Kraśko mówi o naciskach w "Wiadomościach". Wskazuje dwa wydarzenia
- Kiedy słyszę zarzut, że ktoś w jakiejś stacji telewizyjnej rzekomo "przestawił wajchę" i inaczej opowiada o Polsce i świecie, to więcej to mówi o tym, kto to mówi, niż o samej stacji - mówi Wirtualnej Polsce Piotr Kraśko, od 5 lat w TVN, a od roku - prowadzący głównie wydanie "Faktów".
Sebastian Łupak: Według polityków PiS, Piotr Kraśko oraz pana koleżanki i koledzy z TVN24 to przedstawiciele warszawskiej elity, oderwani od życia prawdziwych Polaków. To prawdziwy opis?
Piotr Kraśko: O każdej stacji telewizyjnej świata można powiedzieć, że studio telewizyjne jest tam ładne, nowoczesne i odległe od życia zwykłych ludzi. Jeśli ktoś wejdzie do studia stacji Fox News, to stamtąd jest bardzo daleko do życia biednych Amerykanów, którzy stracili pracę i mieszkają od lat w przyczepie campingowej w Luizjanie.
W TVN24 pracują ludzie, którzy przyjechali tutaj z przeróżnych miejsc i codziennie pokazują życie setek różnych ludzi. Relacjonują to, co dzieje się w Sejmie, ale i najmniejszej miejscowości, jeśli wydarzyło się tam coś, co nas wszystkich poruszyło. Jeśli bylibyśmy oderwani od problemów Polaków, to nie mielibyśmy tak wiernych widzów i takiej oglądalności.
Politycy i wyborcy PiS uważają, że manipulujecie przekazem na korzyść opozycji.
Kiedy słyszę zarzut, że ktoś w jakiejś stacji telewizyjnej rzekomo "przestawił wajchę" i inaczej opowiada o Polsce i świecie, to więcej to mówi o tym, kto to mówi, niż o samej stacji. TVN24 i "Fakty" TVN to - moim zdaniem - grupa najbardziej doświadczonych dziennikarzy ze wszystkich stacji newsowych w Polsce. Zbyt wiele lat pracowali na swoją pozycję i miejsce w zawodzie, żeby zawieść zaufanie widzów. A stracić je można jednego dnia.
To jest, wbrew pozorom, bardzo prosta praca – trzeba zweryfikować to, co mówią politycy i powiedzieć, jak jest. Trzeba stać po stronie faktów. To, że mamy różne poglądy, to jest OK, ale nie możemy mieć różnych faktów.
PiS przejął najpierw media publiczne (TVP, Polskie Radio), a teraz poprzez zależny od rządu Orlen sieć gazet i portali od Polska Press. Zapowiedział też ustawę o podatku od mediów. Czy takim – wrogim wobec wolnych mediów - politykom należy w ogóle udostępniać forum w mediach niezależnych?
Rozumiem te emocje.
Donald Trump mówił rzeczy niewyobrażalne, np. stał obok prezydenta Rosji i mówił, że bardziej wierzy jemu, niż amerykańskim służbom wywiadowczym. I dalej jego konferencje w CNN transmitowano, choć wielu Amerykanów też zadawało wtedy pytanie, po co?
Mamy obowiązek przedstawić wypowiedź wszystkich polityków i je weryfikować. Zadawać takie pytania, które przedstawią prawdziwy obraz sytuacji, a nie podążać za partyjnym przekazem dnia. Jeśli nie wymagalibyśmy od polityków odpowiedzialności za słowa – to źle wykonywalibyśmy naszą pracę.
Na ile jednak praca dziennikarza jest skuteczna? Przepytywał pan np. kardynała Dziwisza, który w rozmowie z panem kluczył. Miał pan poczucie niedosytu?
I to jakie! Myślę, że w tej rozmowie padły dość oczywiste pytania. A to, że odpowiedzi brzmiały: ”nie wiem”, ”nie pamiętam”, ”nie znam sprawy” czy ”dowiaduję się od pana”, pokazywało jakąś rzeczywistość. Widzowie mogli wyciągnąć swoje wnioski i wyrobić sobie własne zdanie.
Wielu polityków PiS także przyjęło stratę unikania odpowiedzi na pytania dziennikarzy.
Są politycy partii rządzącej, którzy unikają rozmowy z mediami. Wolałbym, żeby zdobyli się na odwagę i zweryfikowali swoje widzenie Polski w dyskusji z nami.
Strategia jakiegokolwiek rządu, polegająca na odmowie udzielenia odpowiedzi, jest niedopuszczalna. To są przecież ludzie pracujący za pieniądze podatnika. To obywatele dali im możliwość rządzenia państwem i decydowania o ich losie. To jest przywilej, ale i obowiązek wytłumaczenia się ze swoich decyzji. Politycy mają obowiązek wyjaśnić krok po kroku, co robią, co jest prawdą, co manipulacją, jakie rozmowy były prowadzone i co w publikowanych teraz mailach jest prawdą, a co nie.
Politycy PiS mówią, że ludzie, którzy ich krytykują czy dopytują, ”wpisują się w strategię tych, którzy chcą zniszczyć Polskę”. A Polskę niszczą raczej ci, którzy podejmują nieodpowiedzialne decyzje.
W tej sytuacji my, dziennikarze, musimy po prostu wykonywać swoją pracę: zadawać te same pytania po raz drugi, trzeci, piąty, dociskać i drążyć. Jeśli politycy uciekają od odpowiedzi, to dla widza to jest czytelny sygnał.
Politycy opozycji, z KO czy Lewicy, są stale krytykowani przez media publiczne. A potem przychodzą do was i dalej ich dociskacie. Niektórzy widzowie uważają, że lepiej im trochę odpuścić, skoro i tak propaganda rządowa codziennie ich ośmiesza i starszy nimi Polaków...
Takie jest nasze zadanie i sympatie polityczne nie mają tu znaczenia. Rzetelne i obiektywne media to podstawa demokracji. Każdy kraj potrzebuje wiarygodnych mediów, które będą zadawały trudne pytania. Minister, który popełnia poważny błąd będzie o ten błąd pytany. Tak samo, jak polityk opozycji. Oczywiście, inny jest poziom odpowiedzialności człowieka, który sprawuje władzę, a inny polityka opozycji. Ale dziennikarze mają obowiązek zadawać takie pytania, jakie wszystkim politykom chcieliby zadać widzowie siedzący przed telewizorem.
PiS tłumaczy, że musiał przejąć media narodowe, TVP i Polskie Radio, czy teraz gazety Polska Press, żeby zachowana została równowaga medialna, która przedtem była rzekomo zachwiana na korzyść PO.
W 2015 r. PiS szedł do władzy, zapowiadając, kto straci pracę w TVP. Jeden z tygodników na okładce informował, że ówczesne "Wiadomości" kłamią na skale niespotykaną od stanu wojennego i prowadzą do medialnego zamachu stanu.
Ten jeden jedyny raz skierowałem sprawę do sądu, bo chodziło o wiarygodność i pracę całego zespołu, czyli bardzo wielu ludzi. W procesie nie dowiedziono żadnej manipulacji, kłamstwa i nierzetelności. Żadnego. W obu instancjach sprawa została wygrana.
W czasie, gdy byłem szefem ”Wiadomości”, prezes Juliusz Braun wykonał do mnie dwa telefony w sprawie zawartości programu. Pierwszy dotyczył premiery książkowej, i pytania, czy moglibyśmy ją jakoś zauważyć, a drugi festiwalu teatralnego. Jedną sugestię zrealizowaliśmy, a drugiej nie.
Więc nie ma co budować opowieści o zmianach wynikających z potrzeby równowagi, bo to nie może polegać na tym, że dziennikarze będą mówić to, co się podoba jakimś politykom. Mają rzetelnie wykonywać swoją pracę. Tylko tyle i aż tyle.
Uważa pan, że czeka nas wkrótce w Polsce orbanizacja mediów, czyli sytuacja, gdy około 80 procent mediów znajdzie się pod kontrolą partii rządzącej?
Wydaje mi się to mało prawdopodobne. Polacy kochają wolność i nie dadzą się zniewolić. Jeśli politycy przekroczą pewne granice, to stracą też władzę.
Pamiętam pewne doświadczenie z Forum Ekonomicznego w Krynicy. Był tam pewien wicepremier z czasów gabinetu Jerzego Buzka. Chodził po Krynicy: jaki on był wtedy ważny, jak mu się wszyscy kłaniali, jakie posady rozdawał. Dziś nikt o nim nie pamięta.
Lekcja? Każda władza przemija.