Piękność na Antarktydzie
08.03.2010 13:30, aktual.: 29.10.2013 16:14
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dzieło Dominica Seny jest ekranizacją komiksu Grega Rucki i Steve'a Liebera. Rucka, to na dzień dzisiejszy jeden z najzdolniejszych amerykańskich scenarzystów komiksowych, twórca takich serii jak "Gotham Central" (opowiadającej o życiu zwykłych gliniarzy, w rządzonym przez Batmana i Jokera Gotham City)
czy "Za Królową i Ojczyznę" (jednej z najciekawszych serii sensacyjnych ostatnich lat)
. Komiksowy pierwowzór przyjęty został z dużym entuzjazmem. Chwalono nie tylko sprawnie opowiedzianą intrygę, ale też rysunki Liebery, który świetnie poradził sobie z oddaniem chłodów Antarktyki, i kreację głównej bohaterki - twardej i zdeterminowanej pani szeryf, która pilnuje porządku w najzimniejszym miejscu na planecie. Co więc stało się, że ekranizacja ciepło przyjętego komiksu spotkała się z solidarnym potępieniem amerykańskich krytyków (film ma ledwie 7 procent pozytywnych recenzji według serwisu RottenTomatoes.com)?
Przede wszystkim zawiodło aktorstwo. Z rolą twardej pani szeryf bardzo średnio poradziła sobie Kate Beckinsale - etatowa piękność hollywoodzkiego kina akcji, znana przede wszystkim z występu w serii "Underworld". Carrie Stetko w jej wykonaniu jest miękka i delikatna. Nieco zbyt dziewczęca jak na arktyczne mrozy, które ją otaczają. Backinsale świetnie sprawdza się w dodanej na siłę scenie pod prysznicem, lecz po prostu nie przekonuje, gdy jej bohaterka ma rywalizować z mężczyznami w bardzo męskim zawodzie. Szkoda, że twórcy filmowego scenariusza postanowili mieszać w materii oryginału. Komiksowa pani szeryf być może nie była tak śliczna jak Backinsale, ale miała w sobie charyzmę, dzięki której potrafiła przykuć uwagę czytelnika. Była postacią z krwi i kości, w którą nietrudno uwierzyć. Świetnie też spisywała się w lekko zabarwionym homoseksualizmem wątku znajomości z przysłaną z kontynentu panią śledczą. W filmie panią zastąpiono panem, a cała chemia tamtej relacji uleciała.
Nie najlepiej poprowadzono też scenariusz. Pomimo wielu wielkich słów o zabójczej potędze mrozu, w "Zamieci" nie znalazła się żadna scena, która by rzeczywiście zmroziła czytelnika. Raz tylko, gdy bohaterka traci odmrożone palce, można się wzdrygnąć i pożałować jej losu, zazwyczaj jednak filmowa Antarktyda wygląda bardzo łagodnie, niemal idyllicznie. W budowaniu napięcia nie pomaga brak wiary w widza i łopatologicznie poprowadzona intryga kryminalna, której rozwiązania można się domyślić na długo przed końcem filmu.
Nie znaczy to jednak, że "Zamieć" jest filmem zupełnie nieudanym. To po prostu kolejny amerykański przeciętniak jednorazowego użytku. Kryminał ani na moment niewykraczający poza ramy gatunku. Świetny do obejrzenia i zapomnienia. Dla kogoś, kto zna komiksowy oryginał, może to być rozczarowujące. Jednak widz bez tego bagażu otrzymuje dokładnie to, czego powinien się spodziewać - sprawnie zrealizowane kino kryminalne z ciekawymi sceneriami.