"Pistol": anarchia i chaos. Destrukcyjna siła Sex Pistols wciąż fascynuje
O tym serialu było głośno jeszcze na długo przed premierą. Punkowy – to najkrótsze określenie "Pistol" i nie ma w nim przesady. Jednych będzie fascynował, innych odpychał, ale, co najważniejsze, fanów Sex Pistols z pewnością obojętnymi nie pozostawi.
10.06.2022 | aktual.: 13.06.2022 07:48
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
O Sex Pistols powstała niejedna publikacja i niejeden film. Ba, powstają nadal. Nie ma się czemu dziwić - zespół, który stał się nie twarzą, a ikoną punka, fascynuje w równym stopniu jego fanów, jak i kolejnych twórców. Ale jeśli w najbliższym czasie mielibyście obejrzeć produkcję, która przedstawia jego historię, niech to będzie "Pistol".
Pierwszym argumentem przekonującym do tego kroku niech będzie Danny Boyle. Trudno wyobrazić sobie, by historię ikony punka mógł na warsztat wziąć kto inny. Oscarowy reżyser ma na koncie szereg nagród i produkcji, które śmiało można określić mianem kultowych. Jak mało kto też potrafi opowiadać historie, w których najważniejszą rolę i pierwsze skrzypce gra muzyka. "Pistol" usatysfakcjonuje tych, którzy w muzycznych biografiach domagają się "mięsa"- czy raczej pozostając w punkowej estetyce – krwi. Bo tego dosłownie i w przenośni nie brakuje. Bo serial przywodzi na myśl raczej wpomnienie "Trainspotting" niż "Yesterday" z bogatego portfolio Boyle'a.
"Pistol" jeszcze zanim na dobre pokazał się widzom, zresztą jak sami Sex Pistols, wzbudzał kontrowersje. Przeciwko realizacji serialu protestował nawet... John Lydon, czyli Johny Rotten. Muzyk ponadto wytoczył pozostałym członkom zespołu proces, by uniemożliwić wykorzystanie muzyki Sex Pistols w serialu. Ostatecznie przegrał w sądzie (a ci, którzy liczyli na kolejną reaktywację zespołu, muszą pogodzić się z rozczarowaniem). Anson Boon, który wcielił się w Rottena, nie krył żalu, że nie mógł liczyć na rady od Johhny’ego w kwestii budowania roli. Charakterystycznego śpiewu i ekscentrycznego zachowania uczył się z archiwalnych koncertowych nagrań. Ale trzeba jednak przyznać, że trudno o lepszą i bardziej punkową reklamę serialu.
"Pistol" zadebiutował 31 maja na Hulu. Jednak ci, którzy nie mają dostępu do platformy, nie muszą się głowić, jak go zdobyć. Serial znajdzie się w ofercie wchodzącego na polski rynek Disney+ (który będzie dostępny już od 14 czerwca). I choćby dla tej produkcji (oprócz oryginalnych produkcji giganta) warto wykupić subskrypcję.
"Rolling Stone" ogłosił, że "Pistol" to najbardziej zbliżona do prawdy biografia. Oczywiście, nie brakuje w niej uproszczeń, skrótów myślowych i wątków, które mają jeszcze bardziej zabarwić fabułę. Jak choćby podkoloryzowany romans łączący Steve’a Jonesa i Chrissie Hynde, przyszłą liderkę zespołu The Pretenders.
Mimo wszystko krytycy są zgodni, że Boyle’owi udało się uchwycić ducha Sex Pistols. I - Nie chodzi nam o muzykę, chodzi nam o chaos - mówi Steve w serialu i nie da się zaprzeczyć, że o ten chaos chodziło także reżyserowi. - Chciałem stworzyć ten serial, by jak najbardziej był wierny chaosowi i manifestowi Sex Pistols.
"No future" - bo o to chodzi, choć początkowo pada głównie w związku z przyszłym hitem Sex Pistols "God Save The Queen", kiedy tylko się pojawia, sugeruje, że zespół zmierza do nieuchronnej destrukcji, a nad nim wisi widmo rozpadu. Zresztą, ten numer właśnie wybrzmiewa obok "Pretty Vacant" czy "Anarchy in the UK" wyjątkowo wymownie.
"Pistol" pojawia się w momencie, kiedy triumfy popularności święci właśnie ten kawałek. I jak na ironię, z okazji platynowego jubileuszu panowania królowej Elżbiety II. Numer, który miał być nowym hymnem młodego brytyjskiego pokolenia. Pokolenia dzieciaków z klasy robotniczej, którzy nie mając przyszłości, chcą wstrząsnąć nudnym, skorumpowanym establishmentem.
"God save the Queen", który brytyjską monarchię porównuje do faszyzmu, a królowej nie określa nawet człowiekiem, szturmem wdarł się w 1977 r. na listy przebojów, akurat, kiedy Elżbieta II świętowała srebrny jubileusz. Wówczas stacja BBC zabroniła jej nadawania. Dziś, po 45 latach punkowy protest song króluje na serwisach streamingowych.
Trudno w takim przypadku nie skusić się na szybką lekcję z punkowej historii, którą właśnie daje "Pistol". To raz mniej, raz bardziej chaotyczny rajd przez krótką, acz kultową historię Sex Pistols. Akcja toczy się w latach 1975-1978 i zawiera w sobie wszystkie kluczowe momenty kariery zespołu - wzloty i upadki, a przede wszystkim bezczelną prowokację.
Boyle’owi udało się oddać ducha czasów. A także ducha ówczesnych nastolatków i tego, co nimi targało w Wielkiej Brytanii u schyłku lat 70. Zręcznie udało mu się ująć i nastroje ówczesnych młodych i bezkompromisową, bezczelną modę, która wówczas była w rozkwicie.
- Dorastałem w podobnym robotniczym środowisku jak Steve i reszta chłopaków. Jesteśmy w dokładnie tym samym wieku i tak jak oni mam obsesję na punkcie muzyki – cytuje reżysera "New York Times".
Ową obsesję czuć właściwie od pierwszych sekund serialu. "Pistol" jest naszpikowany kultowymi dziś scenami koncertów Davida Bowiego czy Hawkwind, które Boyle podaje jako bezpośrednie inspiracje zespołu (i niewątpliwie jego samego). To z pewnością hołd dla muzyki, choć nie do końca samych Sex Pistols.
Reżyser przedstawia ich jako jeśli nie zagubionych, to zwichrowanych chłopaków, którzy jednocześnie się nienawidzili i nie mogli bez siebie żyć (chemia, która wytwarza się również między aktorami świetnie się sprawdza na ekranie), a stali motorem napędowym rewolucji młodych.
Oś fabuły oparta na perspektywie gitarzysty Steve’a Jonesa w tym serialu nie powinna dziwić - "Pistol" powstał na podstawie właśnie jego książki, "Lonely Boy: Tales From A Sex Pistol". Nie spodziewajcie się więc narracji Johnny’ego Rottena czy powtórki historii z "Sid i Nancy" ze znakomitym zresztą Garym Oldmanem w roli Viciousa.
W serialu widzowie są wprawdzie świadkami rozbłysku (destrukcyjnego zresztą) gwiazdy Sida Viciousa i jego głośnego związku z Nancy Spungen. Do dziś niewyjaśniona sprawa jej śmierci, o którą zresztą został oskarżony Vicious, to zaledwie wątek poboczny, choć i tak dramatyczny, kończący się śmiercią basisty. Vicious to tutaj raczej przeciwwaga dla Jonesa.
Niemniej, serial wciąga i co więcej, ów chaos, który mu przyświeca, z odcinka na odcinek staje się coraz bardziej uwodzicielski. Sceny koncertowych bójek, schadzek i narkotycznych przygód są na tyle obrazowe, że można powiedzieć tylko jedno - to nie jest rozrywka dla całej rodziny.
Z pewnością to jedna z najbardziej niegrzecznych muzycznych biografii, jakie powstały w ostatnim czasie. A swój urok zawdzięcza niewątpliwie dobrze dobranej, nieopatrzonej jeszcze młodej obsadzie. Choć Louis Partridge, Anson Boon i Louis Patridge nie mają szans pamiętać wybryków Jonesa, Rottena i Viciousa, nieźle weszli w swoje role i zostawili w nich sporo serca. Niespodzianką niech pozostanie Maisie Williams w roli punkowej prowokatorki Jordan - którą skutecznie zrywa z łatką Arii Stark z "Gry o tron".
Podsumowując: "Pistol" to raczej strzał w dziesiątkę niż strzał w kolano. Nie jest laurką Sex Pistols, ale z pewnością hołdem dla kultowego "Never Mind The Bollocks". Jeśli to pozycja obowiązkowa w waszej płytotece, to "Pistol" jest świetną lekturą uzupełniającą.