"Pokonani" w krainie okrucieństwa, czyli o tym, co działo się w Berlinie po wojnie
Gwałty, trupy, gruz i ludzie, którzy musieli się w tym wszystkim jakoś odnaleźć - tak mniej więcej wygląda sceneria nowego serialu Canal+ - "Pokonani". Widzieliście reklamy w tv? Warto sprawdzić, o co chodzi.
08.01.2021 | aktual.: 03.03.2022 04:03
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Co działo się w Berlinie dosłownie tuż po zakończeniu drugiej wojny światowej? Nad tym debatowali scenarzyści nowego serialu współprodukowanego przez Canal+. "Pokonani" rozgrywają się w mieście, w którym nie opadł jeszcze kurz po ostatnich bombardowaniach kulminacyjnych momentów drugiej wojny światowej. Filmowcy do tej pory wyjątkowo rzadko pokazywali nam ten wycinek historii.
To nie jest ten powojenny Berlin podzielony murem, po którym będzie ścigał się Henry Cavill z Armiem Hammerem w "Kryptonim U.N.C.L.E". Berlin z "Pokonanych" jest jak czyściec, w którym działo się wielkie zło, które wcale nie zakończyło się wraz z formalnym pokonaniem Hitlera.
Jest lato 1946 roku. Do Berlina dociera amerykański gliniarz - Max McLaughlin (w tej roli Taylor Kitsch). Wydaje się mu, że będzie miał proste zadanie. Musi przekazać swoją wiedzę amatorom, którzy tworzą w amerykańskim sektorze posterunek policji. Szybko okazuje się, że Max ma do czynienia z totalnymi żółtodziobami. Grupą funkcjonariuszy przewodzi Elsie Garten (znana doskonale w Niemczech Nina Hoss), która przed wojną zajmowała się nauką. Elsie, jak wiele kobiet po wojnie, musi przejąć obowiązki mężczyzn, którzy zginęli na frontach. Ciężar odbudowy miasta spada na barki kobiet takich jak ona.
Co jest wyjątkowo trudne i to z wielu powodów. Berlin podzielony jest na cztery sektory, a każdy wydaje się innym wszechświatem. Nie wszyscy żołnierze ogarniają postanowienia traktatów politycznych i wchodzą do sektorów jak do siebie, zabijając przy tym przypadkowych ludzi. Policjanci, z którymi do czynienia ma Max, nie mają praktycznie nic. Żadnego wyposażenia, o broni w ogóle nie wspominając. Nie ma i zasad, według których można by wskazywać ludziom, co jest złe, co jest przestępstwem.
Więc z jednej strony Berlin próbuje wskrzesić w sobie życie po Hitlerze i nazistach, z drugiej miasto toczy jak choroba okrucieństwo. Gwałty i morderstwa - takich spraw są tysiące, o czym szybko dowiaduje się Max.
McLaughlin musi wypracować z Elsie rozsądne zasady i schematy działania policji. Musi też poradzić sobie z traumą przeszłości. Do Berlina trafia nie tylko z przydziału, ale z prywatnych pobudek. Próbuje znaleźć starszego brata, Moritza, który brał udział w wyzwalaniu Dachau i widział najprawdziwsze piekło wojny. Moritz traci zmysły i zaczyna polowanie na nazistów, którzy uniknęli do tej pory kary... A do tego wszystkiego w mieście działa Wytwórca Aniołków - doktor, który pomaga zgwałconym kobietom w zamian za okrutne przysługi.
Po pierwszych dwóch odcinkach trudno jednoznacznie ocenić, czy "Pokonani" to zła czy dobra produkcja. Zdecydowanie twórcy rozumieją, że w pierwszych odcinkach trzeba przyciągnąć uwagę widza konkretami. Wprowadzić ich w świat na tyle mocno, że człowiek nie zaśnie, dopóki nie dowie się, jakie jest rozwiązanie kryminalnej zagadki.
Trudno jednak nie oprzeć się wrażeniu, że w "Pokonanych" wątków jest... zbyt wiele. Przynajmniej na sam początek. Psychotyczny brat, krzywdzone kobiety, gwałty, morderstwa, wieszanie, wybuchy, do tego jeszcze początki rozgrywek zimnej wojny między Amerykanami i Rosjanami, do tego tajemnica Wytwórcy Aniołków... Dzieje się tam, oj dzieje. A przypominam, że mówimy o dwóch pierwszych odcinkach.
Serial zapowiada się intensywnie, mówiąc dyplomatycznie. Bo co wywołuje większą i gorętszą dyskusję niż historia o tym, że poza nazistami byli dobrzy Niemcy, którzy nie mogli się pogodzić ze złem, z jakim będą kojarzeni już na zawsze? Dodajmy do tego przebijające zewsząd okrucieństwo, wyrażane choćby tekstami, że w powojennym Berlinie "możesz mieć polską dziewicę za puszkę fasoli".
Twórcy mimo to pokazują uniwersalną historię, że zło jest złem i nie można go przypisać tylko do jednej osoby, grupy społecznej, do jednej nacji. Jeśli ktoś potrzebuje dodatkowej zachęty, by sprawdzić, jak poprowadzono ten serial, to trzeba podkreślić, że twórcy to Björn Stein i Måns Mårlind, którzy stali za "Mostem nad Sundem". To już solidna marka.
Serial jest dostępny na Canal+ od stycznia.