"Prawo Agaty": Czy trudne przeżycia wzmocniły Darię Widawską?
Burza rudych włosów, szeroki uśmiech i nieposkromiony temperament to znaki rozpoznawcze Darii Widawskiej. Urzekła widzów swoją bezpośredniością i poczuciem humoru. W ostatnim wywiadzie przyznała, że codziennie mierzy się z dużym wyzwaniem. Co jest dla niej najtrudniejsze?
Życie rzuca jej nowe wyzwania
Burza rudych włosów, szeroki uśmiech i nieposkromiony temperament to znaki rozpoznawcze Darii Widawskiej. Urzekła widzów swoją bezpośredniością i poczuciem humoru. Każdy serial, w którym grała, cieszył się dużą popularnością. Prasa pisała, że aktorka jest "skazana" na Tomasza Karolaka, bo dwa razy grali już małżeństwo (w "39 i pół" i "Prawie Agaty"). Trzeba jednak przyznać, że w obu przypadkach udało im się stworzyć wyjątkowo zgrany duet. Kilka lat temu nad losami artystki zawisły czarne chmury. W 2008 i 2009 roku zmagała się z tajemniczą chorobą, z którą lekarze długo nie mogli sobie poradzić. Sytuację pogarszało rosnące zainteresowanie mediów. Portale plotkarskie i tabloidy dopatrywały się sepsy, raka i innych poważnych schorzeń. Ogromnym wsparciem w tych trudnych chwilach okazali się przyjaciele i rodzina. Dziś Widawska cieszy się zdrowiem, wiedzie spokojne i szczęśliwe życie, nie narzeka też na brak propozycji zawodowych. W ostatnim wywiadzie wyznała, jak ją zmieniły trudne przeżycia. Zdradziła także,
że codziennie mierzy się z dużym wyzwaniem. Co jest dla niej najtrudniejsze?
Wróciła do normalnego trybu życia
O traumatycznych przeżyciach opowiada już bez emocji. Mówi, że choć jest szczęśliwa, że pokonała chorobę, to nieraz nachodzi ją myśl, że problemy ze zdrowiem mogą powrócić. Dlatego dba o siebie bardziej niż kiedykolwiek. Twierdzi, że te wydarzenia nie zdołały jej złamać, ale wciąż nie umie znaleźć w nich sensu. Nie czeka już jednak niecierpliwie na odpowiedź, stara się żyć dalej.
- Po moich trudnych życiowych sytuacjach zawsze chciałam wrócić do życia sprzed tych wydarzeń. Bo moje życie było i jest bardzo fajne. Nie mogę narzekać. Gdy więc działo się coś, co mnie z niego wywalało, robiłam wszystko, żeby wrócić do stanu sprzed. Nic nie chciałam zmieniać, przewartościowywać swojego życia, bo jest ono zbiorem moich doświadczeń. Bez względu na okoliczności, nie miałam więc powodu, żeby robić rewolucję - powiedziała na łamach "Show".
Mąż daje jej największe wsparcie
W tych najtrudniejszych, ale i najszczęśliwszych, wspierał ją mąż, Michał Jarosiński. Para jest już ze sobą od przeszło kilkunastu lat, ich syn przyszedł na świat po siedmiu latach ich związku. I to wtedy los wystawił ich na ciężką próbę. Niedługo po porodzie Widawska zapadła na tajemniczą chorobę. Lekarze długo nie potrafili ani określić jej przyczyny, ani ustalić leczenia. Podejrzewano wiele możliwości - od nowotworu po chorobę tropikalną. Aktorka w związku z tym nie mogła być przy swoim synku. To jak się rozwija, obserwowała na filmikach przynoszonych przez męża do szpitala. Traumatyczne przeżycie na szczęście tylko scaliło ich związek. Dziś są szczęśliwymi rodzicami dwóch synów. Jak udaje im się wciąż budować tak trwałe małżeństwo?
- Każdy z nas jest odrębną jednostką. Ma swoje niepowodzenia, które przeżywa. Swoje sprawy, problemy mniejsze i większe, emocje z nimi związane. Będąc w związku, trzeba się gdzieś w połowie drugi spotkać z podobną otwartością i wrażliwością, wykazać zrozumienie, a to czasem nie jest łatwe. Bywa, że trzeba ustąpić, ugiąć się, uprawiać szlachetną sztukę kompromisu. Trudno czasem zrezygnować ze swojego ego, ale warto – stwierdziła bez wahania Widawska.
Nie patrzy na macierzyństwo przez różowe okulary
Mimo że trudno oprzeć się wrażeniu, że dziś życie aktorki maluje się w samych różowych barwach, Widawska na wszystko patrzy jak realistka. Nawet na macierzyństwo. Przyznaje, że ten stan ma zarówno swoje blaski, jak i cienie. Drażni ją, gdy młodym matkom wmawia się, że wszystko będzie "kolorowe i fantastyczne".
- A prawda jest taka, że macierzyństwo to wspaniałe doświadczenie, ale też ciężka praca. Czasem zdarza się nieprzespana noc, rano patrzysz na dziecko z worami pod oczami, nieprzytomna ze zmęczenia, a ono uśmiecha się do ciebie, jak gdyby nigdy nic. Myślisz sobie wtedy: "Cholero jedna, z czego się śmiejesz"? A potem zapominasz o nieprzespanej nocy i wiesz, że ten trud, który wkładasz w wychowanie, jest tego wart. Mam szczęście, że moje dzieci nie zgotowały mi hardcore’u. Trudna jest dla mnie natomiast logistyka. Jednego trzeba gdzieś zawieźć, skądś odebrać, a tu w międzyczasie drugi zdążył zasnąć. To ciężkie. Stresuję się, że o czymś zapomnę, gdzieś nie pójdę. Dla mnie właśnie w tym jest ogromna różnica między posiadaniem jednego dziecka a dwójki. Nie jest to łatwe, ale jeśli się popatrzy w przyszłość, wydaje mi się, że warto – podsumowała w "Show".
Przyjaźń w schow-biznesie jest możliwa
W branży uchodzi za perfekcjonistkę i niezwykle ambitną aktorkę. Widawska przyznaje jednak, że owa ambicja jest jedynie motorem do działania i dba, aby ten "motor" nie powodował spustoszenia w jej życiu prywatnym. I jak widać, bardzo dobrze jej się to udaje, bo potrafi zbudować silne przyjaźnie nawet w pozornie niesprzyjającym, show-biznesowym środowisku. Takie, które dają jej siłę i wsparcie w każdej sytuacji.
- Trudno mnie do czegokolwiek zmusić. Nie wchodzę w relacje z kimś, z kim nie chcę, ale tez nie zamykam się na świat. Bo sytuacje życiowe potrafią nas zaskoczyć. Czasem zupełnie przez przypadek trafiamy na wspaniałych ludzi i w dorosłym życiu doświadczamy pięknej przyjaźni. Zdarzyło mi się to kilka razy. Cztery lata temu, na planie poznałam Agę Dygant. Ktoś nas postawił na swojej drodze i zaiskrzyło. Ludzie mówią, że w show-biznesie nie ma przyjaźni. Uważam, że to głupota. Mówią tak ci, którzy w show-biznesie nie pracują albo nie mają umiejętności dostrzegania wyjątkowych ludzi. Mam mnóstwo koleżanek i przyjaciółek – oprócz Agi są jeszcze Joasia Brodzik, Małgosia Lipmann i mnóstwo innych fajnych dziewczyn. Bywało, ze z niektórymi startowałam do jednej roli i jakoś nie wpłynęło to na nasze relacje - wyznała na łamach "Show".