Polacy rzucili się na remonty. Szelągowska pokazuje, że mieszkać ładnie może każdy
W ciągu ostatniego roku mieszkania i blokowiska chętnie zmienialiśmy na ogródki działkowe, domki czy kampery na skrawku zieleni. Dorota Szelągowska, która sama ma dom na Warmii, mówi, że Polacy szukają szczęścia poza dużymi miastami.
19.04.2021 12:34
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dorota Szelągowska z ogromnym sukcesem od lat wprowadza zmiany w mieszkaniach i domach Polaków. W "Totalnych remontach Szelągowskiej” robi to wszystko ze swoją ekipą zupełnie niespodziewanie dla bohaterów odcinka, korzystając z pomocy ich znajomych i przyjaciół. W rozmowie z Wirtualną Polską opowiada też, gdzie szuka wytchnienia od codzienności, jak pogodzić miliony projektów i wciąż czerpać z nich ogromną radość oraz czy czuje się Magdą Gessler remontów.
Magdalena Maksimiuk: Czy pani życie zmieniło się jakoś szczególnie w czasie pandemii?
Dorota Szelągowska: Pierwsze trzy miesiące, czyli ten twardy lockdown, spędziłam na Warmii. To było dla mnie i dla nas wszystkich zderzenie z nową rzeczywistością. Ja miałam jednak to szczęście, że w każdej chwili mogłam złapać za klamkę i wyjść na zewnątrz. W domu trwało prawdziwe szaleństwo. Sadzenie, robienie tarasu, malowanie. Po trzech miesiącach od razu wróciłam do pracy, więc od maja ubiegłego roku pracuję cały czas. Zmieniły się tylko warunki i fakt, że nauczyłam się bardzo doceniać to, że w ogóle mogę pracować, mieć zajęcie i dawać je ludziom. Doceniam to, że rozwija się moje biuro projektowe, że moja pracownia, gdzie zajmujemy się produkcją programów, wciąż funkcjonuje, że nagrywamy nowy sezon "Totalnych remontów Szelągowskiej" dla TVN. Dzisiaj praca jest przywilejem. Oczywiście jest trudniej przy zamkniętych sklepach budowlanych, przy braku asortymentu, dostawach, które się ciągle opóźniają, ale nie narzekamy.
I od tych wszystkich kłopotów dnia codziennego ucieka pani na Warmię?
Tam spędzam każdy wolny moment. Warmia to moje miejsce na ziemi i tam chciałabym kiedyś osiąść, to mój prawdziwy dom.
Wiele osób intensywnie oddających się swojej pracy, w czasie wolnym szuka od tego wytchnienia, ale nie pani.
Tak, remonty i wnętrza to moje jedyne zainteresowanie (śmiech). Literatura, którą czytam, strony internetowe, które przeglądam – wszystko jest o projektowaniu wnętrz. Może poza ulubionymi thrillerami i kryminałami, na które też od czasu do czasu znajduję chwilę. Ale projektowanie to moje życie, to kocham najbardziej. Jeśli tylko bym mogła, cały czas robiłabym remonty. Wciąż coś zmieniam, przemalowuję, przearanżowuję, burzę i stawiam na nowo. Tak to wygląda, nieustająco (śmiech).
Jak zmienia się podejście Polaków do remontów? Wciąż królują w naszych domach drewniana boazeria, pawlacze, meblościanki?
W ostatnim czasie zaczęliśmy remontować na potęgę. Widzę to od kilkunastu miesięcy. Wcześniej nie spędzaliśmy w domu tak dużo czasu. Wychodziliśmy do pracy, na spacery, do kina, ze znajomymi. Teraz to wszystko jest niemożliwe lub utrudnione, a niektórzy spędzają w domach 24 godziny na dobę. Musieliśmy się więc wziąć za zmiany. I to jest fajne, bo nawet małymi zmianami, przemalowaniem jednej ściany czy choćby przestawieniem mebli zyskujemy już bardzo dużo. Tak się ratujemy w trudnej sytuacji. Drugim trendem, który obserwuję, jest szukanie szczęścia poza dużymi miastami. Polacy szukają działek, na których można szybko postawić domek do 35 metrów, ale też takich, na których nie można nic wybudować, a da się postawić domek na kółkach, na który nie trzeba mieć żadnego pozwolenia. Odżywają też działki w miastach. I to jest wspaniałe.
Czy coś szczególnego sprawiło wam trudność przy realizacji tego sezonu "Totalnych remontów Szelągowskiej"?
Tych rzeczy jest mnóstwo, ale najczęściej zapominamy o nich, kiedy tylko uporamy się z problemem. Na przykład zaczynamy burzyć ścianę i okazuje się, że jest tam belka konstrukcyjna, więc muszę natychmiast modyfikować projekt, albo ze ściany odpada tynk, albo nie da się przesunąć instalacji w łazience... Krótkie pomiary robimy przed wejściem na plan, ale wtedy musimy być naprawdę bardzo sprawni, bo nigdy nie wiemy, kiedy do domu wrócą nasi bohaterowie. Jesteśmy od tego specjalistami. Prawda jest taka, że im więcej się wali, tym więcej mamy siły na doprowadzenie rzeczy do końca (śmiech).
Programy remontowo-wnętrzarskie prowadzi pani od lat, w jakimś sensie walcząc ze stereotypem kobiety na budowie, która na niczym się nie zna, może poza kolorem ścian. Niestety mimo upływu lat i zmiany mentalności, kobiety na budowach nie zawsze są traktowane poważnie.
Trafiłam w swoim życiu na takich ludzi, przy których nie musiałam niczego udowadniać. Czasem projektanci wnętrz wchodząc na budowę myślą o sobie w kategoriach: jestem mądrzejszy czy mądrzejsza od stolarzy czy majstrów. A nie są. Ja też nie jestem. Kartka zniesie wszystko i można narysować każdy projekt, ale ludzie, którzy są na miejscu i go realizują, wiedzą znacznie więcej i mają ogromne doświadczenie. Mam wielkie szczęście, bo pracuję z fantastyczną ekipą. Nigdy nie udaję, że wiem więcej niż Darek Stolarz, czy że jestem silniejsza niż Iwan albo Wiktor. My się naprawdę wszyscy bardzo liczymy ze swoim zdaniem i ze swoimi pomysłami i potrafimy przyznać, że ktoś miał lepszy pomysł, że lepiej wybrnął z trudnej sytuacji.
Kiedyś mieliśmy taki przypadek, że nie mieściła nam się szafka łazienkowa i nie wiadomo było, co zrobić, a czas uciekał. Zapytałam wtedy, z czego jest ścianka przylegająca do szafki, okazało się, że z gips-kartonu. Zaproponowałam, żeby wyciąć kawałek i wszystko się zmieściło, wyszło świetnie. Całej tej akcji wcale nie towarzyszyło zdziwienie, że przyszła tu nagle baba projektantka i się mądrzy, tylko zainteresowanie i chęć wypróbowania dobrego pomysłu. Nikomu przy chwaleniu kogoś nie spada korona z głowy.
Może na samym początku Darek Stolarz, jako bardziej konserwatywny, zastanawiał się, czy dam sobie radę i rzucał na ten temat żarty, ale to było zawsze z przymrużeniem oka. Zresztą największym hersztem na naszych budowach jest moja prawa ręka – Marika, jej się wszyscy boją (śmiech). Nikt z nas niczego nie udaje, nie musimy też sobie nic udowadniać. Dzisiaj, a właściwie przed pandemią, kiedy chodziłam na zakupy do Castoramy, między półkami widziałam mnóstwo kobiet. Może kiedyś decydowałyśmy wyłącznie o kolorze farby na ściany, ale teraz to naprawdę zupełnie inaczej wygląda.
Fajnie, jak ludzie żyją tak jak chcą i robią to, na czym się znają. Są przecież faceci, którzy nie lubią wiercić w ścianach i są faceci, którzy wspaniale gotują i zajmują się dziećmi. To samo dotyczy kobiet. Płeć ma znaczenie drugorzędne. Po prostu robienie czegoś na siłę jest niewskazane. Kobiety również robią świetne remonty – na rynku działają fantastyczne brygady złożone z samych kobiet.
Według jakiego klucza dobieracie historie i bohaterów, którzy są potem pokazani w "Totalnych remontach Szelągowskiej"?
Ja jestem tylko jednym z elementów tej oceny, swoje zdanie wyrażam tak naprawdę na koniec. Przede wszystkim decyduję, czy mieszkanie lub dom da się w ogóle wyremontować w czasie, jaki mamy. W programie nie jesteśmy w stanie robić remontów trwających wiele tygodni, ani remontów w domach o bardzo dużej powierzchni. Jeśli widzimy na przykład ogromny grzyb na ścianach, nie jesteśmy w stanie podjąć się zadania. Wszystkie zgłoszenia najpierw przechodzą przez TVN, każda ze zgłaszanych osób ma swoją historię, ale wspólnym mianownikiem jest to, że pokazujemy ludzi, którzy niosą dobro, robią coś, co dla kogoś jest naprawdę wyjątkowe, co zmienia czyjeś życie. Chcemy pokazywać widzom, że dobro jest, i że jest również w małych rzeczach. Nie trzeba być superbohaterem, żeby być bohaterem. No i zgłaszający, czyli znajomi, sąsiedzi, rodziny – to są ludzie – anioły, kłamią i ściemniają, żeby tylko niespodzianka się udała (śmiech). To wszystko naprawdę niesie nadzieję.
Zdaje sobie pani sprawę, że to przez panią Polacy zaczęli masowo utylizować europalety i przerabiać je na różne meble, no i dowiedzieliśmy się o istnieniu farby tablicowej?
(śmiech) Wiem i do tej pory ciągnie się za mną przezwisko "szara królowa". Ale szarość wcale nie króluje już w moich projektach, tablicówka też pojawia się tylko od czasu do czasu. Myślę, że jestem jakimś elementem zmiany, która następuje w Polakach. W telewizji i w internecie jest mnóstwo fantastycznych osób, które tę zmianę wzbudzają i pozwalają jej trwać. Oglądam to wszystko i czuję ogromną dumę. Również wtedy, gdy dostaję listy i maile od ludzi, którzy oglądają nasze programy i chcą się pochwalić jakimiś zmianami w swoim otoczeniu.
Kiedy w telewizji pojawił się program "Kuchenne rewolucje" Magdy Gessler, zaczęliśmy obserwować duże i ważne zmiany w naszych oczekiwaniach związanych z posiłkiem w dobrej restauracji. To była i wciąż jest prawdziwa polska rewolucja kulinarna. Dzięki pani zmieniamy podejście do tego, jak mieszkamy. Czuje się pani Magdą Gessler remontów?
(śmiech) Nie śmiałabym nawet, królowa jest tylko jedna i Magda miłościwie nam panuje. Poza tym Magda ma niebywałe wyczucie stylu i potrafi pięknie urządzać wnętrza, to jest nie do podrobienia.
Remontowała pani domy i mieszkania, pojedyncze pomieszczenia, pokazywała pani piękne miejsca w Polsce, co jeszcze przed panią? Jakie ma pani marzenie?
Rzeczywiście w programie "Tu jest pięknie" w TVN Style szukałam pięknych okolic i inspiracji, bo sama chciałabym mieć takie miejsce, w którym mogę gościć ludzi. Miejsce na wynajem to moje marzenie od dawna, zwłaszcza że kocham gościć ludzi, kocham gotować i projektować, więc byłoby to połączenie tych wszystkich aktywności. Jeśli taki proces się zacznie, to bardzo chciałabym go pokazać. Lubię strzec swojej prywatności, ale jeśli chodzi o sytuacje wnętrzarskie, jest zupełnie odwrotnie i jestem w tym względzie absolutną ekshibicjonistką! (śmiech)