Pożycie małżeńskie okiem Szymona Majewskiego
W ubiegłym roku przy okazji przygotowań do spektaklu One Mąż Show Szymon Majewski powiedział w wywiadzie dla agencji informacyjnej Newseria Lifestyle:
09.06.2015 | aktual.: 09.06.2015 14:57
W felietonach naświetlam pewne schematy sytuacji, które mają miejsce między nami. Rozkminiam konflikty, dopieszczam to troszeczkę autoironią i abstrakcją. Ale opowiadam o nas, o związku długoletnim, znamy się 25 lat, czyli tyle, ile Polska cieszy się wolnością, a 21 lat jesteśmy małżeństwem. Ponieważ teraz wszyscy idą rocznicowo, to ja właśnie będę opowiadał o 25 latach niewoli mojej w małżeństwie. To nie jest głupawe opowiadanie o prywatności w stylu kolorowych mediów, bo to nie o to w ogóle chodzi. 70 proc. z tych rzeczy, które przytrafiają się nam, przytrafiają się też innym małżeństwom. Często mam tak, że podchodzą do mnie ludzie, którzy czytają te felietony i mówią: "Panie Szymonie, miałem podobnie z moją żoną".
Jesteście fanami felietonów Szymona Majewskiego? Jeśli tak, mamy dla Was fragment książki "Życie pożyciu"
Nie być tam, gdzie się jest
Sensem wspólnego bycia jest według NIEJ wspólne przeżywanie. Co robić, kiedy jesteś z nią na imprezie, co do której, powiedzmy, masz chłodny bądź obojętny stosunek, by nie narazić się na zarzut braku zaangażowania? Jak nie wyjść na mruka, a jednocześnie przetrwać do końca? Czyli jak nie BYĆ na imprezie, na której jest się obecnym?
Oto parę rad starego wilka imprezowego. Po pierwsze, dobrze zlustruj teren, zeskanuj go i wybierz tzw. wyspy, gniazda oraz zamki. Już wyjaśniam. Impreza rządzi się tymi samymi prawami co kierdel owiec bądź łysienie plackowate. Ludzie jak owce lubią się gromadzić. Na każdej imprezie jest paru królów towarzystwa – baranów przewodników, przodowników na froncie plotki. Są to zwykle ludzie, którzy albo mówią ciekawie, albo ciekawe, co powiedzą. Wokół nich zwykle tworzą się grupki wyznawców, dając tym samym wolną od ludzi powierzchnię mieszkaniową. Te puste przestrzenie to tak zwane wyspy. Ważne z twojego punktu widzenia miejsce strategiczne. Archipelagi wysp wolne od masy ludzkiej połączone są kanałami, którymi będziesz się poruszał.
Gniazdo to miejsce na uboczu, wolne od ludzkiej masy imprezowej, pozostające jednak na widoku. Krzesło bądź kanapa. To miejsce chwilowego relaksu. Tu, gdy ONA cię dojrzy przycupniętego z koniecznym uśmiechem na twarzy i nerwowością w nogach, będziesz wyglądał na strudzonego bankietowicza. Jesteś widoczny, więc uczestniczysz. Mistrzowie w dobrym gnieździe mogą nawet przysnąć. Jednak pełen komfort odosobnienia daje ci zamek. Komfort zamku zależy od domu, w którym jesteś. Tak więc – w zależności od statusu zapraszającego – może być to toaleta, łazienka, a nawet garderoba. Najlepsza jest generalnie toaleta, gdyż z chodzenia do niej nikt cię nie będzie rozliczał. W zamku możesz ochłonąć i naładować baterie. W toaletach znajdziesz wszystko, czego dusza zapragnie, azyl i gazety kolorowe. Tam fizjologia styka się z filozofią. Tu możesz czuć się pustelnikiem, delektować się ciszą i dalekim gwarem bankietu, który chwilowo cię nie dotyczy.
Miłośnicy zasad feng shui puszczają sobie dodatkowo wodę z kranu. Pamiętaj jednak, żebyś nie przesadził. W zamku możesz przebywać do dziesięciu minut. Potem radzę zrobić rundę, czyli tak zwany mordoprzegląd. Chodzi o to, byś nie przepadł i zaistniał ludziom w pamięci, a zwłaszcza żeby ONA nie miała poczucia, że byłeś, a jakby cię nie było. Tu wiedza ekspercka radzi rodzaj przebieżki zwanej też truchtingiem. Chodzi o to, aby nie zatrzymując się przy żadnej z grup, wykonać rundę łączącą wyspy i gniazda. Krok musi być stanowczy, jednak nie nerwowy, do tego twarz winna mieć wyraz człowieka zadowolonego, który wie, gdzie i po co idzie. Wyobraź sobie, że dostałeś polecenie udania się po białe wino i jesteś tą misją na tyle zaprzątnięty, że nie zauważasz rudej Kaśki z marketingu, Kazka z agencji reklamowej i pianisty geja z Otwocka. Tym zamaszystym przemarszem pokazałeś, że: A. Jesteś. B. Wszyscy cię widzieli. C. Dobrze się bawisz. W rzeczywistości jednak tylko punkt B jest zgodny z prawdą. Nic to, skoro ONA widzi
cię o siłach, z błyskiem w oku, w pełni, jak mniema, imprezowego szału. Wielcy spece tej strategii wprowadzają do truchtingu rodzaj pląsu, jaki w dobie „You Can Dance” możemy uznać za taniec. Ta opcja wymaga, niestety, wysiłku, czego jednak wolelibyśmy uniknąć.