Powrót do korzeni, czyli "Strony rodzinne"

Na początku szóstego tomu "Baśni" zaserwowano nam dwuczęściową historię "Sprytny Jasio" - swoistą rozgrzewkę przed daniem głównym. Jacka Hornera, znanego wszystkim jako Jasio z bajki o ziarnku grochu, poznaliśmy już w pierwszym numerze serii, i od tego czasu nie zmienił się on ani odrobinę. A to znaczy, że i tym razem kradnąc oraz oszukując stara się osiągnąć upragniony - nie tylko materialny - sukces. Komiks zabiera nas w podróż do Hollywood, w którym Jack, z pomocą skradzionych ze skarbca Baśniogrodu kosztowności, otwiera wytwórnię filmową. Sama opowieść nie jest zbyt interesująca, ponieważ ani to ostra krytyka showbiznesu "made in USA", ani tym bardziej "przepis", z przymrużeniem oka oczywiście, na szybkie dorobienie się Oscara. Na uwagę zasługuje jednak ciekawe prowadzenie fabuły, nawiązujące formalnie do opowiadanej historii. "Sprytny Jasio" podzielony jest na sceny z pomocą filmowych klapsów, a opowieść przedstawiona jest z perspektywy kilku osób, co można potraktować jako ukłon w stronę "Obywatela
Kane'a". Niestety nawet te sztuczki nie ratują historii, która jest rażąco pretekstowa - nie zapominajmy przecież, że te dwa zeszyty zapoczątkowały podserię "Baśni" zatytułowaną "Jack of Fables". Lecz i tak najsłabsze w tym komiksie są rysunki Davida Hahna. Jego kreska jest banalnie prosta, pozbawiona polotu i nadaje się co najwyżej do ilustracji podręcznikowych, które w zamierzeniu są niczym więcej niż tylko urozmaicającym tłem.

Powrót do korzeni, czyli "Strony rodzinne"
Źródło zdjęć: © komiks.wp.pl

18.03.2010 | aktual.: 29.10.2013 16:15

Jednak, jak już wspomniałem, "Sprytny Jasio" to tylko wstęp do głównej historii i właściwie w żaden sposób nie wpływa na ocenę tomu jako całości, ponieważ tytułowe "Strony rodzinne" to pełnokrwiste "Baśnie". Co najważniejsze, Willingham w tym komiksie po raz pierwszy zabiera nas do rodzinnego świata (a raczej światów) baśniowców. A wszystko to za sprawą Niebieskiego Chłopca, postaci, która przyczyniła się do poważnych kłopotów Baśniogrodu w czwartym tomie - "Marszu drewnianych żołnierzyków". Wykorzystany i okaleczony przez Babę Jagę, wraca w ojczyste strony by odbić miłość swojego życia i rozprawić się z tajemniczym Adwersarzem.

Początek "Stron rodzinnych" jest właściwie "wycieczką krajoznawczą" po baśniowym świecie, w którym widzimy nie tylko goblińskie wojsko ściągające podatki czy magicznych rycerzy patrolujących gościniec, lecz także urzędników zasypanych papierami i beztroskich władców. Najciekawiej jednak jest dopiero, kiedy Niebieski Chłopiec dociera do cesarskiego miasta. To właśnie tutaj na jednym kadrze można zobaczyć rzeźnika i dentystę obok gargulich posłańców i Królowej Śniegu.* Brawa należą się Willinghamowi za powoli rozwijający się scenariusz, dzięki czemu czytelnik ma możliwość zagościć na dłuższą chwilę w naprawdę fascynującym świecie, w którym niesamowite przeplata się ze zwyczajnym.Gdy dodamy do tego ciekawe kadrowanie i dynamicznie rozrysowane sceny pojedynków, które zawdzięczamy Markowi Buckinghamowi, to otrzymujemy świetny wstęp do właściwej części "Stron rodzinnych", czyli spotkania z Adwersarzem.
Ale Bill Willingham nie zamierza wcale tak szybko odpowiadać na pytania, które skrupulatnie zadawał od pierwszego numeru serii. Dlatego przed zaspokojeniem czytelniczej ciekawości, w historii "Tymczasem" zabiera nas z powrotem do Nowego Jorku by przedstawić nam nowych mieszkańców Baśniogrodu oraz nakreślić zalążek przygotowywanej ofensywy na baśniowe krainy. Po tym interludium, udowadniającym jak sprawnie Willingham dozuje napięcie, poznajemy w końcu Adwersarza oraz jego drogę na szczyt władzy i bezwzględności. I choć tożsamość cesarza, po czwartym tomie "Baśni", nie jest zaskoczeniem chyba dla nikogo, to jego historię poznajemy po raz pierwszy. A jest to opowieść o dobrych chęciach, które wiadomo dokąd prowadzą, i apetycie na władzę rosnącym wraz z każdym podbitym królestwem. Z kadru na kadr widzimy jak jedna zbrodnia prowadzi do następnej, aż dochodzi do punktu, w którym nie ma odwrotu. I to nie z powodu strachu przed konsekwencjami, ale dlatego, że jest to "właściwe" i "w pełni usprawiedliwione". *
Ten
obraz władcy-człowieka upadłego byłby wybrakowany gdyby nie rysunki doskonale wykorzystujące grę cieniem.
Półmrok, który nieustannie spowija Adwersarza, powoduje, że bije od niego aura niebezpieczeństwa, co świetnie przeciwstawia się jego powierzchowności upodabniającej go do "kolejnego" starszego, miłego pana. Bezsprzecznie jest to postać fascynująca i na pewno podoła roli głównego antagonisty Baśniogrodu.

"Baśnie" to podręcznikowy przykład gry konwencjami, i jako taki korzysta z wielu masek fabularnych. Czasem jest to kryminał, innym razem romans, a zdarza się nawet i historia wojenna. Jednak "Strony rodzinne" przypominają i udowadniają, że w gruncie rzeczy jest to seria sensacyjna, pełna zwrotów akcji i ekscytujących opowieści. Momenty fabularnego "wyciszenia" nie są spowodowane brakiem nowych pomysłów, lecz służą stopniowaniu napięcia. I trzeba przyznać, że udaje się to Willinghamowi w stu procentach.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)