Pierwszy taki film Netfliksa w Polsce. "Odważył się wpuścić nas do swojego świata"
- Pisząc scenariusz do filmu, wydawało nam się, że młodzi ludzie już nie używają homofobicznego języka, że nie są wobec siebie przemocowi w szkołach, że to się już nie dzieje - mówi w rozmowie z WP Marta Karwowska, reżyserka filmu "Fanfik" dla Netfliksa. To pierwsza produkcja tej platformy opowiadająca o transpłciowości.
Magda Drozdek, Wirtualna Polska: Z perspektywy mediów widzę, jak niełatwo jest pisać o transpłciowości, niebinarności, bo nie chcemy używać języka, który będzie dyskryminował, krzywdził, często wpadając w jakieś językowe pułapki. Jak wyglądał więc proces pisania scenariusza?
Marta Karwowska: Nie potrafię powiedzieć, czy było łatwo, czy trudno. Dla mnie samo pisanie scenariusza jest wyzwaniem. Wiesz, o kim chcesz opowiedzieć. Chcesz poprowadzić swojego bohatera przez jakąś podróż i to się musi opowiedzieć na ekranie. Tosiek ma prawo do swojej historii. Chcieliśmy, by usłyszano jego głos. Wspominasz o kwestii językowej - zwracanie uwagi na język jest ogromnie ważne, bo to, w jaki sposób się pisze, wpływa na to, co ludzie myślą, jak traktują różne sprawy.
Jest w tym wasza duża odpowiedzialność. Z drugiej strony myślę sobie, że tak lubimy się pochylać nad tym, że wykonujemy jakąś pracę, staramy się na przykład używać odpowiednich zaimków i super, że to robimy, ale to tylko ułamek tego, z czym mierzą się osoby, które są w mniejszościach, które są wykluczane, czy są ofiarami mowy nienawiści.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Fanfik" to precedens. Takiego filmu Netflix w Polsce jeszcze nie miał.
Tak, Netflix robił już filmy o nastolatkach, ale to pierwsza produkcja o osobie transpłciowej. Trochę żałuję, że ten film nie powstał kilka lat temu, gdy premierę miała książka Natalii Osińskiej. Z drugiej strony obserwujemy to, co dzieje się w przestrzeni publicznej. Jest tak wiele do zrobienia... Pisząc scenariusz do filmu, wydawało nam się, że młodzi ludzie już nie używają homofobicznego języka, że nie są wobec siebie przemocowi w szkołach np. ze względu na orientację seksualną, że to się już nie dzieje. Ale dzieje się cały czas, co jest potworne.
Staliście się rodziną na planie?
Tak, myślę, że to nie będzie naciągane. Świetną robotę zrobiły reżyserki obsady, czyli Joanna Ślesicka i Julia Popkiewicz – to one zbudowały trzon klasy, czyli te 8 osób, które są kluczowe w historii Tośka. Wszyscy dużo razem pracowaliśmy przed rozpoczęciem zdjęć i stało się tak, że młodzi aktorzy w pewnym momencie zaczęli funkcjonować jak prawdziwa klasa licealna. W tatę Tośka wcielił się Dobromir Dymecki. Intuicja podpowiadała mi, że będzie idealny do tej roli. Że stworzy postać ojca, który kocha swoją Tosię, a następnie kompletnie nie rozumie i nie akceptuje faktu, że Tosia znika i pojawia się Tosiek. Pod warstwą niezrozumienia kryje się jednak szczera miłość i Marcin jest w stanie wyjść poza swoje ograniczenia, poza ból i żałobę, by zobaczyć swoje dziecko takim, jakim ono naprawdę jest.
Postać taty jest niezwykle ważna i mam takie wrażenie, że jest odzwierciedleniem wielu rodziców w Polsce i nie tylko. Przeżywa szok, a potem krok po kroku akceptuje swoje dziecko. Tak, jakby ktoś wziął rodzica za rękę i pokazał, że to może też tak wyglądać, że to nie muszą być zawsze straszne, traumatyczne historie o odrzuceniu.
Bardzo bym chciała, żeby to tak zostało odebrane. Sama jestem mamą młodszych dzieci i wiem, jak to jest. Nam, rodzicom, jest czasem bardzo trudno. Staramy się, nawalamy, próbujemy i nam nie wychodzi. Czasem potrzebujemy, żeby ktoś nas przytulił i powiedział, że wszystko jest OK i nawet, jak sobie nie radzisz, to próbuj dalej. Wszystko jest z tobą w porządku.
Musimy porozmawiać koniecznie o Alin, bo te niesamowicie hipnotyzujące oczy to coś, co każdy zapamięta. Jak wyglądała wasza współpraca?
Alin na castingu zelektryzował wszystkich. Ma w sobie coś takiego, że gdy wchodzi do pomieszczenia, to wszyscy od razu zwracają na niego uwagę. Wiedzieliśmy, że trzeba za tym iść. Alin nie jest osobą po szkole aktorskiej. Zależało mi, żeby mógł przygotować się do zdjęć, ale też żebyśmy mogli się lepiej poznać. To bardzo otwarty, niesamowicie wrażliwy, empatyczny człowiek. Zrobił taką niezwykłą rzecz, która cały czas bardzo mnie wzrusza, czyli odważył się wpuścić nas do swojego świata. Dla mnie to jest bardzo heroiczne. Taki rodzaj uczciwości i odwagi, które pozwalają ci pokazać swoje wewnętrzne przeżycia. Muszę powiedzieć o dwóch osobach, które bardzo pomogły w tym procesie. To Kaya Kołodziejczyk, nasza choreografka, która pracowała z Alin z ciałem i Joanna Halszka Sokołowska, która pracowała z nim nad głosem i wyrażaniem emocji.
Co jest dla ciebie najważniejsze w tym projekcie?
Spotkanie z Alin. I proces, na który się odważył, a w którym mogłam mu towarzyszyć. I to, że ja również odważyłam się na kilka rzeczy. Można napisać sobie scenę, która dzieje się w zwolnionym tempie i gdzie płynie rzeka złotego brokatu, ale natychmiast w głowie słychać głosik, który mówi: "nie rób tego, to tandetne. Ludziom się to nie spodoba". Ale odcinam się od tego głosu. Jest w "Fanfiku" kilka scen, które bardzo lubię i której na mnie działają. Jak scena, kiedy ojciec Tośka tańczy na imprezie. To taki moment dla dorosłych, który pokazuje, że my też mamy prawo nie dawać rady. Możemy starać się, przegrywać, upadać i znowu wstawać. Że na tym to wszystko polega.
Jesteś gotowa na komentarze: "Ciekawe, co ona by zrobiła, gdyby jej dziecko zmieniło płeć"?
Nie wiem, co bym zrobiła w takiej sytuacji. Nikt nie może na 100 proc. powiedzieć, co by zrobił, dopóki taka sytuacja się nie wydarzy. Wiem, jak chciałabym zareagować. Mam ten przywilej, że jestem po terapii, w trakcie której nauczyłam się opiekować sama sobą. I tego, co to znaczy być dorosłym rodzicem dziecka. Wiele osób w naszym kraju nie umie być dorosłymi. To jest nasz największy problem. Nie zaopiekowano się nami, więc nie wiemy, jak opiekować się innymi. Mam nadzieję, że potrafiłabym zachować się jak kochający dorosły, czyli przyjąć to, co się dzieje i z tym nie walczyć. Nie ma co zaprzeczać, zasłaniać oczy i mówić, że czegoś nie ma. Obok jest nasze dziecko, które mierzy się z czymś bardzo, bardzo trudnym i potrzebuje nas. Tak po prostu.
Myślisz, że film może w jakiś sposób wyjaśniać, czym jest transpłciowość?
Pokazujemy dopiero ten pierwszy moment, gdy nastolatek zaczyna rozumieć, co się z nim dzieje. Nie ma tu szeregu konsekwencji, w tym medycznych czy prawnych. "Fanfik" to film o odnajdywaniu siebie. O daniu sobie prawa do bycia takimi, jak to czujemy. O odnajdywaniu swojej tożsamości. O relacjach z bliskimi.
Pisząc scenariusz, trafiliśmy na dokument Denisa Parrota z 2018 roku pt "Coming out", który ukazywał historie osób nieheteronormatywnych z całego świata. Wszystkie te opowieści łączyło jedno: potrzeba akceptacji rodzica. Czujesz, że to, co przeżywasz jest prawdziwe i idziesz z tym do rodzica, bo potrzebujesz takiego namaszczenia. W tym dokumencie pokazano, że nie wszyscy rodzice wykazują się zrozumieniem. Że są historie pełne agresji, przemocy i odtrącenia. Że czasem nawet ci, którzy mają w sobie empatię, nie są w stanie zrozumieć swojego dziecka.
Chcieliśmy w "Fanfiku" pokazać, jak ważne dla Tośka będzie wsparcie taty. Byłoby pięknie, gdyby tak rozwijały się historie rodzin nie tylko w filmie. Może się uda i za parę lat, gdy my, dorośli, zaczniemy dbać o siebie, to prawdziwie zadbamy też o innych.
W najnowszym odcinku podcastu "Clickbait" bierzemy na warsztat finały tegorocznej Eurowizji, rozprawiamy o "Yellowstone" z Kevinem Costnerem oraz polecamy trzy książki, od których nie będziecie mogli się oderwać w maju. Możesz nas słuchać na Spotify, w Google Podcasts, Open FM oraz aplikacji Podcasty na iPhonach i iPadach.