Prawda przeraża bardziej niż spisek. "Z archiwum X" powraca w świetnym stylu
Na niewiele serialowych powrotów czekało się tak, jak na "Z archiwum X". Nareszcie możemy powiedzieć, że zadowoli nawet najbardziej wybrednego fana.
Widok kultowych agentów, Muldera i Scully na ekranie po kilkunastu latach wywołało euforię wśród fanów. I oto otrzymaliśmy bardziej osobistą historię niż w poprzednich sezonach, dotyczącą głównie dwójki bohaterów i ich syna. Ogromne pragnienie odnalezienia Williama przeplatało się z rozwiązywaniem kolejnych zadziwiających zagadek. 10 sezon podzielił jednak fanów. Owszem, zachował tak dobrze znaną proporcję tajemniczości i sceptycyzmu, niezłomność Muldera i zdrowy rozsądek Scully. Twórcy postanowili jednak zabawić się koncepcją i dodać absurdalnego humoru i trudno powiedzieć, żeby był to strzał w dziesiątkę. Spotkania bliskiego stopnia nie wszystkim przypadły do gustu.
Poprzedni sezon pozwolił nam jednak poznać bliżej Foxa i Danę, ich pragnienia, historię i demony przeszłości z którymi walczyli. Gdy było już pewne, że przyświeca im już tylko jeden cel, twórcy przerwali w newralgicznym momencie – Scully znów została porwana.
Prawda jest względna
W jedenastym, finałowym sezonie wracamy do nich zaraz po tych dramatycznych wydarzeniach. Owszem, Dana wróciła, ale gdzie była, co się z nią stało? Premierowym odcinek w tej kwestii stawia więcej pytań niż odpowiedzi. Od tego momentu wszystko się zmieniło. To Scully wierzy w paranormalne zjawiska i spiski, Mulder stara się stąpać twardo po ziemi. Co więcej, zdeterminowana agentka zrobi dosłownie wszystko by ratować ludzkość i życie ukochanego.
Wizje Scully, anormalne funkcje jej mózgu, nadprzyrodzone zdolności jej syna, światowy spisek, który przerasta najśmielsze wyobrażenia Muldera, a także fakt, że Palacz wciąż żyje, kim tak naprawdę jest i jakie ma zamiary, to dopiero początek góry lodowej, jaką serwuje nam najnowsza seria "Z archiwum X".
Ukłon w stronę fanów
I możecie być pewni, to właśnie na powrót takiego "Archiwum" czekaliśmy. Już po pierwszym odcinku możemy się spodziewać, że hit zmierza do końca i odkrycia wszystkich kart. Zanim jednak do tego dojdzie, czeka nas jeszcze wiele momentów przyprawiających o dreszcze. Sam fakt, jak wielką władzę ma Palacz będący szarą eminencją, jak bardzo steruje światowymi przywódcami i opinią publiczną przyprawi o gęsią skórkę i wprawi w osłupienie niejednego fana teorii spiskowych. Twierdzi, że społeczeństwo, które nie wierzy w nic, plotki przedkłada nad wiadomości, a jego plany traktuje jako fake newsy, zasługuje tylko na zagładę. I tu, w odcinku "My struggle III", kiedy to on opowiada swoją historię, fabuła układa się w całość i sięga aż do samego początku, do pierwszych wzmianek o kontaktach z istotami poza ziemskimi. Żadne działanie Palacza nie było przypadkowe.
Jedno jest pewne. Chce zniszczyć świat, jaki dziś znamy i wcale nie posłuży się do tego kosmitami, ale zarazą nie do pokonania. Przeżyją tylko nieliczni. Czasu jest coraz mniej, a ludzi, którzy mogą go powstrzymać, jest zaledwie garstka. Zacierają się granice, co jest prawdą, kto jest dobry, a komu nie można ufać. "Z archiwum X" staje się niemal kinem sensacyjnym, które trzyma w napięciu od pierwszych minut. Długo by można mówić o grze aktorskiej, ale naprawdę dobrze znów zobaczyć szlachetnego Duchownego i pewną siebie Anderson. Takich ich zapamiętaliśmy w latach 90. I takim aż chce się powiedzieć "chcę wierzyć".