Rozpętała się medialna burza
Początkowo współpraca obu aktorów układała się bez zarzutu. Przed laty Mariusz Czajka postanowił pomóc koledze w jego karierze i odgryźć się krytykującym teledysk Pana Yapy internautom.
- Żal mi się człowieka zrobiło, łzy miał prawie w oczach. Powiedziałem, że czas odpowiedzieć tym sku*** i coś zrobić razem. Zdradził mi swój pomysł: stary aktor, czyli on, siedzi ze swoim kotem Lulem i rozmawiają. Po paru dublach przeraziłem się, bo Yapa odwalił totalną amatorkę. Pomyślałem, że trzeba to ratować i zacząłem reżyserować cały projekt - zaczął Czajka.
Paradoksalnie, poważne problemy pojawiły się, gdy na kanale Japa TV opublikowano pierwszy odcinek programu. Wideo wywołało ogromne poruszenie wśród jego widzów. Polacy znów przypomnieli sobie o Panu Yapie, a do autora wideo zaczęły napływać zaproszenia do porannych programów telewizyjnych.
- Po tygodniu okazało się, że odniósł wielki sukces w internecie. I w tym momencie zrozumiałem, że człowiek oszalał. Wziął kukiełkę pod pachę i poszedł do telewizji, gdzie nie wspomniał nawet o mnie. Powiedziałem mu, że powinniśmy we dwóch bywać w mediach. Odparł, że mam aspiracje jak wielki artysta, a dla niego jestem, tu cytat, "psikutek" - żalił się Czajka na łamach "Faktu".
Na tym jednak nie koniec afery.