Parodiują Patryka Vegę. Borys Szyc jako reżyser "Polityki"
Nowy serial komediowy "Mały Grand Hotel" w reżyserii Bartosza Konopki w pierwszym odcinku parodiuje zachowanie i styl bycia reżysera Patryka Vegi.
Mały, podupadający hotelik gdzieś na polskiej prowincji. Jego dyrektor uznaje, że trzeba będzie nakręcić film reklamowy, żeby na powrót przyciągnąć gości. Wybór pada na ekscentrycznego polskiego reżysera Patryka Wargę. Z wyglądu, głosu i gestów, przypomina on reżysera "Polityki". W hotelowym barku spotyka się on z miejscową prostytutką (w tej roli Kinga Preis). Znają się dobrze. Sparodiowania Vegi podjął się Borys Szyc. Zobaczycie to w pierwszym odcinku serialu komediowego Canal + "Mały Grand Hotel".
WP rozmawia z reżyserem serialu Bartoszem Konopką.
Sebastian Łupak: Patryka Vegi ostatnio wszędzie pełno. Jego słynne wystąpienia - rzekomo z hotelu w Tokio, gdzie mówił z ukrycia do polityków PiS - aż się proszą o parodię.
Bartosz Konopka: Vegę jest łatwo sparodiować, bo jest go w mediach dużo i łatwo go zobaczyć. Trochę się tego baliśmy. Zadzwoniłem do Borysa Szyca. On powiedział, że przez lata ma tyle obserwacji na temat różnych reżyserów, że chętnie by to zagrał.
Vegę wybraliście celowo?
O to trzeba pytać scenarzystów. Ja osobiście cenię i szanuję jego drogę. Nie parodiuję go z zazdrości czy złośliwości. To jest bardziej opowieść o uniwersalnym reżyserze – egocentryku, jakich wiele. Ale Vega to wdzięczny obiekt. Borys łatwo w to wszedł. Mam nadzieję, że Vega ma dystans do siebie i będzie się z tego śmiał.
Poza Szycem, kto jeszcze występuje w serialu z aktorów profesjonalnych?
M.in. Kinga Preis, Łukasz Simlat, Mateusz Damięcki, Katarzyna Kwiatkowska czy Piotr Cyrwus. Powstanie w sumie 8 odcinków, właśnie kończymy ostatnie.
Był pan dotąd znany z poważnych, ciężkich filmów jak "Lęk wysokości" czy "Krew Boga". A tu taki lekki serial komediowy?
"Krew Boga" to poważny, posępny, apokaliptyczny dramat. Ale teraz próbuję wrócić do czegoś lżejszego. Płodozmian jest dobry. Dobre są zmiany między sacrum a profanum, między postem a karnawałem, między dramatem i komedią. Szukam jasności, światła i dystansu do życia. Robiłem już komediowy serial "Aż po sufit" dla TVN czy film komediowy "Z łóżka powstałeś". Po "Krwi Boga" poczułem, że kino lubi międzygatunkowość. Warto mieszać gatunki. Trzeba pokazać jak najwięcej odcieni życia. Ludzie powoli mają dosyć wyłącznie mroku, wolą, jak twórcy bawią się konwencjami. Trzeba na ekranie używać i absurdu, i specyficznego poczucia humoru.
To ma być serial komediowy z ambicjami?
Początkowo miał się nazywać "Zajazd Polski" i dziać się gdzieś przy drodze, tzw. gierkówce. Ale ja nie chciałem robić drugiego "Świata według Kiepskich". Powiedziałem: zróbmy coś ze smakiem! Nie jestem radykałem i wiem, że ludzie lubią różne rzeczy, w tym "Kiepskich", ale nie robiliśmy sitcomu dla Polsatu. Chciałem to podnieść oczko wyżej, szukać lepszych wzorów. Zaproponowałem więc tytuł "Mały Grand Hotel", w nawiązaniu do filmu "Grand Budapest Hotel" Wesa Andersona. Nie dogonimy tego wzorca i nie zżynamy z niego, ale ustaliliśmy sobie pewną podobną konwencję.
Zmuszenie widza do śmiechu nie jest łatwe…
Jak grasz w komedii, to musisz grać na poważnie. Zobacz Marka Koterskiego. On mówi swoim aktorom: nie myślcie o śmiechu! Wy się czujecie źle, jesteście ofiarami losu, a życie jest niesprawiedliwe.
Jak się pracuje z zawodowymi kabareciarzami, którzy grają tu z zawodowymi aktorami?
Ja nie śledzę na co dzień kabaretu, ale zacząłem sprawdzać Paranienormalnych i Ani Mru Mru. To jest jednak kabaret wyższych lotów. Praca z nimi nie jest ustrukturalizowana. Siadamy razem i pracujemy. W Polsce nie dopuszcza się raczej aktorów do współtworzenia filmu, ale ja uważam, że powinno się aktorów zapraszać do współpracy już na etapie scenariusza, że oni także powinni rozpisywać dialogi dla swoich postaci. I nasi kabareciarze tak robią. To jest zupełnie inna energia niż w normalnej pracy filmowej. Nie pomysły z jednej głowy, ale z pięciu.