Pocztówka z Polski

Czy można zrobić komiks o relacjach polsko-żydowskich, który nie posługiwałby się stereotypami? Modan zdaje się twierdzić, że nie. Na szczęście, świadoma szkodliwości stereotypów, posługuje się nimi przewrotnie. Już na pierwszych stronach widzimy grupę licealistów podróżujących z Izraela do Polski. Dzieciaki zmierzają na Marsz Żywych, w programie mają "w poniedziałek Treblinkę, we wtorek Majdanek, w programie komory gazowe". Kiedy opiekun uczniów dowiaduje się, iż babcia głównej bohaterki nie jest ocaloną z Holocaustu, wydaje się rozczarowany. "Szkoda" - mówi - "bez osobistych wspomnień trudno przyciągnąć uwagę młodzieży".

Pocztówka z Polski
Źródło zdjęć: © komiks.wp.pl

12.06.2013 | aktual.: 29.10.2013 17:22

Same dzieciaki są zresztą mało zainteresowane Marszem i dokazują sobie dokładnie tak, jak nastolatki na całym świecie. Nauczyciel musi ryknąć by je uspokoić i mało przekonująco wyjaśnia, że "są bardzo poruszone". Autentycznie poruszone widzimy je na ostatnich stronach komiksu. Po zwiedzeniu obozów wracają do ojczyzny. Przybite, zapłakane, milczące. Być może są teraz grzeczniejsze i bardziej świadome, ale czy naprawdę musiały się dowiadywać o okrucieństwie świata w tak młodym wieku?

Główne bohaterki - starsza Regina i jej wnuczka Mika - przyjeżdżają do Warszawy z oczywistych (przynajmniej dla Polaków) powodów. Chcą odzyskać utracone mienie - Regina wspomina mętnie o jakiejś fabryce, podaje adres dzisiejszego Hiltona, twierdzi, że jej rodzina zostawiła w Polsce wielkie bogactwo. Prawda okazuje się jednak o wiele bardziej prozaiczna. Przed wojną Regina miała polskiego kochanka. Rozdzielili ich konserwatywni rodzice dziewczyny, nie wyobrażali sobie, by urodziła dziecko Polakowi. Teraz staruszka chce go odnaleźć i przekazać mu ważną wiadomość. Całe to gadanie o odzyskiwaniu bogactwa jest tylko na pokaz, by usprawiedliwić przed innymi wyprawę do Polski.

Modan nie opowiada więc historii rozliczeniowej, a miłosną. Wojna, Holocaust, wielka historia są tu tylko tłem. Ważnym, gdyż mającym wpływ na bohaterów - ich losy i spojrzenie na świat - ale wciąż tłem. Kluczowym okazuje się być sympatyczny, subtelny wątek Reginy i Romana, kochanków, którzy spotykają się po dziesięcioleciach. Najważniejsze dla nich nie są pieniądze, bogactwa i mieszkania, ale uczucia i wspomnienia. I możliwość spotkania w warszawskim Fotoplastikonie, w którym Roman prosi o pokazanie tych samych zdjęć, co przed wojną. Jest w tym nawet nieco naiwności, wprost z seriali telewizyjnych. Wątek romantyczny trafia się każdemu bohaterowi pierwszoplanowemu "Zaduszek. Nie tylko Reginie, ale i Mice, która poznaje przystojnego, warszawskiego rysownika, a nawet Awramowi - wścibskiemu i upierdliwemu Izraelczykowi, który długo zdaje się być negatywnym bohaterem komiksu. Koniec końców nawet on okazuje się zwykłym poczciwcem, zabiegającym po prostu o serce kobiety.

Ciekawe jest w "Zaduszkach" spojrzenie na Polskę i Warszawę. Modan, potomkini polskich Żydów, bardzo zależało, by nie opowiedzieć typowej historii o złowrogim wielkim mieście gdzieś na rubieżach Europy. W efekcie przegina w drugą stronę. Jej Polska to zatopione w historii państwo, w którym wszystko wygląda pięknie. Zaś sama Warszawa to urocze knajpki w prywatnych mieszkaniach i Fotoplastikon obsługiwany przez miłego pana. Jak z pocztówki! Przypadkowy mężczyzna poznany w barze okazuje się być przewodnikiem po getcie. W wolnym czasie zajmuje się rysowaniem powieści graficznej o powstaniu warszawskim i wspominaniem sielskiego dzieciństwa na wsi przy granicy z Ukrainą. "Ciągną się tam kilometry lasów, można przez nie wędrować miesiąc i nie spotkać żywej duszy, tylko zwierzęta, czasami nawet niedźwiedzie" - opowiada, a Modan ilustruje to obrazkiem chłopca biegnącego przez las ze swym ukochanym psem. Wszyscy też wciąż wspominają warszawskich Żydów - Miki przez przypadek bierze nawet udział w ulicznej inscenizacji
łapanek, choć nie jest do końca jasne, czemu miałaby się taka odbywać pod koniec października (swoją drogą jesień w Polsce też wygląda w "Zaduszkach" bardzo ładnie).

To, w połączeniu z telenowelową fabułą, sprawia, że "Zaduszki" czytane przez Polaka mogą wybrzmieć nieautentycznie. Niczym historia o mieście, którym chciałaby być Warszawa i życzliwych, zakochanych ludziach, którymi wszyscy chcielibyśmy być. W tym idealnym świecie zdarzają się tarcia, ale nie ma miejsca dla ludzkiej małości. Wszyscy wciąż wspominają getto i tęsknią za warszawskimi Żydami, a najostrzejszym przejawem antysemityzmu jest przywołanie stereotypu bogatego (ale i pracowitego!) Żyda. Stosunki pomiędzy oboma narodami są proste, jakby niektóre epizody wspólnej historii nigdy się nie wydarzyły, a wszystkie komplikacje wzięły się z komicznych nieporozumień.

Trochę szkoda, gdyż w "Ranach wylotowych" Modan pokazywała, że potrafi spojrzeć głębiej, dostrzec niuanse i niezagojone rany. Padały tam trudne pytania, na które nie ma prostych odpowiedzi. W "Zaduszkach" odpowiedzią na wszystko zdaje się być "miłość" i choć brzmi to pięknie, to także banalnie. Chyba jednak nie ma co za bardzo narzekać. Wszak nie codziennie wpływowi zagraniczni artyści przedstawiają Polskę w tak pozytywnym świetle.

Zainteresowany twórczością Rutu Modan?Przeczytaj nasz wywiad z artystką.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)