Nikt nie wierzył w jej wokalne umiejętności
Patrycja Kosiarkiewicz urodziła się 19 lipca 1972 roku w Zielonej Górze. Jak sama wielokrotnie powtarzała, już jako mała dziewczynka chciała zostać gwiazdą estrady. Na domowym magnetofonie nagrywała swoje wersje największych przebojów Madonny i Sandry.
- Mam paręnaście lat, rzężący magnetofon Kasprzak wyrzuca z siebie przeboje lat 80., a ja wykonuję ekwilibrystyczny duet z Madonną w tle. Ubrana w specjalnie na tę okazję uszytą sukienkę, całkiem przekonująco (w porównaniu z oryginałem) śpiewam utwór "Heaven can wait" piosenkarki wówczas bardzo popularnej - Sandry na międzyszkolnym konkursie. Ku utrapieniu sąsiadów, ciągle śpiewam. Jadę na jakiś festiwal piosenki angielskiej naśladując moja ukochaną Sade. To mój pierwszy kontakt z profesjonalnym jury - wspominała.
Niestety, wbrew pozorom nikt nie zachwycił się jej talentem i nie podzielał entuzjazmu Kosiarkiewicz. Ona jednak postanowiła się nie poddawać i nadal starać się zaistnieć w branży muzycznej. Jako nastolatka szkoliła swój głos pod okiem profesjonalistów w lokalnych domach kultury i uczyła się gry na gitarze. Nic z tego, sukces wciąż znajdował się poza zasięgiem początkującej wokalistki.
- Uczę się standardów jazzowych, śpiewam je do kotleta, wyjeżdżam do Holandii. Okazuje się, że szukali nie wokalistki, ale dziewczyny do łóżka, wracam - pisze na swojej oficjalnej stronie internetowej.