Poleciał w kosmos, bo go stać. "Najszczęśliwszy dzień mojego życia"
Na HBO Max oglądać można serial "Branson" opowiadający o miliarderze, który został pierwszym turystą w kosmosie. Richard Branson kocha adrenalinę. W rozmowie z WP opowiedział o locie na orbitę: - To był najszczęśliwszy dzień mojego życia.
02.12.2022 14:32
Richard Branson: Jak sytuacja z Ukraińcami w Polsce? Jesteście jeszcze w stanie pomagać?
Artur Zaborski: Robimy, co w naszej mocy. Jest sporo instytucjonalnej pomocy i mnóstwo oddolnych działań obywatelskich.
Byłem w Polsce trzy miesiące temu i na własne oczy widziałem wasze zaangażowanie. Świetna robota! Byłem wzruszony tym, co robicie dla swoich sąsiadów. Uważam, że to piękne i gratuluję waszemu narodowi.
Spotkał pan w Polsce inspirujących ludzi?
Mnie inspirują spotkania z każdym człowiekiem. Naprawdę, facet, którego spotkałem rano w windzie, był dla mnie inspirujący. Uwielbiam rozmawiać z napotkanymi osobami, nigdy nie stronię od takich kontaktów. Oczywiście, miałem w swoim życiu przywilej pracować z niesamowicie inspirującymi postaciami - Mandelą czy arcybiskupem Desmondem Tutu - i oni odcisnęli na mnie swoje piętno, ale uczę się od każdego.
Gdyby miał pan wymienić jedną osobę, która miała na pana największy wpływ, to wymieniłby pan…?
Moją matkę, która robiła, co mogła, żeby razem z moim rodzeństwem potrafił stać na własnych nogach. Popychała nas do tego, żebyśmy się brali do realizacji swoich zamierzeń, a nie obserwowali, jak robią to inni. Uczyła nas panować nad życiem i szacunku do innych. Dawała nam najlepszy przykład, jak być przedsiębiorczym, bo sama tak była. Nie odniosła wielkich sukcesów, ale miała milion pomysłów na minutę. Chciała próbować nowych rzeczy, była otwarta, na nic się nie zamykała. Zostawiła mi list, który otworzyłem, jak byłem już starszy. Napisała go, gdy siedziała w budce telefonicznej i wydzwaniała ludzi, próbując zacząć swój własny biznes. Nie miałem o tym wcześniej pojęcia. Było to dla mnie ważne odkrycie, bo kiedy miałem sześć lat, to też próbowałem zacząć swój pierwszy biznes z budki telefonicznej. To pokazuje, jak bardzo jesteśmy do siebie podobni.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W biznesie jest w ogóle miejsce na bycie miłym dla innych? Myślałem, że przedsiębiorcy, którzy odnoszą sukces, są z zasady bezwzględni.
Nie sądzę, żeby bycie bezwzględnym pomagało. Uważam, że najważniejsze jest pertraktowanie warunków tak, żeby obie strony były zadowolone. Wtedy dochodzi do kolejnych transakcji. Kiedy otwierałem swoją wytwórnię płytową, nie mogłem sobie pozwolić na wygórowane prowizje od artystów, bo wtedy takie tuzy jak Rolling Stones nigdy by się nie zgodziły do niej dołączyć. Znajomy powiedział mi kiedyś, że ja jestem zafiksowany na dolnej granicy opłacalności i się jej trzymam. Nie wiem, czy jako dyslektyk w ogóle wiem, co to jest dolna granica. Jestem natomiast przekonany, że odnoszącymi sukces przedsiębiorcami są ci, którzy troszczą się o jakość.
Własny biznes próbował pan rozkręcić już jako sześciolatek, a kiedy pojawiły się u pana marzenia o podboju kosmosu?
W podobnym okresie. Pragnąłem wznieść się poza atmosferę, odkąd zobaczyłem relację z lądowania człowieka na Księżycu. Ale byłem znacznie starszy, kiedy zdecydowałem, że o wiele bardziej satysfakcjonujące niż kupowanie biletu na podróż rakietą Rosjan jest zbudowanie własnego statku kosmicznego. Wierzę, że w ten sposób umożliwię podróże w kosmos także innym ludziom już w nieodległej przyszłości. Kiedy okazało się, że cena zbudowania takiego pojazdu jest w moim zasięgu, stał się on dla mnie ważnym celem. A jestem człowiekiem, który uwielbia sobie stawiać cele, to one mnie napędzają i motywują do działania.
Jak się pan czuł, kiedy oddalał się od planety?
To był najszczęśliwszy dzień mojego życia, a radość mogłem dzielić z moimi wnukami, którzy byli ze mną na pokładzie. Bardzo żałuję, że polityka mediów zakazuje pokazywać twarze niepełnoletnich, dlatego w dokumencie "Branson" nie widać ich twarzy. Moja sześcioletnia wnuczka myśli, że jestem piratem, którego wiele lat temu źli piraci porzucili na Nacer Island [prywatna wyspa Bransona na Karaibach, gdzie przeniósł się, żeby nie płacić wysokich podatków w Wielkiej Brytanii - przyp. AZ]. W czasie lotu nachyliła się do mnie i powiedziała, że teraz będę pierwszym piratem w kosmosie.
Nie bał się pan podróży w kosmos? Już kilka razy otarł się pan o śmierć, by wspomnieć tylko, jak próbował pan przekroczyć Atlantyk w balonie, w którym system rozgrzewania powietrza nawalił i wznosił się pan na coraz większe wysokości.
Kiedy próbuje się czegoś nowego, zawsze jest ryzyko, że coś pójdzie nie tak. Dlatego najważniejsza dla mnie jest pewność, że jest z sytuacji zagrożenia wyjście awaryjne. Sporo lat temu zaakceptowałem fakt, że pewnego dnia umrę. Dlatego żyję tak, żeby nie mieć z nikim niepozałatwianych spraw. Nagrałem też wideo dla moich dzieci i wnuków, które dostaną, kiedy to się stanie.
Wie pan, co mówią ludzie: stawianie się w ekstremalnych sytuacjach zagrożenia to przejaw egoizmu, bo nie myśli się o bliskich, których przecież nasza śmierć najbardziej zaboli.
Niech sobie każdy odpowie na pytanie, czy woli żyć pełnią życia i korzystać ze swoich możliwości, czy bardziej zależy mu na bezpieczeństwie i czasie z innymi ludźmi. Ja mam przywilej korzystania z nietypowych wynalazków i angażowania się w niecodzienne przedsięwzięcia, więc robię to, bo to sprawia mi ogromną przyjemność. Gdy wsiadam do kolejnego balonu, to nie czuję się bezpieczniej niż w poprzednim, bo to są zazwyczaj loty testowe. Ale za każdym razem czegoś nowego się uczę, rozwijam się. I mogę snuć swoją opowieść.
W czasach zimnej wojny konkwista kosmosu była tematem rozgrywki politycznej między USA i ZSRR. Potem temat ucichł, by w ostatnim czasie powrócić jako wyścig biznesmenów, którzy coraz śmielej planują wizyty poza atmosferą. Nie sądzi pan, że to niebezpieczne, skoro nie ma regulacji co do tego, kto posiada co w kosmosie?
Na razie przestrzeń kosmiczna jest niezagospodarowana, więc nie dochodzi jeszcze do kolizji pomiędzy wystrzelonymi satelitami. Ale to kwestia czasu, zanim w końcu to się stanie - przez przypadek albo w efekcie celowych działań, bo przecież Rosja może zestrzelić jakąś satelitę nad Ukrainą. Takie wydarzenie rozpoczęłoby międzynarodową debatę na temat tego, jakie są kosmiczne prawa i kto posiada Księżyc i Marsa. Kosmos stał się tematem na nowo, bo w ostatnich latach ostro poszły w dół koszty wyprawy poza Ziemię. I nie mam na myśli jedynie kosztów majątkowych, ale też ekologiczne - one również mocno spadły.
Zobacz także
Kto powinien w takiej debacie wziąć udział - politycy czy wy, biznesmeni?
Myślę, że ludzie zamożni mają ten przywilej, że bardzo dużo podróżują i rozumieją problemy ludzi w innych częściach świata, podczas gdy politycy ograniczają się zazwyczaj do swojego kraju albo regionu. Poza tym ja zajmuję się biznesem od 55 lat, a polityk jest przydzielony do jakiegoś obszaru na dwa lata, a potem - jeśli się sprawdzą - przechodzą gdzie indziej. Dlatego uważam, że przedsiębiorcy są bardzo istotni w podobnych debatach.
W jakich debatach pan bierze aktualnie udział?
Ja od dłuższego czasu zajmuję się kwestiami ochrony przyrody. Walczę, by 62 gatunki rekinów młotkowatych zostały zaklasyfikowane jako chronione. Mam dotarcie do szefów rządów, więc mogłem porozmawiać choćby z Justinem Trudeau, który wsparł mnie w kampanii na rzecz powstrzymania rzezi tych zwierząt w Wietnamie i Chinach. W Singapurze działam z kolei na rzecz liberalizacji prawa antynarkotykowego - aktualnie przestępców narkotykowych czeka śmierć, w Ugandzie próbuję doprowadzić do depenalizacji prawa, które gejów posyła do więzienia, a w Brazylii ocalić lasy amazońskie. W Polsce też byłem po to, żeby zobaczyć, jak z organizacjami możemy pomóc w kryzysie uchodźczym z Ukrainy. My, ludzie zamożni, mamy obowiązek używać naszych zasobów, żeby pomagać w takich sytuacjach.
Branson | Official Trailer | HBO
We wspomnianym dokumencie HBO Max mówi pan, że trzeba więcej odwagi, żeby powiedzieć "nie", niż się na coś zgodzić. Nawet kiedy rozmawia się z tak ważnymi na świecie ludźmi.
Chciałbym umieć mówić "nie" znacznie wcześniej, niż się tego nauczyłem. Kiedy otwieraliśmy nowy kierunek lotniczy mojej linii samolotowej w Las Vegas, menadżerowie powiedzieli mi, że muszę skoczyć z wielopiętrowego budynku, bo to będzie super promocja. Coś mi mówiło, że nie powinienem się zgadzać, ale przystałem. Skończyło się tak, że uderzyłem w ścianę budynku i zawisłem nad ludźmi na przyjęciu z rozerwanymi spodniami na tyłku. Wisiałem tak jak szmaciana lalka. To było bardzo głupie i żałuję, że powiedziałem "tak". Muszę jednak przyznać, że mam w życiu na tyle dużo szczęścia, że kiedy już zgadzałem się na coś, czego tak naprawdę nie chciałem, niemal zawsze udawało mi się ujść płazem.
Czy oglądając serial o swoim życiu spojrzał pan na nie z nowej perspektywy?
Muszę przyznać, że seans pierwszego odcinka spowodował, że byłem zmęczony, projekcja wywołała we mnie duże emocje. Zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo jesteśmy produktami własnych rodziców. Niesamowicie było zobaczyć, jak jako dzieciak bawię się z moimi rodzicami w różne przygody, a potem przeżywam je naprawdę, w prawdziwym życiu. Wzruszyło mnie, że twórcom serialu udało się znaleźć tyle materiałów archiwalnych. Byłem przekonany, że one na dobre przepadły podczas pożarów i huraganów.
Musiał pan też patrzeć na swoje porażki, których nie da się w życiu uniknąć. Jak się pan czuł, widząc je?
Ja mam taką konstrukcję psychologiczną, że nie rozpamiętuję przeszłości. Wyciągam wnioski, idę dalej. Od razu stawiam sobie nowe cele, na których się koncentruję. To one zajmują mi głowę, a nie to, co się nie udało. No i jestem urodzonym optymistą - nie wieszczę porażek, widzę raczej przed sobą światło.
Serial "Branson" można oglądać w HBO Max.