Polacy spędzili tydzień w największym na świecie romskim getcie. Nagrali wstrząsający film
- Nie spodziewaliśmy się, że w Unii Europejskiej, w drugim największym mieście naszego sąsiada, może istnieć taka dzielnica – mówią twórcy dokumentu "Projekt Lunik".
12.06.2018 | aktual.: 13.06.2018 06:47
Film dokumentalny o największym romskim osiedlu na świecie właśnie pojawił się w sieci. Jego autorami są Wojciech Grabowski, autor popularnego bloga Road Trip Bus, raper i fotograf Mateusz "Rover" Pustuła oraz vloger Mikołaj Vonsky.
- Miałem jechać do Koszyc i chciałem spotkać się z mieszkającym tam kolegą. W rozmowie zażartował, żebym tylko przypadkiem nie podjechał na Lunik IX. Zacząłem szukać informacji o tym miejscu. Znalazłem wiele sprzecznych informacji i miejskich legend, które postanowiłem sprawdzić i zweryfikować – mówi w rozmowie z WP Grabowski.
Podróżnik nie ukrywa, że na miejscu doznał szoku, a widoku romskiego getta nie da się porównać z niczym innym.
Nieudany eksperyment
Po II wojnie światowej w Czechosłowacji nasiliły się próby asymilacji Romów. Kultywowany przez nich koczowniczy tryb życia nie pasował do socjalistycznych realiów.
Największe skupiska ludności romskiej znajdowały się w Koszycach. To właśnie tam władze postanowiły przeprowadzić socjologiczno-urbanistyczny eksperyment. W 1974 r. zatwierdzono budowę dzielnicy, w której mieli przymusowo asymilować się Romowie.
Projekt pochłonął 107 mln koron, a pierwsze bloki mieszkaniowe oddano 4 lata później. Dzielnicę zlokalizowano nieopodal należącej do Koszyc wsi Maslava. Lunik IX miał być dzielnicą typu ABC, w której zamieszkiwali pracownicy armii, bezpieczeństwa publicznego i Cyganie.
Problemy pojawiły się na samym początku. Wojskowi zaczęli odmawiać przenosin do nowego miejsca zamieszkania. W ich miejsce przesiedlano pracowników nie mających możliwości wyboru lokalizacji.
Odsetek Romów w Luniku okazał się wyższy niż początkowo zakładano – w 1983 r. wynosił on 40 proc., a pod koniec dekady Romowie stanowili już połowę mieszkańców.
Lunik zaczął podupadać i cieszyć się złą sławą. Sytuację pogorszyła koncepcja z 1995 r., na mocy której zaczęto przesiedlać tam Romów z innych dzielnic Koszyc, nieprzystosowanych społecznie i zalegających z czynszem. Obecnie liczba mieszkańców wynosi 6 tys., a bezrobocie niemal 90 proc.
W 2008 r. podjęto decyzję o rozbiórce dwóch budynków, z uwagi na tzw. zaburzenie statyki obiektów. Mówi się, że miała na to wpływ kradzież części prętów zbrojeniowych, które trafiły do pobliskiego skupu złomu. W kolejnych latach wyburzono następne domy, zmniejszając tym samym liczbę mieszkań do 408 (więcej przeczytacie tutaj).
Zobacz w całości dokument "Projekt Lunik":
Słowacka postapokalipsa
Brak jakichkolwiek perspektyw, zrujnowane bloki, piętrzące się hałdy śmieci, mieszkania, w których koczuje kilkanaście osób, brak mediów i wszechobecna nędza. Lunik IX przypomina bardziej rzeczywistość z "Mad Maksa" niż dzielnicę w drugim co do wielkości mieście europejskiego państwa.
- *Kiedy przed wyjazdem oglądaliśmy zrobione tam zdjęcia, nie chciało nam się wierzyć, że panują tam aż takie warunki. Podejrzewaliśmy nawet, że ktoś sfotografował po prostu najgorszy fragment dzielnicy, jakiś wycinek rzeczywistości. Okazało się, że faktycznie tak tam jest. Czasem nawet gorzej *– wspomina Grabowski.
Choć zarówno mój rozmówca, jak i jego koledzy niejedno już widzieli, Lunik zrobił na nich piorunujące wrażenie.
Pokazał im nóż
Do Luniku przyjeżdża wiele ekip telewizyjnych z całego świata, aby szukać taniej sensacji. Polscy filmowcy spędzili na miejscu tydzień, starając się nawiązać jak najlepszy kontakt z mieszkańcami. Choć nie było łatwo.
Na blogu Wojtek opisuje sytuację, kiedy pierwszego dnia chłopiec pokazał im nóż. Ostatniego dnia popytu ekipa grała z nim w piłkę.
- Czasem nie czuliśmy się zbyt pewnie. Zwłaszcza w momencie, kiedy mieliśmy wejść do któregoś z bloków. Dlatego przez pierwsze dwa dni wszędzie chodził z nami pracujący dla Salezjanów Marian, Rom mieszkający tam od 15 lat. Z czasem, kiedy mieszkańcy się do nas przekonali, sytuacja się uspokoiła.
Miejscowi sami podchodzili, witali się i chcieli rozmawiać albo zapraszali ekipę do domów.
- Na samym początku założyliśmy sobie, że nie będziemy nikomu płacić. Zależało nam, aby nasz dokument był najbardziej autentyczny i obiektywny.