Posępna błyskotka
Autorem scenariusza "Nowożeńców" (i oryginalnego opowiadania) jest Tab Murphy, jednak ojcem tej historii nazwać wypada Thomasa Jane'a - hollywoodzkiego gwiazdora z drugiego szeregu, w Polsce znanego przede wszystkim z występu w fatalnym "Punisherze". Jane i Murphy inspirowani"The Twilight Zone"i krwawymi komiksamiEC Comics (serie "Tales from the Crypt", "Crime SuspenStories"), napisali scenariusz, który następnie sprzedali wytwórni Sony Pictures. Tak powstał film "Dark Country" ("Mroczna kraina"). Jane nie tylko zagrał w nim główną rolę, ale i zajął się reżyserią.
21.06.2013 | aktual.: 29.10.2013 17:22
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Obraz nie powalił na kolana krytyków, jednak znaleźli się i tacy, którzy docenili manierę reżyserską Jane'a i umiejętne wykorzystanie klasycznych tropów. Prairie Miller z serwisu newsblaze.com chwaliła hipnotyczną atmosferę obrazu i podkreślała jego brutalność. Zaś David Ray Carter z PopMatters.com ubolewał, iż udany debiut reżyserski natrafił na tak przewidywalny scenariusz. Wszyscy zgodnie przywoływali "The Twilight Zone".
Nie bez powodu. Oto nowożeńcy podróżują nocą przez amerykańską pustynię. Ona była erotyczną tancerką, on wygrał właśnie pieniądze w kasynie. Ich podróż poślubna przypomina hipnotyczną wędrówkę przez amerykańską popkulturę lat 50. Nocują w tanich, przydrożnych motelach, poruszają się klasycznym amerykańskim cadillakiem, ślub wzięli w kiczowatym Pałacu Ślubów w Las Vegas, a jedynym, co wiąże ich z przeszłością (i sugeruje, iż mieli wcześniej jakieś życie) jest odpustowy breloczek na klucze w kształcie serca i z dedykacją od mamy.
Kiedy do tego tandetnego romansu dołącza nagle trup, czytelnik nie jest zaskoczony. Tak jak nie jest zaskoczony zakończeniem - zwroty fabularne w tym stylu mogły przestraszać telewidzów przed 60 laty, ale dziś są zbyt oczywiste. Autorom tej historii nie zależy jednak na niespodziance, zamiast przerażającego odkrycia stawiają na przygnębiającą, fatalistyczną oczywistość. Świadomi swoich czytelników, wykorzystują ich wiedzę i snują opowieść, która nie straszy potworem wyskakującym z szafy, ale nieuniknionym, pesymistycznym zakończeniem, od którego nie ma ucieczki.
I trzeba przyznać, że to się udaje. "Nowożeńcy" udanie przywołują ducha "The Twilight Zone" i "Tales from the Crypt", przypominając, iż nie chodziło w nich tylko o makabrę, ale także o ciągłość. To ona przerażała, czasem nawet bardziej niż ożywione trupy. Zapowiedź kolejnego odcinka (lub zeszytu), w którym znów znajdziemy się w sytuacji bez wyjścia, postawieni przed problemem, na który nie ma rozwiązania, budowała napięcie. Nie można się go łatwo pozbyć, wyśmiewając magię i plastikowe kostiumy, gdyż zbyt blisko mu do prawdziwych strachów naszego życia.
Thomas Ott doskonale wpisuje się w ten klimat, to jakby opowieść skrojona specjalnie pod niego. Wszak podobnie pesymistyczne historie snuł już wcześniej, chociażby w "Exit" czy "Numerze 73304-23-4153-6-96-8" (wydanych, podobnie jak "Nowożeńcy" przez Kulturę Gniewu). Technika scratchboardu wykorzystywana przez Otta sprawia, że jego prace są przygnębiająco mroczne, skąpane w czerni.To biel, którą artysta wydobywa spod powierzchni precyzyjnymi ruchami nożykiem, jest tu obcym kolorem. Światło nie jest mile widziane, musi walczyć o miejsce z wszechogarniającą czernią.
Jeżeli można mieć do "Nowożeńców" jakieś zastrzeżenia, to wiążą się one z długością lektury i cenami komiksów. Lektura niemego, sześćdziesięciostronicowego albumu trwa kilka minut.Ta chwila przyjemności kosztuje 40 złotych. Fanów Thomasa Otta, amerykańskiej popkultury i dobrych komiksów nie powinno to odstraszyć. Wszystkich innych lojalnie ostrzegam.