Festiwal absurdów
To już chyba tradycja, że dotarcie do hotelowej recepcji jest nie lada wyzwaniem. Nie inaczej było i tym razem. Rozenek musiała pokonać mini labirynt, aby w końcu dotrzeć do celu. Po zameldowaniu prowadząca ruszyła do swojego pokoju. Gdy stanęła w jego progu, oniemiała z przerażenia.
- O matko, jak tu jest brzydko! Tu wszystko jest fatalne... - stwierdziła gwiazda, przyglądając się wszystkiemu ze strachem.
Przygnębiające wnętrze, brak szafy, nieświeża pościel, przytłaczające poczucie zamknięcia i sauna, z której wydobywał się nieprzyjemny zapach - to jeszcze nie wszystkie absurdy, jakie miał w zanadrzu Łapigrosz. Dwuosobowy pokój bardziej przypominał sypialnię przygotowaną dla dzieci na koloniach niż miejsce w porządnym hotelu. "Przyjemność" spędzenia noclegu w tych warunkach kosztowała 100 złotych, ale w cenę nie wliczono oczywiście śniadania, za które właściciel kazał zapłacić dodatkowo 18 złotych.
- Wy tu macie warszawskie ceny! A co my jesteśmy na placu Zbawiciela?! (...) Apartament małżeński dla 3 osób. Ja do tej pory, i mając doświadczenie, jeśli chodzi o małżeństwa, jeszcze nigdy w trzyosobowym nie byłam - wyliczała kolejne atrakcje Rozenek, przeglądając ofertę hotelu.
Nic więc dziwnego, że klienci omijali ten zajazd szerokim łukiem...