Pieskie życie funkcjonariusza. W Polsce wciąż nie ma obowiązku opieki nad psim emerytem
Po 9 lub – jeśli zdrowie pozwoli – nawet więcej latach pracy, kończy się ich służba. Odchodzą bez pożegnania, odprawy, poczucia bezpieczeństwa. Nie należy im się od państwa nic: lekarz, opieka ani dom. Policyjne psy i konie po prostu schodzą z ewidencji.
Zakup psa dla policji to około 5-6 tysięcy złotych, następne koszty to specjalistyczne szkolenie: nawet kilkanaście tysięcy. Potem taki czworonożny funkcjonariusz otrzymuje ok. 350 zł "na miskę", a jego przewodnik ok. 150 zł dodatku do pensji miesięcznie. Ale któregoś dnia przecież ta służba się kończy. Kontuzja, choroba czy zwykła, czekająca każdego funkcjonariusza starość kończy karierę w policji. Kto wtedy da "na miskę"?
- Koń i pies są środkami przymusu bezpośredniego, środkami trwałym w ewidencji. Jeśli zwierzę zachoruje, jest zdejmowane z tej ewidencji jak zepsuta broń. W tym przypadku jest traktowane bardziej jak rzecz niż jak żywe stworzenie – mówi Sławomir Walkowiak ze Stowarzyszenia Zakątek Weteranów, miejsca, gdzie psy i konie "spoza ewidencji" spędzają jesień życia. Walkowiak jest emerytowanym policjantem, przez wiele lat był przewodnikiem psów tropiących we Wrześni. Dziś jest skarbnikiem Zakątka.
Zakątek ma być odpowiedzią właśnie na te problemy. Miejsce założone i prowadzone przez wolontariuszy, utrzymywane z darowizn, jest domem dla tych, którzy już nie mogą pracować. Czworonożni weterani znajdują tu bezpieczną przystań po latach ciężkiej i niebezpiecznej służby.
Gdy spędzam dzień w Zakątku, poznaję Herę, emerytowaną specjalistkę od zapachu narkotyków. Do dziś węszy po wszystkich kątach, ale wzrok już nie ten… Piękny długowłosy owczarek o imieniu Leo kiedyś pracował podczas patroli i przy interwencjach z agresywnymi ludźmi, wymaga dyscypliny i odpowiedniego podejścia. Jest ciekawskim i towarzyskim psem, ale nie odnalazłby się w bloku na kanapie. Maleńki Bono kiedyś był specjalistą w rozpoznawaniu zapachu narkotyków, jest niezwykle zwinny i pełen wigoru. Reaguje żywo na małe zamieszanie w spokojnym Zakątku, trudno uwierzyć, że jest… kompletnie ślepy.
Stoimy pośrodku zielonego gospodarstwa otoczonego kojcami dla psów, stajnią dla koni, wybiegiem i padokiem. Sławomir Walkowiak wraz z prezesem Zakątka Grzegorzem Chmielewskim (także emerytowanym policjantem, koordynatorem ds. wykorzystania psów i koni służbowych w woj. wielkopolskim) i Szymonem Piaskowskim (wiceprezesem, czynnym policjantem, jeźdźcem Zespołu Konnego Komendy Miejskiej Policji w Poznaniu) opowiadają nam o losie zwierząt, które są wycofywane ze służby. A jak wygląda ta służba?
- Popularne rasy w służbie polskiej policji to owczarki belgijskie i wszelkie "mieszanki" tej rasy, są odważne i sprawne – tłumaczy Sławomir Walkowiak. – Do pracy z materiałami wybuchowymi potrzebne są psy spokojne takie jak labradory czy golden retrievery. Do wyszukania zapachu narkotyków często angażuje się małe rasy, którym łatwiej kontrolować samochody – kończy i dodaje, że sam wyszkolił małego Jacka Russela teriera.
Są różne określone rodzaje służby psów policyjnych. Prezes Zakątka, Grzegorz Chmielewski, wylicza:
- Psy patrolowe pracują na ulicach albo przy zabezpieczaniu meczów. Są środkami przymusu. Psy patrolowo-tropiące są używane do tropienia śladów ludzkich. Inni "funkcjonariusze" to psy do wyszukiwania zapachu narkotyków, zapachu materiałów wybuchowych czy zapachu zwłok.
Dzisiaj w polskiej policji jest około tysiąc psów we wszystkich kategoriach. Koni jest ponad 50.
- Konie w policji służą jako środek transportu oraz jako środek przymusu – tłumaczy Szymon Piaskowski. – Spychają i rozdzielają tłumy na meczach czy manifestacjach. Gdy 12 koni stanie w szeregu… to budzi respekt – przekonuje jeździec z poznańskiej komendy.
- Koń musi być wysoki i odważny, nie może być płochliwy. Idealny "funkcjonariusz" po szkoleniu nie reaguje na ogień i petardy – zachwala Sławomir Piasecki.
Koń w policji "służy" kilkanaście lat. Jego "emeryturą" państwo polskie już się nie interesuje, a koszty utrzymania zwierzęcia są wielokrotnie wyższe niż w przypadku psa. Sam hotel dla konia to przynajmniej tysiąc złotych miesięcznie, a koszty leczenia? Piaskowski tylko kręci głową.
- Czasem na ulicy podchodzi do mnie ktoś i deklaruje, że chętnie przygarnie konia po jego służbie. Niestety z ewidencji wycofywane są konie często schorowane, kulejące. Nimi nikt już nie chce się opiekować.
Kto i jak może zatem adoptować konia czy psa po "służbie"? Z końmi sprawa jest oczywista: musi być zapewnione miejsce dla nich i brak oczekiwań, że będą w stu procentach sprawne. A psy? Czy każdy może je przygarnąć i zrobić z nich pupila? Prezes Chmielewski wykłada statystyki:
- Rocznie wycofywanych ze służby jest od 100 do 150 psów. Do Zakątka trafia ok. pięciu z nich. Zazwyczaj przewodnicy zabierają "swoje" psy do domów, jeśli tak się nie dzieje – stajemy na głowach, by zapewnić im opiekę w Zakątku, lub szukamy dla niego odpowiedzialnego opiekuna-przewodnika.
Gdy przewodnik lub ktokolwiek inny odbierze psa-weterana, policja nie ma już wobec niego praw ani obowiązków. Nie może kontrolować jego losu i dobrobytu, nie daje także ani złotówki na jego leczenie i utrzymanie.
Sławomir Walkowiak mówi o złożonym problemie adopcji psich weteranów: - Niektórzy, widząc labradora, myślą "co może zrobić taki labuś?". A to jest pies całe życie szkolony do aportowania, musi ciągle mieć coś w pysku, bezwiednie niszczyć, nie może leżeć bez nadzoru na kocyku. Wyglądają na niedołężne staruszki, ale to psy potrafiące zrobić w domu rewolucję.
Polscy widzowie znają policyjne psy z popularnych seriali kryminalnych. Austriacko-niemiecko-włoski telewizyjny serial "Komisarz Rex” zyskał ogromna popularność nad Wisłą, do tego stopnia, że powstał jego polski odpowiednik. Teraz najnowszą produkcją o przyjaźni policjanta i czworonożnego funkcjonariusza jest serial "Hudson i Rex” emitowany od 5 września na Stopklatce. Stopklatka chcąc wspierać polskich psich weteranów, zorganizowała konkurs, w którym można zgłosić swojego pupila do miana "polskiego Reksa". Dzięki temu Zakątek otrzyma datek za każdego zgłoszenie. Zakątek wspiera także Marcin Dorociński, aktor zaangażowany w walkę o ochronę i prawa zwierząt.
A co z państwem? Co mówią przepisy i prawo? Kto według ustawy ma wziąć odpowiedzialność za czworonożnych weteranów?
- Nie ma żadnych uregulowań prawnych, nie istnieje emerytura dla tych zwierząt – mówi mi Grzegorz Chmielewski. - Szukamy strategicznego sponsora, uważamy, że tym sponsorem powinno być państwo. Wystosowaliśmy petycję do ministerstwa, było kilka tysięcy podpisów. Już raz dostaliśmy odpowiedź, że "nie ma sprzyjającej ku temu aury". Teraz znowu spróbujemy i ponownie skierujemy tę petycję, bo tym tematem wreszcie ktoś musi się zająć.
- Tych uregulowań nie było nigdy i nie należy tej sytuacji przypisywać którejkolwiek ze stron politycznych. Teraz jest okazja, by się wykazać, ktoś może być pierwszy – dodaje.