"Piękni i bezrobotni" bawią i smucą. Górski testuje poczucie humoru Polaków

"Piękni i bezrobotni" to momentami zabawna, ale i gorzka refleksja o Polakach koło pięćdziesiątki, którym nie wyszło na wolnym rynku. Robert Górski i Mikołaj Cieślak na pewno nie stracą tym serialem swoich oddanych fanów. Na powtórkę fenomenu "Ucha Prezesa" nie ma jednak co liczyć.

"Piękni i bezrobotni" trafili na antenę 6 marca
"Piękni i bezrobotni" trafili na antenę 6 marca
Źródło zdjęć: © Polsat fot. Aleksandra Mecwaldowska

06.03.2021 23:00

"Piękni i bezrobotni" to autorski pomysł na serial komediowy Roberta Górskiego. Serial opowiada o ludziach upokarzanych przez system, którzy się nie poddają. W każdym odcinku bohaterowie serialu szukają sposobów, żeby odwrócić swój los. Tyle teorii. Jak jest w praktyce?

Przed sobotnią premierą o "Pięknych i bezrobotnych" mówiło się najczęściej w nawiązaniu do Roberta Górskiego. Ale tak samo jak "Ucho Prezesa", nowy serial bazuje na kontraście dwóch uzupełniających się osobowości. Innymi słowy, Górski jako Roman bez swojego serialowego brata Gwidona (Mikołaj Cieślak) wiele by tu nie zdziałał.

Roman i Gwidon to para życiowych nieudaczników, którzy wpadli w długi po serii nieudanych inwestycji i fatalnych pomysłach na biznes. Jakby tego było mało, Roman zaciągnął kredyt na mieszkanie dla córki, który okazał się studnią bez dna.

Dwa pierwsze odcinki "Pięknych i bezrobotnych" wpisują się w hasło promocyjne Polsatu, że to "śmieszna komedia o nieśmiesznym życiu". Przy czym poziom żartów jest bardzo nierówny. Polityczne aluzje z pewnością spodobają się fanom "Ucha Prezesa", podobnie jak komentarze do bieżących tematów społecznych. "No nic nie poradzę, ja na czarnoskórego zawsze będę mówił murzyn, bo tak zostałem wychowany" – mówił w drugim odcinku Gwidon, gdzie odgrywał rolę typowego boomera.

Zdarzały się też żarty, które w różnych środowiskach mogą wywołać kontrowersje. Na pewno nie każdemu spodoba się dowcip o papieżu, który "musiał umrzeć, żeby zostać świętym". Albo o pracowniku technologicznego start-upu, który dla swojego szefa "mógłby zostać gejem".

W większości przypadków "Piękni i bezrobotni" to jednak gagi żywcem przeniesione ze sceny kabaretowej do rzeczywistych scenerii. Żarty komentujące i piętnujące przywary Polaków i poszczególnych grup zawodowych. Dostało się pracownikom urzędów ("Nikogo nie ma w informacji, bo jest 13, a urząd pracuje do 16. Poza tym jest środa, czyli mały weekend. Urzędnicy też mają swoje rodziny…") i strażnikom miejskim (wystawił mandat za nielegalny handel, a wystarczyło dać mu łapówkę). Banksterom i młodemu pokoleniu, które gardzi starszymi.

Dostało się nawet ekipie telewizyjnej, która tak zmontowała rozmowę z Romanem i Gwidonem narzekającym na życie w Polsce, że wyszła z tego pochwała dla działań rządu.

Czy "Piękni i bezrobotni" zaspokoją głód fanów tęskniących za "Uchem Prezesa"? W jakimś stopniu na pewno. Po pierwsze, z powodu obecności Górskiego i Cieślaka, ale także wyrazistych drugoplanowych postaci (np. Wojciech Kalarus i Anna Karczmarczyk), bez których "Ucho Prezesa" też nie miałoby racji bytu. Po drugie, autorzy dowcipów robią mniej więcej to samo, co w poprzednim hicie – komentują i wyśmiewają bieżące tematy i sytuacje, które są bliskie wielu Polakom. Czasem jadą po bandzie, ale też przerysowują pewne zjawiska (infolinia Urzędu Spraw Nagłych odpowiada po 734 dniach), by ukazać ich absurd.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (14)