zwalcza.
Już kilkadziesiąt z nich zostało uznanych za takie, które przekazują ekstremistyczne treści. Zostały zakazane, a za ich obserwowanie można pójść do więzienia. Dlatego milicja zatrzymując przeciwniczki i przeciwników reżimu, zawsze odblokowuje i sprawdza ich telefony - jeśli ktoś śledzi kanał z zakazanej listy, można go bez trudu wtrącić za kraty.