Piękna, odważna, niezależna. Kim jest Eliza Michalik?
Pracowała w Superstacji 12 lat. Odeszła, bo kanał należący do Zygmunta Solorza rezygnuje w ogóle z polityki. Kim jest publicystka Eliza Michalik?
06.06.2019 | aktual.: 06.06.2019 13:06
Jest jedną z najbardziej inteligentnych i błyskotliwych polskich publicystek. Odważna, bezkompromisowa, z mózgiem i charakterem. Odchodzi z Superstacji, bo należący do Zygmunta Solorza-Żaka, właściciela Polsatu, kanał całkowicie rezygnuje z polityki. A Michalik jest wszak komentatorką i dziennikarką na wskroś polityczną.
Kto zna jej obecne poglądy, może się zdziwić, że jeszcze kilka lat temu ta liberalna i otwarta kobieta walczyła z feministkami z pozycji konserwatywnej katoliczki. Ale przeszła światopoglądową woltę. Z dziennikarki związanej z prawicowymi mediami, wojującej z tzw. lobby homoseksualnym i feministkami, w ciągu kilku lat stała się ostrą recenzentką polskiego Kościoła i polityków prawicy. Dziesięć lat temu konserwatywna katoliczka, dziś jest ewangeliczką po rozwodzie.
Kącik homofoba
Jeszcze jako licealistka publikowała w lokalnej gazecie - "Panoramie Pilskiej", ale prawdziwego dziennikarskiego warsztatu uczyła się w narodowej "Gazecie Polskiej", do której trafiła w 2003 roku.
W rubryce o wiele mówiącym tytule ”Kącik homofoba”, publikowała wyjątkowo zaciekłe felietony przeciwne osobom o odmiennej orientacji seksualnej i ich działaniom na rzecz równouprawnienia. Niektóre teksty Elizy Michalik były ponoć tak ostre, że nie trafiały nawet na łamy prawicowej gazety. Po prostu autorka upokarzała homoseksualistów.
Michalik pisała także dla ”Wprost”, katolickiego magazynu "Ozon" oraz "Gościa Niedzielnego” (o ekonomii). W 2005 roku popadła w konflikt z naczelnym ”Gazety Polskiej” Tomaszem Sakiewiczem i odeszła z redakcji.
- Chciałam odejść w spokoju, ale się nie udało. Z tego środowiska bardzo ciężko się wychodzi, bo ono nie potrafi człowieka tak po prostu wypuścić. Musi zlinczować, zgnoić, opluć - mówiła.
Oskarżenia o plagiat
Po raz pierwszy oskarżono ją o plagiat w 2003 roku. Dziennikarka warszawskiej "Gazety Lokalnej", Hanna Harasimowicz-Grodecka, oskarżyła Michalik o wykorzystanie obszernych fragmentów jej artykułów z 2001 roku. Stołeczna dziennikarka doczekała się przeprosin redakcji ”Gazety Polskiej” po tym, jak zagroziła jej procesem.
Afera plagiatowa z jeszcze większą siłą wybuchła w 2007 roku, kiedy za sprawdzanie oryginalności tekstów Michalik wzięli się internauci. W tamtym czasie publicystka blogowała na stronach Salonu24.pl. W komentarzach coraz częściej zaczęły się pojawiać zarzuty o kopiowanie innych autorów. Negatywne opinie, usuwane przez Michalik, z czasem zaczęły trafiać na specjalnie dedykowaną jej stronę - Eliza Watch, na której internauci porównywali wpisy Michalik z tekstami źródłowymi.
W efekcie w 2007 roku Salon24.pl zakończył współpracę z dziennikarką.
Rozwód i Biedroń
Jej światopoglądowa przemiana była długim procesem. Nie bez znaczenia było m.in. rozstanie dziennikarki z mężem, źle odebrane przez katolickich współpracowników z redakcji.
O Kościele Michalik mówi dziś tak: - Zobaczyłam w nim małostkowość, chciwość, fałsz, żądzę pieniądza i żądzę władzy. Mogłam sama siebie okłamywać, że tego nie ma, że są dobrzy księża... Ale co z tego, że są? W mafii pewnie też są dobrzy ludzie. Przyszedł taki moment, kiedy powiedziałam: nie chcę być w takiej instytucji, nie chcę ich firmować własnym nazwiskiem.
Innym przełomowym wydarzeniem w jej życiu było spotkanie z… Robertem Biedroniem
- Pisałam teksty zwalczające lobby homoseksualne, a potem poznałam Roberta Biedronia i jego środowisko. Przekonał mnie, że nie miałam racji, i przyznałam to. Podobnie z feminizmem, Kościołem i podatkami - opowiadała Michalik. - Inaczej patrzy się na świat mając 20, a inaczej mając 30 lat.
Dlaczego jednak przez tyle lat była tak blisko Kościoła? Tłumaczy to katolickim wychowaniem - wzrastała w domu z tradycyjnym podziałem ról. Była bezrefleksyjną katoliczką. W końcu odeszła od Kościoła Katolickiego, choć nie do końca porzuciła wiarę. Odnalazła się w kościele ewangelicko-reformowanym.
Szpile i gilotyna
W Superstacji, do której trafiła w 2007 roku, Michalik zyskała drugie zawodowe życie. Występowała w trzech programach: "Szpile", "Gilotyna" i "Nie ma żartów", w których atakowała idee, których niegdyś broniła. Jej dziennikarski styl budził kontrowersje, głównie za sprawą agresywnego języka. Po tym, jak obraziła na wizji Nelly Rokitę pytaniem: "czym kieruje się mężczyzna, poślubiając taką kobietę jak pani?", wiele osób zarzuciło jej po prostu chamstwo.
Była bezkompromisowa. O polskim antysemityzmie pisała: - Polacy mordowali swoich Żydowskich sąsiadów w sposób zorganizowany, bez przymusu ze strony nazistów, z własnej woli, chciwości i podłości. Nie tylko w Goniądzu i Jedwabnem, ale wielu innych polskich miejscowościach. Taka jest prawda, a nie taka, jak chcielibyśmy, żeby była.
A tak mówiła o znaczeniu Matki Boskiej dla ludzi niewierzących: - Matka Boska to jest postać anegdotyczna, która coś znaczy jedynie dla katolików, czyli pewnego wycinka obywateli. Dla ludzi, którzy nie są katolikami, Matka Boska jest na równi z Baśniami Braci Grimm i opowieścią o Czerwonym Kapturku. Zupełnie nie rozumiem żadnych zapisów o uczuciach religijnych.
Dla prawicy stała się więc wojującą feministką, lewaczką, a jej ateizm, zdaniem Frondy, doprowadził ją do rzekomego ...obłędu.
Poza pracą w Superstacji pisała równocześnie felietony do ”Magazynu” Gazety Wyborczej, a także na stronie KOD – koduj24.pl. Wydała także książkę ”Szpile”.
Krytykować PZPR w PRL
W 2015 roku rozstała się z rozgłośnią RDC, w której prowadziła program ”Bez pudru”. Okazała się zbyt kontrowersyjna dla tej publicznej stacji.
Pytała wtedy na głos: – Czym różni się dziś krytykowanie Kościoła od krytykowania PZPR w czasach Polski Ludowej, skoro za jedno i drugie można wylecieć z roboty?
Z kolei 4 czerwca tego roku, po 12 latach pracy w Superstacji, zdecydowała się odejść. Jak wyjaśnia, powodem jest zmiana profilu stacji i usunięcie z niej tematów politycznych.
”Ponieważ nie wyobrażam sobie wykonywania mojej pracy bez podejmowania tematów politycznych, to była oczywista, naturalna i jedyna możliwa decyzja”.
Dodaje, że mimo wszystko wciąż wierzy w wolność słowa w Polsce: - Nieskrępowana możliwość wyrażania własnych opinii, także, a nawet przede wszystkim krytycznych wobec rządu, jest tlenem i krwiobiegiem demokracji. A jej ograniczanie groźnym zwiastunem ograniczania praw obywatelskich. Nie ma wolnego zdrowego społeczeństwa bez możliwości mówienia, co się myśli, bez oglądania się na cenzurę.
Nigdy nie akceptowała autocenzury, ani zawodowego strachu kolegów i koleżanek po fachu.
Zauważa: ”W Polsce, wielu publicystów zanim wypowie swoją opinię na jakiś temat, w pierwszej kolejności zadaje sobie mnóstwo niewłaściwych pytań. "Czy mi się to opłaci", "Na kogo wyjdę, jeśli to powiem?", "Jak to zostanie odebrane?", "Czy to pomoże czy zaszkodzi politykom/partii, którą lubię?", "Co z tego będę miał?", "Czy mi to zaszkodzi?", "Komu się nie spodoba?", "Czy nie wychylę się za bardzo?", "Jeśli to powiem, zostanę sam... albo wyjdę na głupka...".
Tymczasem rasowy publicysta powinien zadawać sobie inne pytania: Czy to prawda? Co naprawdę o tym myślę? Jak to widzę? (ja, a nie wszyscy dookoła) oraz kluczowe: Czy jest w interesie publicznym to powiedzieć?”